Polacy to jedna z największych grup turystów zagranicznych odwiedzających Republikę Czeską. Nic dziwnego, że coraz więcej regionów przygotowuje materiały promocyjne i wersje swoich stron internetowych już nie tylko po angielsku czy niemiecku, ale także w języku polskim. Sęk w tym, że jakość tych tłumaczeń często pozostawia wiele do życzenia. Gdyby tylko to! W tym roku Polacy, którzy odwiedzili Morawy Południowe, mieli wręcz ubaw po pachy...
„W zeszłym tygodniu wróciliśmy z pobytu na Morawach Południowych. Region piękny, ale to, co zrobiliście na stronie internetowej...” – tak zaczyna się mail, na początku tygodnia wysłała do województwa południowo-morawskiego, zarządzającego portalem internetowym dla turystów, Marta Kmeť z Czeskiego Cieszyna.
Jak powiedziała naszej redakcji, jeszcze kilka dni temu na polskiej wersji strony można było znaleźć istne „perełki – wyjątkowo nieudane, wzbudzające śmiech tłumaczenia nazw geograficznych. Miejscowość Zaječí to Zając, Diváky to Widzowie, Klobouky u Brna przetłumaczono jako Kapelusze w Brnie, Dobré Pole to po prostu... Dobry Polak, a Podivín to – uwaga! – Kutwa.
– Takich nieprofesjonalnych tłumaczeń, z których czasem można się uśmiać, widuję sporo. Na stronach internetowych, w różnych publikacjach czy chociażby w restauracyjnym menu. Czasem naprawdę trudno trafić na dobry, profesjonalny przekład – komentuje sytuacje tłumacz przysięgły języka polskiego, Jan Kubiczek.
Dlaczego tak się dzieje? O tym obszernie przeczytacie w sobotnim wydaniu „Głosu Ludu”.