Z powodu braku wyobraźni grupki turystów pogotowie górskie musiało w nocy z soboty na niedzielę interweniować w Beskidzie Morawsko-Śląskim, trzysta metrów pod szczytem Smrku.
Tuż po północy ratownicy otrzymali telefon z prośbą o pomoc. Okazało się, że pięcioro przyjaciół wyruszyło z Ostrawicy do chaty myśliwskiej „Hubertka”, znajdującej się na południowo-zachodnim zboczu góry Smrk (1276 m). W górach padał śnieg i była gęsta mgła. Jeden z turystów prawdopodobnie pośliznął się na ośnieżonym szlaku i poważnie poranił sobie nogę. Cała piątka była mocno wyczerpana.
– Natychmiast wyruszyliśmy z pomocą samochodem terenowym, lecz jazdę komplikował śnieg, mgła i ciężko dostępny teren – opisał warunki, w jakich odbywała się akcja ratownicza, jej uczestnik Jaroslav Pavlica. Rannego trzeba było z użyciem lin przetransportować na noszach do samochodu. Ratownicy wszystkich pięciu turystów zwieźli do Ostrawicy, rannego przekazali następnie pogotowiu ratunkowemu.
– Nocne wyprawy w góry są bardzo ryzykowne nawet latem. A w warunkach, gdy pada śnieg i jest mgła, nie można tego nazwać inaczej niż igraniem ze śmiercią –skrytykował zachowanie turystów naczelnik Pogotowia Górskiego Beskidy, Radim Pavlica.