_-_transp.png)
Skończyła studia chemiczne w Pradze, przez pół roku pracowała w
zakładzie przetwórczym, a potem kierowała laboratorium w
czeskocieszyńskiej mleczarni. Lubi czytać i nie przepada za historią...

Mało kto się domyśla, że to kilka zdań z życiorysu wicedyrektor Polskiego Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie, Marii Jarnot. Poprosiliśmy ją, by zdradziła nam o sobie jeszcze ciut więcej.
Co to znaczy być wicedyrektorem czy – jak kto woli – zastępcą dyrektora gimnazjum? Na czym polega pani praca?
Do moich obowiązków należy organizacja wewnętrzna szkoły. Przygotowuję rozkład lekcji, rozpis zastępstw i dyżurów, załatwiam różne sprawy wewnętrzne, a także, pod nieobecność dyrektora, rozwiązuję sprawy natury technicznej. Ponadto służę pomocą nauczycielom w sprawach organizacyjnych i klasowych. Oprócz tego uczę. Mam dziesięć lekcji tygodniowo, czyli pełny etat nauczycielski wicedyrektora.
Woli pani uczyć czy urzędować?
Zawsze bardzo lubiłam uczyć, ale kiedy otrzymałam propozycję zostania zastępcą dyrektora, postanowiłam spróbować czegoś nowego. Cieszę się, że przyjęłam tę propozycję. Dzięki temu moja praca w szkole stała się bardziej różnorodna. Przez chwilę jestem więc nauczycielem, a przez chwilę urzędnikiem. Lubię jedno i drugie.
Był czas, kiedy nie pracowała pani w szkolnictwie. Co to była za praca?
Ukończyłam chemię żywności w Wyższej Szkole Chemiczno-Technologicznej w Pradze. Po studiach stwierdziłam jednak, że na naszym terenie nie ma specjalnie dla mnie pracy. W Czechach, owszem, czekały na mnie ciekawe propozycje, ja jednak chciałam wrócić na Zaolzie Na początku odbywałam więc praktykę w zakładzie „Potraviny Karviná" w zawodzie kucharki, po czym przeszłam do mleczarni w Czeskim Cieszynie. Tam zostałam kierownikiem laboratorium, ale tylko na czas urlopu macierzyńskiego mojej poprzedniczki. Kiedy później sama poszłam na urlop macierzyński, postanowiłam zgłosić się na uzupełniające studia pedagogiczne, by móc później szukać pracy w zawodzie nauczyciela.
Zarówno praca w szkole, jak i w laboratorium ma swoje plusy i minusy. Co dawała Pani praca chemika, a co daje praca nauczyciela?
Tego chyba nawet za bardzo nie da się porównać. Praca w laboratorium na stanowisku kierownika była tym, do czego przygotowywałam się fachowo w czasie studiów. Samodzielna praca w laboratorium mi odpowiadała, bo była to praca ciekawa, ale zupełnie inna niż w szkole. To, że nie pracowałam tylko w szkolnictwie, pozwala mi podchodzić do nauczycielskiej profesji z pewnym dystansem. Szkoła to taki inkubator, który ze światem realnym, niestety, ma niewiele wspólnego. Dlatego życzyłabym wszystkim nauczycielom, żeby na jakiś czas wyszli poza jej mury i spróbowali innej pracy, zupełnie w innym zakładzie. Wtedy dopiero by się przekonali, jak fajnie być nauczycielem.
Cały wywiad w ostatnim, drukowanym "Głosie Ludu" w rubryce "Świat Młodych".