Polskie
Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” Wędrynia powstało w 1905 roku. Jego członkowie
najpierw wykonywali swoje ćwiczenia głównie na przyrządach gimnastycznych,
takich jak drabinki, drążki i kółka. Dopiero później zaczęli budować żywe
piramidy. Te pozostały do dziś sztandarowym programem wędryńskiego zespołu. Choć
czasem jego członkowie sięgają również po bardziej archaiczny sprzęt. Na
sobotnich obchodach wystąpią razem z historyczną stuletnią drabiną.
Piramidy
aż do nieba
Może
ich piramidy nie dotykają samego nieba, ale sufitu wędryńskiej „Czytelni” z
całą pewnością. Dlatego nie każda sala nadaje się na ich występ i często
odbywają się one w plenerze. Zaolzie zjeździli już prawie całe. Swoje
umiejętności prezentowali również m.in. w Warszawie, Krakowie, Pradze i na
Welehradzie.
Ubiegłoroczny występ z okazji 100-lecia
„Czytelni”. Fot. BEATA SCHÖNWALD
Aby
stworzyć 6-metrową żywą piramidę, należy zbudować z ludzkich ciał cztery
piętra. Każde jest ważne i każde odgrywa niezastąpioną rolę. Nie każdy z każdym
potrafi jednak dobrze współdziałać. Ważne jest, by dobrać tak poszczególne pary
lub grupy osób, by osiągnąć pełną harmonię. – Każdy „gimnasta” musi znaleźć
swoją pozycję, nauczyć się wyłazić i podtrzymywać innych. Całość musi być
dobrze skoordynowana i odpowiednio się prezentować. Bylejakość nie może tu mieć
miejsca – przekonuje kierownik „Gimnastów” Bogdan Iwanuszek. – Ważna jest
płynność ruchów. Zawsze podkreślam, że należy się wspinać jak na cienką
gałązkę. Powolutku, lekko – dodaje jego poprzednik Bohdan Ondraszek. Na czele
zespołu stał 33 lata i zawsze wysoko ustawiał mu poprzeczkę.
Stare
wino lepsze od młodego
Wędryńscy
gimnastycy mają w swoim repertuarze 20 różnych układów piramid, które z różnymi
modyfikacjami są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ich przodkowie sprzed
stu lat uczyli się ich, korzystając z publikacji Alfreda Hamburgera pt. „Wzory
igrzysk i piramid wolnych” wydanej przez Dzielnicę Małopolską Związku
Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” we Lwowie.
– Nie z każdym składem zespołu da
się zbudować każdą piramidę. Wiele zależy od liczby osób i ich indywidualnych
możliwości i umiejętności. Jesteśmy zespołem amatorskim i ćwiczenia te
traktujemy jako przyjemność. Tym bardziej nas cieszy, że wciąż jeszcze
potrafimy wzbudzać wśród widzów podziw i emocje – zaznacza Bogdan Iwanuszek. Jego
zdaniem, mimo wszystko starsze pokolenie osiągało lepsze wyniki i było bardziej
wysportowane. – Ludzie budowali domy własnymi siłami, pracowali fizycznie koło
domu i w ogrodzie. My prowadzimy wygodniejszy tryb życia i to przekłada się na
naszą kondycję i tężyznę fizyczną – przyznaje.
Według Bohdana Ondraszka, to również kwestia osobistego treningu i samodyscypliny. –
Mieliśmy specjalny zestaw ćwiczeń, które wykonywaliśmy w domu. Podstawą był
stój na głowie, który wzmacniał mięśnie szyjne, mięśnie kręgosłupa i brzucha.
Zawsze powtarzałem, że próby są po to, żeby opanować technikę. W ciągu dwu
godzin tygodniowo nie da się zbudować siły mięśni. Nad tym trzeba regularnie
pracować w domu – wspomina były kierownik.
Na
krawędzi ryzyka
Kiedy
buduje się 6-metrową żywą konstrukcję, zawsze istnieje ryzyko, że coś nie
zadziała, jak powinno, że coś się nie uda. – Tak, to się zdarza, że piramida
się załamie i runie na ziemię. Dlatego nad bezpieczeństwem najwyższych piramid
zawsze ktoś czuwa, jest w pogotowiu. Kiedy piramida zaczyna spadać, trzeba
łapać górę. Ci na dole, zawsze się jakoś podniosą. Nie możemy pozwolić na to,
żeby dzieci, które są na najwyższym piętrze, doznały uszczerbku na zdrowiu –
przekonuje Bogdan Iwanuszek. Kontuzje jednak się zdarzają. Zwykle są to siniaki
i zwichnięte kostki. – Nawet jeśli odczuwasz ból, musisz zacisnąć zęby i
wytrzymać, zanim ludzie z wyższych pięter zeskoczą na podłogę. Gotowej piramidy
nie da się „rozebrać” w trzy sekundy. I zawsze trzeba brać wzgląd na dzieci –
potwierdza jego poprzednik.
Bohdan Ondraszek kierował zespołem przez 33 lata. Fot. BEATA SCHÖNWALD
Można
zatem powiedzieć, że odpowiedzialność i zaufanie to połowa sukcesu. A reszta?
Zdaniem moich rozmówców, ważne są takie cechy, jak chęć, cierpliwość, brak lęku
wysokości i zdolność utrzymania równowagi.
Rodzice
i dzieci
Dzięki
temu, że mężczyźni, którzy tworzą gros zespołu, przyprowadzają na próby swoje
dzieci, „Gimnaści” stali się zespołem, gdzie w naturalny sposób umacnia się
więź między tatą i jego potomstwem. – Ojcowie zabierają do „Czytelni” swoje
dzieci już w wieku 4-5 lat, a potem stają się one stopniowo członkami zespołu. Kiedy
mają 6-7 lat, zaliczają pierwsze występy – mówi kierownik. Tak było w przypadku
Ani, córki Karola Ondraszka. – Na próby zaczęłam chodzić z tatusiem, mając
sześć lat. Zostałam do osiemnastki. Pamiętam, że czasem odczuwałam strach,
kiedy stawałam na szczycie piramidy, ale nikt nas nigdy do niczego nie zmuszał.
Potem były studia, wyjazdy… Teraz przychodzę na próby razem z moją 3-letnią
córeczką, żeby przekazać jej swoje doświadczenia. Lubię tę atmosferą, zgrany zespół
ludzi i ich humor – przyznaje Anna Ondraszek.
„Dzieci” powracające na
łono zespołu to przyszłość „Gimnastów”. – Nasza generacja 45-50-latków będzie
powoli wycofywać się z aktywnej pracy w zespole. Ważne jest, by miał nas kto
zastąpić i kontynuował to, co rozpoczęli nasi przodkowie przed 120 laty –
stwierdza Bogdan Iwanuszek.