Bílá Voda (po polsku Biała Woda) w powiecie jesionickim to mała miejscowość, która kilkakrotnie była świadkiem wielkiej historii. Kiedyś żyli tu Niemcy, obecnie zamieszkują ją głównie Czesi i Rumuni. Przez czterdzieści lat pokaźną część mieszkańców stanowiły siostry zakonne.
Przez wieki Biała Woda nazywała się Weisswasser. Zamieszkiwała ją ludność niemieckojęzyczna. Leży z dala od dużych miast, na cyplu jawornickim, z trzech stron otoczona jest przez Polskę. Jest najbardziej wysuniętą na północ gminą czeskiego Śląska. Miejscowością graniczną stała się już w 1742 roku, kiedy to cesarzowa austriacka Maria Teresa utraciła na rzecz Prusów większą część Śląska oraz ziemię kłodzką. Najpierw biegła zatem przez Białą Wodę granica austriacko-pruska, później, pomiędzy dwiema wojnami światowymi, czechosłowacko-niemiecka, po 1945 roku granica czechosłowacko-polska i obecnie czesko-polska.
Zanim pojawiła się granica
W pierwszej połowie XVIII wieku wszystko wskazywało na to, że Biała Woda ma przed sobą świetlaną przyszłość. Jakob Ernst von Liechtenstein-Kastelkorn, właściciel tutejszych dóbr i późniejszy biskup ołomuniecki, sprowadził do Białej Wody pijarów (członków Zakonu Szkół Pobożnych) i rozpoczął budowę kompleksu klasztornego. Miejscowość stała się ważnym ośrodkiem edukacyjnym.
– Było tu gimnazjum, kolegium, seminarium muzyczne. Kształciło się tu ponad 300 studentów – mówi Soňa Puzio, kustosz miejscowego muzeum. Wytyczenie granicy austriacko-pruskiej zepchnęło Białą Wodę do roli, jaka jej została do dziś – miejscowości „na końcu świata”. To miało wpływa na stopniowy upadek kompleksu pijarów. W 1829 roku kolegium zakończyło działalność.
Dzisiaj klasztor jest podupadły, choć częściowo wykorzystuje go Institut Krista Velekněze (Instytut Chrystusa Arcykapłana). Wspólnotę tę założył na Słowacji znany ze swojej działalności wśród Romów i osób z marginesu społecznego ks. Marián Kuffa. W Białej Wodzie IKV prowadzi dom opieki dla seniorów. Przyklasztorny kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny z zewnątrz nie wygląda najlepiej, lecz barokowe wnętrze prezentuje się zaskakująco dobrze. Ks. proboszcz Jozef Florek, miejscowy przełożony IKV, zdradza, że na niedzielnych mszach bywa ok. 30-40 osób. Niemal wyłącznie są to członkowie i podopieczni wspólnoty. Miejscowi nie chodzą do kościoła.
Cały tekst można przeczytać w świątecznym wydaniu „Głosu”.