Pod Babią górą dzieci nigdy nie chodziły w stroju | 14.08.2022
Górale babiogórscy to najmniejsza grupa etnograficzna wśród górali polskich, zamieszkująca zaledwie kilka wsi. Chociaż mało znana, posiada swoje zwyczaje, obrzędowość, rzemiosło, a także… strój. Jaki on jest, jakim ulegał wpływom, kto i jak powinien go ubierać, to pytania, które często przekraczają granice jednego regionu. Razem z Reginą Wicher szukamy na nie odpowiedzi. Ten tekst przeczytasz za 4 min. 60 s
Ubiór jest tym, co ludzie nosili na co dzień, do pracy, zaś strój tym, co ma nas stroić i wyróżniać. Na zdjęciu zestawienie zdjęcia archiwalnego z 1910 roku i współczesnego. Fot Beata Schönwald

Regina Wicher z babiogórską tradycją i folklorem spotyka się od dziecka. Jest kierowniczką zespołu regionalnego „Juzyna” z Zawoi, współautorką książek z zakresu etnografii górali babiogórskich, a na co dzień pracownicą Babiogórskiego Centrum Kultury im. dr Urszuli Janickiej-Krzywdy w Zawoi. Do Domu PZKO w Jabłonkowie przyjechała jako znawca tematu, jakim jest babiogórski strój ludowy. Dokładnie tydzień temu dzieliła się tutaj swoimi refleksjami z uczestnikami seminarium etnograficznego zorganizowanego z okazji tegorocznego „Gorolskigo Święta”.
Strój czy ubiór?
– Na dzisiejsze spotkanie wybrałam jeden element kultury – strój. Nie powiem tylko o tym, jak ten strój wyglądał i jak dzisiaj wygląda, ale zadamy też sobie kilka pytań, z którymi was zostawię. Nie na wszystkie znajdziemy bowiem tutaj odpowiedź. Myślę jednak, że w kwestii stroju każdy region przeżywa podobne dylematy – zapowiedziała prelegentka.
Pierwszy dylemat zawierał się w pytaniu, czy my się ubieramy w strój, czy przebieramy, i czy jest to strój, czy ubiór.
– Kiedy kogoś widzimy w tradycyjnym ubraniu, mówimy: strój. Trzeba mieć jednak świadomość, że ubiór i strój to coś innego. Ubiór jest tym, co ludzie nosili na co dzień, do pracy, zaś strój jest tym, co ma nas stroić i wyróżniać spośród innych. Dawniej strój dawał bowiem jasną odpowiedź na pytanie, skąd jesteśmy i kim jesteśmy. Zawierał w sobie wiele ważnych informacji. Po stroju było wiadomo, skąd kto pochodzi, czy jest panną czy mężatką, żonatym mężczyzną czy kawalerem, człowiekiem bogatym lub biednym. To wszystko można było wyczytać ze stroju i nie trzeba było zadawać tylu pytań jak dziś – zauważyła Regina Wicher.
Według niej, nierozróżnianie ubioru od odświętnego stroju oraz nieumiejętne odczytywanie treści, które strój przekazuje, powoduje pewne zafałszowanie rzeczywistości zarówno dawnej, jak i obecnej.
– Góralszczyzna babiogórska była biednym regionem, którego biedę było widać. Ubiór codzienny, sporządzany z materiałów naturalnych, takich jak len, wełna i skóra, był bardzo skromny, nie miał żadnych ozdób. W latach 90. ub. wieku górale babiogórscy zaczęli przeżywać renesans swojej kultury. Zaczęto sobie szyć stroje odświętne i wychodzić w nich na scenę. Dopiero później przyszła świadomość, że pokazujemy pewne zafałszowanie, kiedy na scenie do zabawy na polanie, pasienia krów i zbierania chrustu, będąc dziećmi, wychodzimy w pięknie haftowanych zapaskach, gorsetach i koralach. Na scenie dzieci powinny być dziećmi. Po co więc te gorsety i co one mają u nich podkreślić? – zastanawiała się kierowniczka zespołu „Juzyna”.
Dozwolone od lat... 14
Regina Wicher przy temacie ubierania dzieci w tradycyjne stroje zatrzymała się dłużej. Nie po to, żeby piętnować ludzi ubierających maluchy w „dorosły” strój, lecz po to, żeby zwrócić uwagę na pewne „reguły gry”, do których w trosce o autentyczność należy się stosować. Pierwsza zasada mówi, że „dzieci nigdy nie chodziły w stroju”.
– W dzieci nie inwestowano, dzieci nosiły ubrania po swoim starszym rodzeństwie. Bardzo często te ubrania były przeszywane, były robione „zagibki” na sukienkach i spódniczkach, żeby można je było łatwo dostosować do wzrostu dziecka. Inwestowanie w portki z sukna lub gorseciki dla dzieci było bez sensu – przekonywała znawczyni etnografii regionu spod Babiej Góry. Jak zaznaczyła, życie dziecka i jego ubranie rządziło się zupełnie innymi prawami, niż w przypadku dorosłego człowieka.
Sytuacja zmieniała się diametralnie po skończeniu 14. roku życia. Wtedy dziewczynka stawała się „panną na wydaniu”, a chłopak „kawalerem gotowym do żeniaczki”. W związku z tym strój, sposób ubierania się i czesania, też się zmieniał. Na przykład dziewczyna po 14. roku życia nie mogła już się czesać w dwa warkoczyki. Dziś mało kto o tym wie i na taki „szczegół” nikt nie zwraca uwagi. O tym, że świadomość tych wszystkich „niuansów” jest nikła, a strój w powszechnym rozumieniu to strój odświętny, pięknie haftowany, pani Regina przekonała się niedawno, rozdając dziewczynkom sukienki na występ.
– Ponieważ taki mamy utrwalony wzorzec stroju, niektóre mamy zaczęły się dopytywać, czy zabrakło strojów dla dzieci, skoro rozdałam im tylko sukienki. W sytuacji scenicznej zwykła sukienka i lniane spodnie są jednak odpowiednim ubraniem dla dziecka – zaznaczyła wykładowczyni, dodając, że w dawnych czasach nawet ubranie kościelne dla dzieci nie było specjalnie ozdobne.
Cały materiał do przeczytania w weekendowym wydaniu Głosu.