Michał Milerski, znany „łowczorz” z Nydku, podjął się wraz z ojcem opracowania mapy gminy z pierwotnymi gwarowymi nazwami. Gmina sfinansowała projekt ze środków grantowych Rady Rządu ds. Mniejszości Narodowych. Pierwsza wersja mapy jest już gotowa.
Mamy przed sobą mapę „Nydek po naszymu”. Bardzo się ona różni od oficjalnej czeskiej mapy?
– Korzystaliśmy między innymi z mapy Nydku z 2006 roku. Są na niej niektóre miejscowe nazwy, przejęte z map katastralnych, ale, po pierwsze – jest ich dużo mniej niż na naszej mapie z nazwami gwarowymi, po drugie – niektóre tłumaczenia nie odpowiadają pierwotnym nazwom, a po trzecie – niektóre nazwy osadzono w niewłaściwych miejscach. To wszystko chcieliśmy poprawić i uzupełnić. Nydek jest rozległą wioską, o bogato ukształtowanym terenie i stąd się bierze to bogactwo nazw, które służyły ludziom do orientacji. W dzisiejszych czasach używane są coraz częściej GPS-y i mapy satelitarne, natomiast stare nazwy wychodzą z użycia. Naszym zamiarem było ocalenie ich od zapomnienia.
Istniejące mapy niewiele wam pomogły. Z czego więc korzystaliście?
– Jednak i mapy się przydały. Zwłaszcza te stare, wojskowe z austriackich czasów. Korzystaliśmy też z „Wędrówek nazewniczych”, które jakiś czas temu pokazywały się w „Zwrocie” czy z „Historii osadnictwa w Beskidzie Śląskim” Franciszka Popiołka. Jednak najważniejszym źródłem byli ludzie, którzy mieszkają w konkretnych miejscach i którzy pamiętają jeszcze ich dawne nazwy i do dziś ich używają. To właśnie oni pomogli prawidłowo ulokować je na mapie.
Spodziewam się, że im starsi mieszkańcy, tym lepiej byli zorientowani?
– Pokolenie moich rodziców, dzisiejszych 70-latków, dobrze się jeszcze orientuje, natomiast fenomenalną pamięć mają niektóre osoby 80-90 letnie. Na Soszowie byliśmy z panią Janiczkową, która ciekawie opowiadała nam o tych miejscach i ich historii. Ta kobieta urodziła się jeszcze w „kurloku”, czyli domu bez komina. Na jej przykładzie widać, do jak olbrzymich zmian doszło w Nydku na przestrzeni życia jednego człowieka. Na Filipce pomagał nam pan Widenka. Każde miejsce ma swojego znawcę. Gorzej, kiedy tych ludzi zabraknie. To też jeden z powodów powstania tej mapy.
Jakie jest pochodzenie dawnych nazw?
– Bardzo różne. Część z nich ma związek z ukształtowaniem terenu. Są Kympy, Kympki, Piyntrziska, Padoły, Na Dziurach, Za Snozóm, Łyng czy Mokradla. Ciekawe są nazwy lasów: Kamiynny, Krogulczy, Paprutny, Bucznik, Dómbkula czy też Zorolny, czyli znajdujący się za polami uprawnymi. W końcach nydeckich dolin mamy nazwy związane z najstarszym, szałaśniczym osadnictwem. Na Górze są Koszorki, na Głuchowej Kolybiska, a na Strzelmej Kiczera. To nazwy wołoskiego pochodzenia. Znajdziemy także nazwy świadczące o tym, że Nydek dostarczał surowców do huty najpierw w Ustroniu, a potem w Trzyńcu. Foroty to miejsce, gdzie sypano wydobytą rudę, w Milyrzu wypalano węgiel drzewny. Ludzie nadawali także nazwy według różnych wydarzeń. Przy drodze do Bystrzycy znajduje się Gynsio Krziwda. Wzięła się stąd, że gęsi, które przechodziły tędy przez drogę do potoka Głuchówki, wpadały często pod koła wozów, a później samochodów. Mamy również nazwy związane z nazwiskami mieszkańców.
Doliczyłam się na mapie przeszło 100 nazw. To nie wszystkie?