Tylko ludzie oderwani od rzeczywistości mogli liczyć na inny scenariusz, niż przedwczesne zakończenie sezonu w ekstralidze piłki ręcznej mężczyzn. Szczypiorniak, podobnie jak większość innych sportów zespołowych, przegrał nierówną walkę z koronawirusem.
O sporcie w czasach zarazy, straszeniu problemami ekonomicznymi w klubach, ale także wizjach na najbliższy sezon „Głos” rozmawia z trenerem Banika Karwina, a ściślej mówiąc nowym generalnym menedżerem klubu, Markiem Michaliską.
Sezon 2019/2020 w Strabag Rail Ekstralidze nie został wprawdzie anulowany i obowiązują lokaty uzyskane na kolejkę przed końcem fazy zasadniczej, ale tytuł mistrzowski liderowi z Pilzna nie został przyznany. Banik z kolei zakończył niepełne rozgrywki na czwartym miejscu. Panuje niedosyt?
– Niedosyt jest odczuwalny i myślę, że w takich kategoriach myślą wszyscy fani piłki ręcznej. Zarazem muszę podkreślić, że werdykt o wcześniejszym zakończeniu sezonu unosił się w powietrzu od dawna. W momencie, kiedy z powodu ogłoszonego stanu wyjątkowego w całym kraju zamarło życie nie tylko sportowe, przeczuwałem, że tego sezonu nie uda się dokończyć bez dużych kompromisów. A przecież faza play off jest taką wisienką na torcie całego sezonu i przysparza najwięcej emocji. Włodarze rozgrywek podjęli słuszną decyzję. Konsultowali ją wcześniej z klubami ekstraligi, a więc dla nas to nie był duży szok. W Karwinie byliśmy pogodzeni z takim scenariuszem.
Dla pana był to pożegnalny sezon w roli trenera Banika. Od teraz zajmuje się pan już wyłącznie sprawami menedżerskimi w klubie, a pałeczkę trenerską przejmuje Michal Brůna. Czy z fotela dyrektora sportowego nie będzie pan tęsknił za emocjami na parkiecie?
– Potrzebowałem zmiany. Policzyłem, że w różnych funkcjach trenerskich, włącznie z młodzieżowymi kategoriami, spędziłem siedemnaście sezonów. Piłka ręczna jest pięknym sportem, ale też sportem szarpanym wieloma emocjami. Trener stojący kilka kroków od placu boju musi się nauczyć poskramiać emocje, ale nie zawsze się to udaje. W tym sezonie z powodu odgórnej decyzji kilka meczów obejrzałem z trybuny, a w moim zastępstwie drużynę prowadził Michal Brůna, nasz najbardziej doświadczony szczypiornista, prawdziwa ikona klubu. Od nowego sezonu Michal przejmie pałeczkę trenerską na pełny etat i jestem przekonany o tym, że bez większych problemów zda egzamin. Czy będę tęsknił za emocjami z parkietu? Na pewno tak, ale wartością dodaną mojej nowej funkcji będzie mniej siwych włosów na głowie. Przynajmniej taką mam nadzieję (śmiech). W fotelu menedżerskim kłopotów do rozwiązania znajdzie się jednak tyle, że na pewno nie będę się nudził.
Cały wywiad we wtorkowym, papierowym wydaniu "Głosu".