Andrew Schapiro, ambasador Stanów Zjednoczonych w Republice Czeskiej, zawitał w piątek do Czeskiego Cieszyna. Celem jego wizyty było Centrum Wspólnotowe Mojska, w którym Diakonia Śląska prowadzi lekcje języka czeskiego dla mieszkających w mieście uchodźców z Iraku. Po spotkaniu z Irakijczykami dyplomata udał się z wizytą na Uniwersytet Ostrawski.
Ambasador przez ok. pół godziny rozmawiał z Irakijczykami. Zaraz na wstępie dał do zrozumienia, że jest jednym z nich: podobnie jak oni boryka się z zawiłościami języka czeskiego, podobnie jak oni wie, co to znaczy być migrantem. – Dziś może będę się tu uczył z wami czeskiego – stwierdził z uśmiechem łamaną czeszczyzną, witając się z obecnymi. Potem, już po angielsku, powiedział: – Jestem synem emigrantki. Moja mama wyjechała z Czechosłowacji do USA, kiedy miała chyba pięć lat. To była ucieczka przed nazizmem. Moja rodzina bardzo dobrze wie, co oznacza wojna, nieszczęście, konieczność ucieczki. Być może ktoś z was lub waszych dzieci wróci do waszego kraju jako ambasador swojego nowego kraju, podobnie jak ja przyjechałem do Czech.
Schapiro pytał Irakijczyków o losy ich rodzin w Iraku, o ich obecne warunki życia w naszym regionie, o edukację dzieci i wzajemne stosunki z miejscową ludnością. Z uznaniem odniósł się do programu realizowanego przez Diakonię Śląską. – Widać, że Diakonia odwaliła tu kawał dobrej pracy – stwierdził.
Ambasador przyznał, że ludzie często pytają go o pogląd na kwestię uchodźców, spodziewał się, że podobne pytania usłyszy także podczas debaty na uniwersytecie w Ostrawie. – Co chcielibyście przekazać ludziom, którzy boją się uchodźców? – zapytał dyplomata przyjezdnych z Iraku.