środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Bony, Horacji, Jerzego| CZ: Jiří
Glos Live
/
Nahoru

Ostry dyżur | 01.11.2020

„Jeżeli się nie znasz na chirurgii, to wynocha. Jak możesz tu być szefem?”. Ostre słowa. Takimi wystrzelił wprost na mnie 83-letni pacjent podczas porannej szefowskiej wizyty - pisze pochodzący z Zaolzia światowej sławy lekarz prof. Stanisław Czudek. Jest jednym ze stu chirurgów wyznaczonych przez NASA do operacji astronautów na odległość. 

Ten tekst przeczytasz za 9 min. 15 s
Fot. ARC

„No wie pan, siedzę w tej onkologii już prawie że 40 lat. Wiem dużo o raku, mam doświadczenie…” – odpowiadam ze stoickim spokojem. A on dalej ostro atakuje. „Jeżeli masz taką tępą głowę i nie umiesz wyciąć tego guza, to co tu robisz?”. 
Bardzo zabolą, proszę mi wierzyć, takie słowa. Ale człowiek musi być profesjonalistą i musi reagować ze spokojem.

Pan Antoni zauważył pierwsze zmiany na skórze ciemienia głowy przed dwoma laty. Bagatelizował wszystko, jego lekarze rodzinni też nie napierali zbytnio. I wynik jest, jaki jest. Owrzodziały rak średnicy 6 cm na ciemieniu głowy. Antoni zwrócił się do poradni chirurgicznej, gdzie młody chirurg skierował go do kliniki chirurgicznej. Młody chirurg pytał mnie o radę. „Musisz pacjenta przesłać do placówki specjalistycznej, bo przy takim dużym guzie musi asystować chirurg plastyczny”. Lekarz źle ocenił sytuację i pacjent znalazł się u mnie na chirurgii. Mało tego. Znalazł się na chirurgii w październiku 2020, kiedy w całej swej okazałości grasuje druga fala koronawirusa. Na klinice zakaźnej 60 pacjentów dodatnich na COVID-19, z tego 8 na wentylatorze płucnym, wszystkie łóżka OIOM (ARO- czes.) zajęte przez pacjentów zakażonych tym wirusem. W takich warunkach nie wiem, od czego zacząć. 

Skafander, zmiana opatrunku, zmiana skafandra i operacja, zmiana skafandra i konsultacja na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (Emergency Unit – angl.). Zawsze sądziłem, że mam dobrą kondycję psychiczną i fizyczną, ale w takich warunkach to naprawdę bardzo trudne. I nie wszyscy lekarze i pielęgniarki wytrzymują… Ktoś złapie wirusa, ktoś inny jest na kwarantannie lub profilaktycznie idzie na zwolnienie… Ale tak już to w życiu jest. Zostają najbardziej wytrwali, najbardziej odpowiedzialni.

A tu masz takiego dziadka Antka, który podczas ataku na mnie aż się trzęsie. Nie żalę się. Wiem, jak się musi kiepsko czuć.

„Panie Antoni” – wracam do rozmowy spokojnie. „Nie chodzi o samo wycięcie tego raka skóry, ale przesunięcie płata skóry, by zakryć defekt po tym wycięciu”. Wspominam dwa przypadki z setek pacjentów, które skończyły się tragicznie. Po zakażeniu rany stan zapalny przeniósł się na spływy strzałkowe w głowie powodując zakrzepicę tych spływów i ludzie umierali w ciągu kilku dni. Do pana Antoniego chyba te słowa nie docierają. Stale jest agresywny. Nie odpowiadam, zwracam się do zespołu i wychodzimy z sali. Proszę swego zastępcę, by prowadził dalej poranny obchód a ja idę kontaktować placówkę chirurgii szyi i głowy w Centrum Onkologicznym. „Nie przyjmujemy teraz, bo mamy wśród pacjentów i personelu zakażenia” – słyszę. „No tak, ale ten człowiek jest psychicznie na dnie. Ma świeże badania PCR na Covid-19 negatywne, więc proszę go przyjąć i pomóc mu” – apeluję. „Czy to kwestia życia lub śmierci?” – słyszę po drugiej stronie. „Nie, ale proszę o pomoc”. Lekarz odkłada słuchawkę bez jakiegokolwiek dalszego wytłumaczenia. Zostaję sam. 

Mam dwie możliwości: albo sam przeprowadzić ten zabieg z dużym ryzykiem dla pacjenta albo spróbować jeszcze gdzieś indziej. Może znajdę bardziej przychylną duszę lekarską, którą mi pomoże?
Wracam do pana Antoniego. Trochę się uspokoił. Dokładnie tłumaczę mu sytuację, staram się opisać obydwie możliwości wyboru, całą sytuację, jaka wiąże się z epidemią, wszystkie możliwe powikłania… Proszę go, by przemyślał sprawę. Po południu wpadnę do niego i definitywnie zdecydujemy, co robimy. Zapach rozpadającego się jego guza na głowie nieprzyjemnie pachnie na całą klinikę… Wołają mnie już do zabiegu. „Pacjent już jest znieczulony, proszę na blok!”. 

Do skafandra. Prawie nic nie widzę przez mgłę na okularach. Innego wyjścia nie ma. Pacjenta z niedrożnością układu pokarmowego trzeba pilnie zoperować. Operacja trwa 4 godziny. Zmęczeni, ale zadowoleni, że się udało. Zrzucamy skafandry, myjemy się, dezynfekujemy, wkładamy maski ochronne FP3 i wracamy na chirurgię. Nie zdążyłem dotrzeć do pana Antoniego, bo złapali mnie koledzy z SORu. Przyjechała pani z rakiem wątroby. Dobrze wiem, o kogo chodzi.

Pani Ala, z miasta odległego około 300 km, jako młoda 35-letnia kobieta zachorowała na raka wątroby przed 5 laty (po przebytym zapaleniu wątroby wirusowym typu C). Przed 3 laty skierowano ją już do hospicjum domowego, do opieki paliatywnej… Do przeszczepu wątroby nie klasyfikowała się i pojawiła się w przychodni w Cieszynie. „Ale ja pani też nie jestem w stanie cudownie pomóc. Mogę leczyć objawy, drenować, protezować drogi żółciowe, operować omijanki w brzuchu, ale radykalnie nie jestem w stanie pani pomóc. Nikt na świecie nie jest w stanie pani pomóc”. 

To są bardzo mocne słowa, ale pacjentowi powinno się mówić prawdę, chociaż strasznie boli. Z drugiej strony NIKT NIE MA PRAWA ODBIERAĆ PACJENTOWI NADZIEI! Ala leży na łóżku, żółta, wyczerpana. Dren nakłuty do dróg żółciowych przez wątrobę przestał dawać żółć. Zatkał się. Próbuję go przepłukać na SORze. Nie udaje się. Rozmawiamy. Tłumaczę, że najrozsądniej będzie, jeśli zostanie u mnie przez kilka dni, wymienimy dren, podamy antybiotyki. „Ale ja mam 6- letniego chłopca w domu. Kto będzie się uczył z nim zdalnie na komputerze?” – pyta. „Pani Alu, nie ma innego wyjścia. Jeżeli pani pojedzie do domu, to wstrząs septyczny z zakażenia dróg żółciowych zabije panią w ciągu kilku dni”. Ala się zgadza i prosi jeszcze o rozmowę z mężem, który w tych covidowych czasach czeka na zewnątrz szpitala. Nie można wpuścić go do środka, bo sam mógłby złapać wirusa, a w domu przecież czeka 6-letnie dziecko. 

Zmierzam na chirurgię, informuję oddziałową o przyjęciu Ali i badaniach USG, TK, o wymianie drenażu dróg żółciowych. A wieczorem... „Panie profesorze, dzwonili z onkologii. Ma pan zadzwonić”. Aha, chyba lekarz, z którym rozmawiałem, uspokoił się i chce mi coś zaproponować. Nie myliłem się. Lekarz usprawiedliwiał się, że jest wyczerpany, że nie daje rady. „Spokojnie panie kolego” – odpowiadam. „Dziękuję, że się pan zastanowił i oddzwonił”. „Mamy wolny termin w czwartek, możecie przesłać pana z negatywnym wynikiem testu na Covid-19?”. „Oczywiście i dziękuję”. 

Tak się po drodze do pana Antka zastanawiam, jak się zmieniło i zmienia życie ludzi na całym świecie w tych czasach. Niby od wojny minęło 75 lat, ale teraz to właściwie jesteśmy też w wojnie. Tyle tylko, że w wojnie innego rodzaju. Nastrój ludzi jest kiepski, co odzwierciedla się w ich zachowaniu. Są wystresowani, agresywni, często w depresjach. Ktoś choruje na „swoje” choroby przewlekłe – nowotwory, cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, choroby serca, ktoś złapał wirusa i wylądował na respiratorze. Ktoś inny traci pracę i nie wie, jak utrzymać rodzinę. Całe społeczeństwo staje się coraz bardziej nerwowe, inne.

Nie można się ale poddawać ot tak, zrezygnować ot tak, po prostu. Każdy z nas musi wziąć się w garść i powalczyć! Ktoś ze swoim rakiem, ktoś ze swoim covidem, inny powalczyć o utrzymanie rodziny. 
Wchodzę do sali pana Antka. Dwaj pacjenci obok niego są wystraszeni, co będzie. Czy przyjdę z krzykiem i „wyrzucę” pana Antoniego za jego poranne zachowanie, czy też…

Antoni siedzi na krześle i płacze z głową w dłoniach. Podnosi łzami zalane oczy. „Panie Antoni, umówiłem panu termin w specjalizowanej placówce chirurgii onkologicznej i plastycznej na czwartek”. „Panie profesorze przepraszam, nie wiem, co się ze mną rano stało”. Całuje mnie w rękę. „Spokojnie Antoni, wszyscy dzisiaj żyjemy w stresie, wszyscy reagujemy jakoś nie tak. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE!”.

I znowu telefon. Krwawienie masywne do układu pokarmowego! Kolega chirurg już mnie wzywa. Biegniemy wprost na blok, z endoskopowym tamowaniem już za późno. Stracilibyśmy człowieka! I znów skafander, zamglone okulary, przepocone ubranie. Pierwsza linia frontu. Wszystko będzie dobrze!

Stanisław Czudek

PS: Napisane późnym wieczorem w ciagu 16 minut, miedzy zabiegami, zamiast posiłku.
 

***

Prof. Stanisław Czudek
Pochodzący z Zaolzia światowej sławy lekarz w zeszłym roku objął stanowisko kierownika oddziału chirurgii ogólnej w Szpitalu Powiatowym w Zawierciu. Jest jednym ze stu chirurgów wyznaczonych przez NASA do operacji astronautów na odległość. Światowej sławy ekspert w chirurgii małoinwazyjnej. Posiada specjalizacje pierwszego i drugiego stopnia z chirurgii oraz specjalizację z onkochirurgii, w ramach której operuje głównie guzy jelita grubego, wątroby oraz trzustki. Zdobywał doświadczenie w najbardziej renomowanych klinikach w Europie i na świecie. Od 30 lat wykonuje operacje pokazowe w Polsce i za granicą. 

 




Może Cię zainteresować.