Głosik i Ludmiłka oglądali w telewizji film historyczny. Piękne panie i przystojni panowie w strojach z epoki spędzali wieczory prze świetle świec palących się na ozdobnych mosiężnych świecznikach. Młode panienki z kokardami we włosach grały na fortepianie, umilając wieczór. Nie było przecież w tych czasach ani telewizorów, ani komputerów, nie było nawet prądu elektrycznego.
– Głosiku, zróbmy sobie taki „historyczny” wieczór przy świecach! – zawołała Ludmiłka po zakończeniu filmu, zachwycona własnym pomysłem. Zaczęła przegrzebywać szuflady w poszukiwaniu świecy. W końcu znalazła jedną, niedużą, częściowo zużytą. – Nie mamy świecznika – zafrasowała się Ludmiłka. – Co teraz zrobimy? Gdzie postawimy świeczkę?
Nim Głosik zdążył się zastanowić, już miała gotowe rozwiązanie. Wyciągnęła z jednej z szuflad kartonowy talerzyk (taki, jak na piknik na łące), zapaliła świeczkę, poczekała, nim wosk zacznie się topić, po czym kapnęła trochę wosku na karton i przykleiła świeczkę woskiem do talerzyka.
Głosik przyglądał się zabiegom Ludmiłki. Wcale nie wyglądał na zachwyconego. – O nie, Ludmiłko, to nie jest dobre rozwiązanie. Przede wszystkim nie jest bezpieczne – pokręcił głową z dezabropatą. Karton to materiał łatwopalny. Świeczka będzie się spalała i jej knot będzie coraz krótszy. W końcu kartonowy podkład może zapalić się od płomienia i będziemy mieli pożar. Mam lepszy pomysł!
Głosik wyciągnął z szafki kuchennej pusty szklany słoik i wstawił do niego świeczkę. – Tak będzie o wiele bezpieczniej – stwierdził. A potem zgasił lampę. Skrzaty usiadły sobie spokojnie i przyglądały się migoczącemu płomieniowi świecy.
Cały Głosik znajdziecie w weekendowym drukowanym "Głosie Ludu".