Na co dzień grają w regionalnych amatorskich klubach hokejowych. Raz na dwa lata reprezentują zaś Zaolzie w Światowych Zimowych Igrzyskach Polonijnych. Mowa o hokejowej reprezentacji Gorole-Zaolzie, która w tegorocznych igrzyskach w Krynicy obroniła złoty medal, pokonując w decydującym meczu ambitnych Rosjan 3:2. Wracamy do wydarzeń z przełomu lutego i marca w rozmowie z kapitanem drużyny, Markiem Glacem.
Hokej nie od zawsze był częścią składową igrzysk polonijnych. A szkoda, bo Zaolzie byłoby hokejową potęgą, a na chwilę obecną mamy „zaledwie” trzy złote medale…
– Hokej zadebiutował w 2012 roku na igrzyskach w Szczyrku. A dokładnie w hali w Tychach, gdzie swoją bazę mają miejscowi gracze GKS-u, wielokrotni mistrzowie Polski. Pojechaliśmy tam z trochę naiwnym przekonaniem, że na Zaolziu gramy najlepiej w hokeja, ale dostaliśmy baty od Rosjan i Kanadyjczyków. Spadliśmy z obłoków na ziemię. To był początek nowego etapu w historii tego zespołu. Uświadomiliśmy sobie, że bez regularnych treningów, meczów sparingowych, bez zgrania nie mamy szans również w kolejnych edycjach igrzysk. I udało się. Na trzech kolejnych imprezach już nikt nam nie dorównał.
Sporty zespołowe na igrzyskach polonijnych cechuje skądinąd bardzo wysoki poziom. Widać to również na przykładzie wyrównanych meczów w turniejach piłkarskich...
– Tak, ale hokej jest moim zdaniem jeszcze ciut bardziej zaawansowanym sportem na igrzyskach polonijnych. W hokejowym turnieju nie ma przypadkowych zawodników. Trzeba dobrze grać, dobrze poruszać się na łyżwach. Mieć myślenie hokejowe, nie tylko opanowaną jazdę do przodu i do tyłu.
Pierwszy złoty medal udało się zdobyć cztery lata temu podczas igrzysk w Karkonoszach. Czy ten debiutancki medal smakuje najlepiej?
– Wszystkie trzy złote medale są równie ważne. W 2014 roku podczas igrzysk w Karkonoszach było już znacznie lepiej, niż wcześniej w Tychach. Pojechaliśmy tam z bagażem doświadczeń, lepiej przygotowani. W Karkonoszach zabrakło Amerykanów, a więc odpadł zaraz na starcie jeden klasowy przeciwnik. Byli Rojanie i Litwini, z którymi stoczyliśmy zacięte walki. Lekką komplikacją w Karkonoszach był brak hokejowej hali po polskiej stronie. Organizatorzy zmuszeni byli posiłkować się Jabloncem. Trochę podróżowaliśmy więc autokarem, ale nikt w zespole raczej nie narzekał. Dwa lata temu w Bieszczadach turniej hokejowy zagościł w Sanoku. Wywiązaliśmy się z roli faworyta, a w dodatku zwiedzili przepiękne zakątki południowo-wschodniej Polski.
Cały wywiad w najbliższym, wtorkowym wydaniu "Głosu".