piątek, 25 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

To, co piękne i niemożliwe zarazem | 02.06.2017

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Fot. ARC Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie

Scena Polska Teatru Cieszyńskiego wystawiła przedostatnią premierę w 66. sezonie artystycznym. Tym razem polski zespół teatru w Czeskim Cieszynie wziął na warsztat kultowy dramat Paula Barza „Kolacja na cztery ręce”, którego reżyserii podjął się czeski reżyser Michael Tarant.


Na dzień przed premierą fragmenty najnowszego przedstawienia były pokazywane podczas Nocy Muzeów. Oczom widzów wchodzących do nowej Miejskiej Galerii Sztuki „12” w Domu Narodowym w Cieszynie ukazał się suto nakryty stół, na którym ułożyły się skąpo odziane aktorki Sceny Polskiej, Joanna Litwin i Patrycja Sikora. Ich nagie uda i odkryte dekolty sąsiadowały z półmiskami z serowymi koreczkami, apetycznie wyglądającymi pasztecikami i kiściami winogron. Zdezorientowana cieszyńska publiczność, która zasiada wokół tego stołu rozpusty, nie wiedziała, czego najpierw spróbować. Wszystko to razem przypominało jedną ze scen filmu „Obsługiwałem angielskiego króla” Jiříego Menzla, w której przed klientami hotelu kołują na obrotowym blacie jedzenie i rozebrana kobieta. Nagle do sali wpada Bogdan Kokotek w roli Jerzego Fryderyka Haendla i rozpoczyna zaciętą dyskusję z Tomaszem Kłaptoczem, który wciela się w Jana Sebastiana Bacha. Ich gwałtowny dialog przerywa Rafał Walentowicz jako totumfacki Jan Krzysztof Schmidt donoszący kolejne potrawy. Widzowie zajadając pasztet i łypiąc na wyciągnięte długie nogi Patrycji Sikory, przysłuchują się pojedynkowi na słowa między muzycznymi sławami baroku.


W sztuce „Kolacja na cztery ręce” Paul Barz – niemiecki muzykolog, krytyk sztuki, dramatopisarz i dziennikarz – opisuje fikcyjne spotkanie dwóch sławnych kompozytorów: Jana Sebastiana Bacha i Jerzego Fryderyka Haendla, do jakiego miało dojść w Hotelu Turyńskim w Lipsku w 1747 roku, z okazji przyjęcia Bacha do Towarzystwa Nauk Muzycznych, którego pierwszym i jedynym członkiem honorowym Haendel był od 1745 roku. W rzeczywistości obaj muzycy nigdy nie spotkali się. – Każdy z nas szuka jakiejś kotwicy w życiu. Ja poszukuję możliwości porozumienia między ludźmi, nawet między osobistościami o skrajnie odmiennych światopoglądach. Myślę, że współcześnie jest potrzebna refleksja nad tym, co zrobić, by więcej nas łączyło niż dzieliło. Szczególnie, gdy widzimy, co dzieje się na świecie, w Europie i w poszczególnych państwach – stwierdził Tarant przed premierą. – W „Kolacji na cztery ręce” fascynuje mnie zestawienie dwóch ludzi, których dzieli wszystko oprócz muzycznego geniuszu. Temat, który tu wreszcie udało mi się podjąć, nosiłem w sobie z dziesięć lat – dodał.


Ekskluzywna hotelowa jadalnia, która Bacha onieśmiela, zaś Haendlowi dodaje animuszu. Kiedy przedstawienie zaczyna się, z mroku wyłaniają się najpierw monumentalne kotary, później duże drzwi ustawione w centralnej części, a następnie klawesyn i duży obrotowy stół. Dym, płonące świece, interesująca gra oświetleniem i starannie wykonane fantazyjne kostiumy zaprojektowane przez Agatę Kokotek wpłynęły na ogólną malowniczość przedstawienia. Z przepychem plastycznym widowiska idzie w parze rozbudowana warstwa muzyczna. Reżyser zdecydował się wykorzystać fragmenty m.in. „Wariacji Goldbergowskich” i „Pasji według św. Mateusza” Bacha oraz „Muzyki na wodzie” czy „Mesjasza” Haendla granych miejscami bardzo głośno – tak, by widz wręcz fizycznie odczuł potęgę tych dźwięków.


Rozmowa między Bachem i Haendlem najpierw uwypukla oczywiste różnice między nimi. Bach, kantor z małej parafii w Lipsku jest za skromny na londyńską wybujałość, z kolei Haendel jako popularny artysta największych europejskich oper nie pasuje do prowincjonalnego Lipska. Artyści wzajemnie odradzają występy w swoich miastach, obrażają się i umniejszają swoje dokonania. Jednak z czasem rodzi się między nimi osobliwa nić porozumienia. Jako muzyczni geniusze zmagają się z podobnym poczuciem wyobcowania i niezrozumieniem. Obaj są także wystawieni na ignorancję władzy, dosadną krytykę, satyryczne, a czasem i okrutne komentarze. Dlatego Haendel mówi: „Ale nawet najstraszniejszy cham nie jest tak straszny jak bóg, któremu na imię publiczność. To jest prawdziwa władza. Jedyna, przed którą naprawdę musimy drżeć. Przez całe życie”. Oboje drżą też przed innymi upiorami. Haendel przeżywa brak akceptacji ojca i boi się samotności. Bach musi troszczyć się o liczną rodzinę i frustruje go niedocenienie kunsztu jego pracy na prowincji. Czy jednak tak różni ludzie zdołają osiągnąć porozumienie? I przede wszystkim czy ich spotkanie jest w ogóle możliwe?


Przedstawienie w reżyserii Michaela Taranta wsparło się na dwóch dużych rolach Bogdana Kokotka i Tomasza Kłaptocza, którzy z tego niełatwego zadania wywiązali się znakomicie. Na scenie towarzyszyli im Joanna Litwin i Patrycja Sikora, a także doskonale odnajdujący się w drugoplanowej roli Schmidta Rafał Walentowicz, nowy aktor Sceny Polskiej. Na sukces „Kolacji na cztery ręce” składają się ponadczasowy i uniwersalny dramat, dojrzała i dobra rzemieślniczo reżyseria, a także aktorzy podchodzący poważnie do powierzonych im zadań.

 

Małgorzata Bryl

 

 




Może Cię zainteresować.