A może o zakupie zadecydowało
odnotowane – zaraz po reklamie roli Katarzyny Kozaczyk – przesłanie, którym
kierował się reżyser filmu, Tinto Brass? Ten wyznał, że przyjął za własne główne
myśli cenionego także przeze mnie pisarza – Al.berto Moravii. Jakie to myśli?
„Eros jako sposób interpretacji życia. Perwersja seksualna jako manifestacja
prawdy ukrytej pod maską konwencji. Wyraża ona to, co ściąga na siebie
społeczne prześladowanie”. No cóż – perwersja niejedno ma imię, niekoniecznie
musi być wszak związana ze sferą seksu. I społeczne prześladowanie niejedno ma
imię. Bo zobaczmy...
I
Dobrze, w dalszej części felietonu nic nie będzie o
seksualnych perwersjach. Będzie za to o więzieniu. Dość szczególnego rodzaju
więzieniu – dodajmy. Bo w zasadzie idzie tylko(?) o doskonałą formę kontroli
nad niedoskonałym z natury (grzech pierworodny?) człowiekiem. Idzie o pomysł
braci Benthamów, a jego korzenie sięgają końca XVIII wieku. Nazwali go
Panopticon. A o co szło? O innowacje. Jeremy i Samuel Benthamowie zrazu zaprojektowali
specjalny zakład produkcyjny. Był on architektonicznie tak skonstruowany, że
niezwykły system korytarzy i luster umożliwiał z jednego miejsca obserwowanie
wszystkich pracowników. Nie chodziło przy tym – co znamienne i tym samym jeszcze
bardziej ciekawe – o śledzenie szeregowych pracowników, ale kontrolowanie ich
nadzorców. Pomysł ów, który wziął początek w konstrukcji budynku fabryki – w
fantazjach braci Benthamów ewoluował – mógł wszak zostać z równym powodzeniem
zastosowany w każdym innym przypadku, do więzień, szpitali, szkół... Bentham
nie był jakimś tam sobie zamordystą. Był twórcą wpływowego kierunku w filozofii
– utylitaryzmu. I według tej koncepcji, ów mogący podpatrywać wszystkich
Nadzorca Nadzorców mógłby łączyć przyjemne z pożytecznym, tj. zapraszać do
siebie gości, którzy mogli by podziwiać, co robią nadzorowani w dowolnym
momencie. Czyli – i zapewniać kontrolę, i dostarczać rozrywkę. Coś jak „dwa w
jednym” w różnych tłumaczeniach powieści „1984” George’a Orwella – „Wielki Brat
cię śledzi” i „Wielki Brat patrzy”. Pierwsze brzmi groźnie, drugie – jak
zaproszenie do telewizyjnego reality show. Pomysły Benthamów z różnych powodów
nie doczekały się zadowalającej realizacji za ich życia. Ale wracano do ich
idei wiele lat później. Próbowano pomysł braci Benthamów wcielić w życie czy to
w Stanach Zjednoczonych, czy to na Kubie. W obu przypadkach szło o stworzenie idealnego
więzienia. Próbowano zatem – ale bez powodzenia. Udało się dopiero wiele, wiele
dziesięcioleci później, w Amsterdamie – a to przy pomocy elektronicznych
bransoletek nadzorczych.
II
Tyle o rzeczywistości. W świecie literatury science fiction
skonstruowano przemyślny aparat umożliwiający podpatrywanie ludzi. I to nie
tylko tego, co akurat robią, ale co zrobią w przyszłości. Bo oto w roku 2054
można było nie tyle nawet przewidywać przyszłość, co ją zobaczyć. A zobaczywszy
– uniemożliwić czynienia zła. Tak, umożliwiał on wskazywanie zbrodniarza
jeszcze przed popełnieniem przez niego przestępstwa. Jak to możliwe? Zachęcam
do lektury powieści Philipa K. Dicka „Raport mniejszości” lub oglądnięcia
nakręconego na jej podstawie filmu pod tym samym tytułem. Filmu (reż. Steven
Spielberg, grają Tom Cruise, Colin Farrell, Samantha Morton, Max von Sydow,
2002) polecać chyba nie trzeba, ale jednak – polecam.
III
We wspomnianej powieści Orwella w mieszkaniu każdego
obywatela Oceanii umieszczono tele-ekrany – „Aparat zwany tele-ekranem można
było przyciszyć, lecz nie było możliwe wyłączyć go całkowicie. (...)
Tele-ekrany były urządzeniami nadawczo-odbiorczymi. Najlżejszy głos jaki
wydałby Winston, o natężeniu nieco większym niż najcichszy szept – był
automatycznie przekazywany. Również jak długo znajdował się w zasięgu wizji
tele-ekranu można go było zarówno podsłuchiwać jak i obserwować”. Dodatkowo –
„Oczywiście nikt nie wiedział czy w danym momencie jest śledzony czy nie. Jak
często policja myśli włącza swój aparat w celu obserwacji mogło być tylko
przedmiotem domysłów. Nie można było wykluczyć, że obserwowali wszystkich i o
każdym czasie. W każdym razie mogli włączyć swój podsłuch i podgląd do każdego
mieszkania i o każdym czasie”. Orwell, „1984” – powszechna inwigilacja, państwo
totalitarne, łamanie sumień, seanse nienawiści. Upiorna rzeczywistość, prawda?
Jak wspomniałem wyżej – przy okazji wypowiedzi reżysera Brassa – prześladowanie
niejedno ma imię...
IV
Jak z Orwella… Jak z Mrożka… Tak właśnie, na przemian
twórczością George’a Orwella i Sławomira Mrożka diagnozował w latach
siedemdziesiątych Polskę Ludową Stefan Kisielewski w pisanym wówczas sekretnym
dzienniku. Pisał go w mieszkaniu, w którym nie było co prawda tele-ekranów, ale
za to mieszkanie było „na podsłuchu”, o czym Kisiel doskonale wiedział.
V
Czym się to wszystko skończy? No cóż, przypomnę na koniec
fragment zabrany z innego mojego felietonu – bohater filmu Francisa Forda Coppoli
„Rozmowa” (1974), Harry Caul (w tej roli Gene Hackman), jest specjalistą od
posłuchu. Ba, w tym fachu jest niekwestionowanym mistrzem. Innymi słowy:
potrafi dzięki umiejętnie wykorzystywanej, specjalistycznej (jak na tamte
czasy) aparaturze podsłuchać każdego. I każdą. Jak się kończy ta
niekwestionowana dominacja mistrza? W ostatniej scenie siedzi w zdemolowanym
pokoju i gra na saksofonie (tak przynajmniej zapamiętałem). Skąd taki finał
filmu, który zapowiadany mógłby być jako dramat i thriller zarazem? Otóż,
mniejsza o motywy, odbierając domowy telefon, słyszy w słuchawce telefonicznej
– coś jak „słyszymy Cię”. Caul nie wie czy to prawda, ale jednocześnie wie, że
podsłuch może być założony wszędzie. Więc metodycznie szukając go sam demoluje
własne mieszkanie. Nawet podłoga jest po tych jakże dogłębnych, chciałoby się
powiedzieć, poszukiwaniach w doprawdy opłakanym stanie.
Krzysztof Łęcki