wtorek, 20 maja 2025
Imieniny: PL: Bazylego, Bernardyna, Krystyny| CZ: Zbyšek
Glos Live
/
Nahoru

Szachy są grą z innej planety | 25.04.2020

Zastanawialiście się może ostatnio, jaki sport jest idealny na czas przymusowego siedzenia w domu podczas kwarantanny? Ja tak i po szybkim skreśleniu futbolu (zbyt mało miejsca na drybling), hokeja (zbyt gorąco) i rugby (zbyt niski sufit) doznałem równie szybkiego oświecenia. No właśnie, przecież mamy szachy! – Gra w szachy hartuje mózg, uczy cierpliwości i pokory życiowej – mówi w rozmowie z „Głosem” mistrz międzynarodowy Ladislav Langner z klubu Slavoj Czeski Cieszyn.

Ten tekst przeczytasz za 8 min. 45 s
Ladislav Langner z córką Laurą podczas domowej partii. Fot. ARC

Na początek trzeba postawić sprawę jasno. Szachy to pełnowartościowy sport, który uznaje m.in. Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to też idealny sport na czas zarazy?

– Polecam szachy wszystkim, bo to świetny relaks. Na pierwszy rzut oka ten sport może wyglądać jak z innej planety, trzeba się nauczyć dokładnie reguł gry, ale to przecież dotyczy wszystkich dyscyplin sportowych. Do szachów trzeba dwojga graczy, jednej planszy z 64 polami szachownicy, 32 pionków do gry i, co najważniejsze, cierpliwości. A w obecnych czasach, kiedy wielu z nas musiało radykalnie zmienić swoje codzienne nawyki, szachy są idealnym sposobem na mile spędzony wieczór w gronie rodzinnym.

W jakim wieku dziecko może rozpocząć przygodę z szachami? Moja pięcioletnia córka zaskoczyła mnie ostatnio pytaniem: „Tato, w przedszkolu mamy szachy. Nauczysz mnie tej gry?”

– Można spokojnie zaryzykować już w wieku pięciu lat. Ja nauczyłem się gry w szachy, będąc sześciolatkiem. Szachy grane w tak młodym wieku wymagają jednak wielu poświęceń, zwłaszcza jeśli chodzi o rodziców. Umysł dziecka nie jest jeszcze przystosowany do myślenia tak bardzo abstrakcyjnego. Wielu dzieciom brakuje też cierpliwości. Jeśli jednak przezwyciężymy wspólnie z dzieckiem początkowe trudności, to potem będzie już tylko lepiej. A kto raz zakochał się w szachach, ten pozostaje zakochany w nich na zawsze.

Poleca pan naukę prywatną, w domu, czy lepiej od razu zapisać dziecko do najbliższej szkoły szachowej?

– Stawiam na drugą opcję. Szkoła szachowa jest najlepszym rozwiązaniem dla dziecka, ale oczywiście można też spróbować samemu. Plusy szkoły szachowej polegają głównie na bezpośrednim kontakcie z rówieśnikami. Dzieci, które lubią przebywać w kolektywie, będą więc wniebowzięte. Ważny jest też aspekt metodyczny, bo szkoły prowadzone są przez fachowców. W Czeskim Cieszynie z powodzeniem działa szkółka szachowa przy Polskiej Szkole Podstawowej prowadzona przez Renatę Miturę. Dzieciaki uwielbiają przychodzić na jej zajęcia szachowe, a to przekłada się na świeży narybek w naszym klubie szachowym Slavoj Czeski Cieszyn. W klubie treningi odbywają się dwa razy w tygodniu i jeśli mogę skorzystać z okazji, to serdecznie zapraszam w nasze progi. Oczywiście jak tylko cały świat wróci do stanu przed epidemią, a mam nadzieję, że jesienią będzie już w tej materii znacznie lepiej. Dodam jeszcze, że zajęcia prowadzą w języku polskim albo „po naszymu” Wacław Mitura i Ernest Gibiec, bo też większość dzieci na co dzień uczęszcza do miejscowej polskiej podstawówki.

W swojej karierze miał pan okazję zagrać w ekstralidze w barwach dwóch klubów z Zaolzia – TJ TŽ Trzyniec i obecnie Slavoja Czeski Cieszyn. Co musi posiadać szachista, żeby przebić się do grona najlepszych?

– Przede wszystkim pokorę. W Slavoju Czeski Cieszyn właśnie z taką filozofią życiową udało nam się w ciągu ośmiu lat przebić się z rozgrywek okręgowych aż do ekstraligi. W gronie najlepszych klubów spędziliśmy wprawdzie tylko jeden sezon, a dokładnie sezon 2018/2019, ale wspomnienia pozostaną w pamięci na zawsze. Tak samo mile wspominam okres spędzony w barwach ekstraligowego wówczas Trzyńca. Podobnie jak w innych sportach, również w szachach kluczem do sukcesu jest dobry i zgrany kolektyw. Obecnie w Slavoju nie mamy wprawdzie ani jednego arcymistrza, ale mimo wszystko w pierwszej lidze udało nam się dobrnąć aż do trzeciego miejsca w tabeli. Mówię o wynikach uzyskanych przed przymusowym, przedwczesnym zakończeniem sezonu z powodu pandemii koronawirusa. Rozgrywki szachowe, podobnie jak inne sporty w naszym kraju, zostały przerwane poniekąd drastycznie, ale nie było innego wyjścia. Zdążyłem jeszcze wziąć udział w drużynowych mistrzostwach świata weteranów reprezentując pięcioosobową reprezentację Republiki Czeskiej, które na początku marca odbyły się w Pradze. Wtedy jeszcze nikt z nas nie przypuszczał, że cała Europa zamknie granice. Nowy sezon szachowy powinien ruszyć jesienią i wierzę, że nic nie stanie na przeszkodzie, żeby ten cel można było zrealizować.

To są słowa lekarza (L. Langner jest lekarzem-gastrologiem w Miejskim Szpitalu w Cz. Cieszynie) czy też zapalonego szachisty?

– Jedno i drugie. Jako lekarz uważam, że ta epidemia zostanie w tym roku na tyle poskromiona, że można będzie wrócić do normalnego życia. Warto jednak wykorzystać również obecny czas, który wielu z nas spędza w domu. Niekoniecznie na szachy, które są tematem naszej rozmowy. Dobrze, jeśli uświadomimy sobie, że pogoń za pieniędzmi nie daje pełni szczęścia. Co z tego, że mamy w ogrodzie basen, kiedy po powrocie z pracy brakuje nam czasu, żeby do niego wskoczyć? Zastanawiam się zresztą, czy to naprawdę koniec świata, jeśli przez kilka najbliższych miesięcy światowa gospodarka przyhamuje. Odbiegam jednak od tematu naszej rozmowy, przepraszam.

Jak widać, szachy rzeczywiście pobudzają do głębszego myślenia…

– Niektórzy mają o nas, szachistach, błędne mniemanie i uważają, że na okrągło, przez cały dzień nie robimy nic innego, jak tylko myślimy o tym, jak rozegrać najlepszą partię w swoim życiu. Oczywiście również w domu trzeba przeznaczyć czas na treningi, ale w moim przypadku nie zajmują one aż tylu godzin. Taki szachowy arcymistrz, czyli szachista najwyższej rangi, nie licząc mistrzów świata, trenuje średnio po osiem godzin dziennie. Ja wolę relaksować na łonie natury, spacerować po naszych pięknych Beskidach.

Niektórym najwidoczniej jednak nawet ośmiogodzinne treningi nie wystarczą. Głośna stała się w zeszłym roku afera z udziałem arcymistrza startującego w czeskiej ekstralidze, niejakiego Igora Rausisa, który oszukiwał rywali, korzystając w toalecie z aplikacji w swoim smartfonie…

– Tak, to głośna sprawa, która na całe szczęście została rozwiązana z korzyścią dla szachów. Igor Rausis faktycznie oszukiwał i został zdyskwalifikowany do końca życia. Miałem okazję zmierzyć się z nim w ubiegłym roku w barwach Slavoja Czeski Cieszyn w ramach ekstraligi. Nasza partia zakończyła się remisem, co można uznać za mój duży sukces, jeżeli wziąć pod uwagę niezwykłe okoliczności. Wcześniej ten zawodnik zaliczył serię 26 wygranych pojedynków, jak się później okazało, często z pomocą telefonu komórkowego, w którym miał zapisane skomplikowane algorytmy szachowe. Co ciekawe, wielu szachistów nabrało do niego podejrzeń już dużo wcześniej, ale ja, tocząc z nim zaciętą walkę, nie miałem zielonego pojęcia, że stosuje nieetyczne, nieuczciwe metody.

A jaka jest definicja szachowej etykiety?

– W skrócie chodzi o to, żeby w trakcie rozgrywania partii nie gadać, ale milczeć. O sprawach rodzinnych można porozmawiać potem, ale w czasie gry liczą się tylko szachy. Tu i teraz. Nie rozmawiamy też o aktualnej partii szachowej, którą można na spokojnie przeanalizować dopiero po zakończeniu walki. Na stronach internetowych zresztą na bieżąco zamieszczane są najciekawsze partie szachowe.  

Czy współczesne szachy mają gwiazdorów na miarę takich arcymistrzów, jak chociażby Gari Kasparow?

– Szachy nie są aż tak medialnym sportem, jak futbol, hokej czy tenis, ale też generują idoli młodej generacji. Od 2013 roku niekwestionowanym gwiazdorem w naszym sporcie jest Norweg Magnus Carlsen. Młody chłopak, który zrobił furorę w szachach swoim nietuzinkowym podejściem do tego sportu. Jest nie tylko szachowym mistrzem świata, ale też gwiazdą mediów, ikoną mody, idolem dla fanów na portalach społecznościowych. Oprócz szachów potrafi ponoć dobrze grać w piłkę, a to się sprzedaje. Taka promocja szachów jest bezcenna. Z własnego doświadczenia mogę dodać, że grając w czeskich rozgrywkach szachowych mogę tylko pozazdrościć moim przyjaciołom z Polski popularności, jaką cieszą się szachy nad Wisłą. W Polsce ten sport posiada wyższy prestiż społeczny, poziom rozgrywek też jest wyższy. Nie łudzę się, że w Czechach w najbliższych latach zmieni się w tej materii coś na lepsze. Kiedy laik obejrzy mecz piłki nożnej albo tenisa, a potem zerknie na profesjonalną partię szachową, to pierwsze pytanie, które przyjdzie mu do głowy, będzie brzmiało: „Rany boskie, dlaczego ten sport jest taki nudny i skomplikowany?” Szachy są po prostu grą z innej planety, ale żeby nauczyć się podstaw tej pięknej gry, nie trzeba być kosmitą.

Janusz Bittmar


Może Cię zainteresować.