W czwartek Polska obchodziła 75. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Znane jest wsparcie udzielane powstańcom przez brytyjskich, kanadyjskich czy amerykańskich lotników, mniej natomiast wiadomo, że na warszawskich barykadach bili się cudzoziemcy z Europy, Azji, a nawet Afryki.
W internecie przeczytamy, że latem 1944 r. w Warszawie po polskiej stronie walczyli przedstawiciele ponad 20 narodowości. – Te informacje są oparte na moich ustaleniach. Przed kilku laty udokumentowałem udział w powstaniu około 230 cudzoziemców. Na podstawie dokumentów można jednak uznać, że w powstaniu mogło wziąć udział nawet ponad 300 cudzoziemców – mówi w rozmowie z „Głosem” Michał Tomasz Wójciuk, historyk i archiwista, doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i jednocześnie adiunkt w Dziale Historycznym Muzeum Powstania Warszawskiego.
»Stanko« dowodził
Najbardziej znaną grupą cudzoziemców walczących w powstaniu byli Słowacy, zgrupowani w tzw. plutonie 535. Przed wojną Słowacy stanowili w Warszawie blisko dwustuosobową kolonię. W połowie 1942 r. jej liderzy powołali do życia konspiracyjny Słowacki Komitet Narodowy. W porozumieniu z władzami Polskiego Państwa Podziemnego i dowództwem Armii Krajowej sformował on 535 pluton Słowaków dowodzony przez syna Polki i Słowaka, podporucznika Mirosława Iringha (pseudonim „Stanko”). Pododdział wszedł w skład Obwodu Mokotów AK i w przededniu powstania liczył blisko 60 żołnierzy.
– W czasie wojny Słowacja była samodzielnym państwem, które wspierało Niemcy, dlatego słowaccy obywatele w Generalnym Gubernatorstwie cieszyli się różnymi przywilejami. Na przykład mogli posiadać radioodbiorniki. Słowacy w Warszawie używali ich do nasłuchu stacji alianckich, a uzyskane w ten sposób informacje wykorzystywano w konspiracyjnej prasie – mówi Michał Wójciuk.
Godzina „W” zastała jednak słowacki pluton rozproszony. Część żołnierzy odcięto na Pradze. Inni bezskutecznie szturmowali Belweder i koszary szwoleżerów, następnie zaciekle bronili barykad przy ulicach Solec i Fabrycznej. 535 Pluton toczył też heroiczne boje na przyczółku czerniakowskim, gdzie zakończył krwawy szlak bojowy. W drugiej połowie września przez Wisłę na Saską Kępę przeprawiła się wykrwawiona resztka plutonu.
– Pluton słowacki zyskał rozgłos przede wszystkim dlatego, że był jedynym powstańczym pododdziałem, który mógł posługiwać się barwami narodowymi innymi niż polskie. Dlatego Słowacy walczyli pod własnym sztandarem, który można dziś oglądać w Muzeum Powstania Warszawskiego. Co ciekawe, mimo iż bili się od odrodzenie Czechosłowacji, widnieje na nim godło państwa, które kolaborowało z Niemcami. No, ale to już skomplikowana kwestia ówczesnej słowackiej tożsamości narodowej – stwierdza warszawski historyk i dodaje, że w szeregach plutonu, według publikacji wspomnieniowych, walczył też Czech.
– Czechów bijących się po stronie powstańców było jednak więcej. Znany jest przykład Karola Vakuli, który zginął 29 września w wielkiej bitwie partyzanckiej pod Jaktorowem, w której Niemcy rozbili Grupę AK „Kampinos”. Wspomnieć można także postać Albina Huški, który walczył w Śródmieściu. Przeżył, ale stracił obie dłonie – mówi Michał Wójciuk.
Cały artykuł znajdziecie w weekendowym „Głosie”.