_-_transp.png)
Styk tysiącleci był dla ks. Stanisława Zwyrtka, zaledwie 40-letniego proboszcza parafii bogumińskiej momentem przełomowym. Wtedy usłyszał po raz pierwszy mało optymistyczną diagnozę – stwardnienie rozsiane. Dziś pytany o ten moment, ojciec Stanisław stara się umieścić go w czasie, jednak pamięć coraz bardziej go zawodzi. Choroba bowiem postępuje.
Ks. Stanisław Zwyrtek wyrastał w polskiej rodzinie w Mostach koło Jabłonkowa jako najmłodszy z czworga dzieci. – Księdzem chciałem zostać od dzieciństwa – przyznaje Zwłaszcza gdy stwierdził, że księża wcale nie rodzą się w ornacie, myśl o kapłaństwie nie dawała mu spokoju. Od raz powziętej decyzji nie odwiodły go ani kłody rzucane mu pod nogi przez władze komunistyczne (zgodę na studia otrzymał dopiero za drugim razem) ani rok spędzony w armii czy później rok przepracowany w trzynieckiej hucie, na który zdecydował się zainspirowany przykładem praktykowanym w seminarium krakowskim.
Pierwszą mszę świętą ks. Stanisław Zwyrtek odprawił w 1986 roku. Teraz marzy, by móc sprawować Najświętszą Ofiarę do końca swoich dni. – Staram się codziennie odprawiać mszę świętą. Prywatnie, tu w pokoju – zaznacza.
Siostra Joannes, która opiekuje się księdzem Zwyrtkiem od ponad 15 lat, zdradza zaś, że zawsze ma dwie intencje, a jedną z nich ofiaruje za kapłanów. – Chętnie by jeszcze spowiadał, ale niestety nie daje już rady. Cierpi, gdy widzi, że jego posługa kapłańska ciągle się zawęża – dodaje zakonnica, dla której ks. Zwyrtek mimo postępującej choroby nie przestał być przewodnikiem duchowym i wzorem człowieka.
Raz w tygodniu ks. Zwyrtek nadal odprawia Eucharystię w kaplicy domu seniora frydeckiego „Caritasu”, którego jest mieszkańcem od 2010 roku. Oprócz tego koncelebruje msze święte w bazylice stojącej w bezpośrednim sąsiedztwie domu.
Dzień ojca Stanisława rozpoczyna się ok. godz. 6.00. Brewiarz, msza święta, koronka do Bożego Miłosierdzia, różaniec, ćwiczenia rehabilitacyjne, śniadanie, obiad i kolacja – to stałe momenty w życiu codziennym byłego bogumińskiego proboszcza. – Dla człowieka sprawnego umysłowo pobyt w czterech ścianach jest bardzo deprymujący. Dlatego, jak tylko to możliwe, staramy się gdzieś wyjeżdżać – podkreśla siostra zakonna.
Chociaż wraz z postępującą chorobą grono znajomych skurczyło się, nadal są jeszcze ludzie, którzy z radością wyczekują przyjazdu ojca Stanisława. Pamiętają go jako wspaniałego rekolekcjonistę, przewodnika duchowego i spowiednika. – Jest kilka osób, które życzą sobie, żeby ksiądz nadal do nich przyjeżdżał. Jeżeli nie trzeba pokonywać schodów, wtedy nie ma problemu. Regularnie odwiedzamy też jego braci. Jeden mieszka w Mostach, drugi buduje dom w okolicach Czeskiego Cieszyna. Z siostrą Marylką, która wyjechała za granicę, spotyka się rzadziej – przekonuje boromeuszka, która cieszy się, że relacje księdza z najbliższą rodziną tak dobrze się układają. – Kiedy jest mu ciężko, prosi, by zawieść go do Mostów. Tam jest jego dom rodzinny, bezpieczna przystań i wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa. Kiedy jesteśmy w Mostach, zawsze odwiedzamy cmentarz i zatrzymujemy się przy grobie rodziców – opowiada siostra Joannes.
Nie inaczej będzie w tym roku – W niedzielę po południu pojedziemy do rodziny. To już taka tradycja, że Święta Boże Narodzenia i Wielkanoc ks. Stanisław zawsze spędza z rodziną – podkreśla siostra zakonna.