Tomasz Wolff pisze do Marii Jarnot: Najważniejszy jest Człowiek | 26.06.2025
Szanowna
pani dyrektor. Zdecydowałem się do pani napisać list. W wiadomej sprawie.
Jeżeli ktoś jeszcze nie poczuł się wywołany do tablicy, to pozwolę posłużyć
się imieniem i nazwiskiem oraz nazwą szkoły, na czele której pani stoi. A więc…
Maria Jarnot, Polskie Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie.
Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Polskie Gimnazjum w Czeskim Cieszynie. Fot. Norbert Dąbkowski
Nie jest
tajemnicą, że w szkole podstawowej byłem uczniem średnim, żeby nie powiedzieć
przeciętnym. Dlatego nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby kontynuować
edukację w Technikum Mechanicznym w Bielsku-Białej na raczkującym wtedy
kierunku telekomunikacja. Przygoda skończyła się po roku, nie otrzymałem
promocji do klasy drugiej, otrzymując dwóję (oczywiście w polskiej
nomenklaturze) z podstaw elektrotechniki. Złożyłem papiery do Technikum
Budowlanego, które skończyłem z czerwonym paskiem. To tam, jak na ironię,
odkryłem zamiłowanie do pisania. Stąd też studia dziennikarskie na
Uniwersytecie Opolskim, które także skończyłem z wyróżnieniem.
Wie pani,
dlaczego tak się stało? Bo nikt przede mną, w okresie nieopierzenia, nie
zatrzasnął drzwi, nikt nie podciął mi skrzydeł. A decyzja, którą
pani podjęła odnośnie obniżenia liczby uczniów, którzy we wrześniu 2026 roku rozpoczną
naukę w „Słowaku” do 80, jest takim właśnie – w mojej ocenie – podcinaniem
skrzydeł tym, którzy dopiero szukają swojej drogi, nie są do końca
ukształtowani. Czy podczas podejmowania decyzji zastanowiła się pani, co się
stanie z tymi dziesięcioma uczniami, dla których zabraknie miejsca? Gdzie się
podzieją, gdzie trafią? A przecież tutaj mamy do czynienia jeszcze z bardzo
istotnym wątkiem – polskości. Kiedy jedyna polska szkoła średnia z Republice
Czeskiej ogranicza liczbę uczniów, to bez dwóch zdań strzela sobie w kolano,
podcina gałąź, na której siedzi. Dziesięciu uczniów, którzy pocałują klamkę,
wybierze zapewne czeską placówkę i zniknie z radarów polskości.
Nie
przekonują mnie argumenty, że mniejsza liczba uczniów w klasie to lepsze
efekty. Oczywiście, zgoda, 30 uczniów, to nie 26 czy 27, ale poza statystykami,
tabelkami, algorytmami, które dla wielu z nas stają się drogowskazami we
współczesnym życiu, jest jeszcze, a może przed wszystkim Człowiek. Kilka lat
temu prowadziłem warsztaty dziennikarskie na Litwie. Zajęcia miała tam też Ewa
Wołkanowska-Kołodziej, świetna i nagradzana reportażystka. Podczas kolacji
zadała mi pytanie, które chodzi za mną do dziś: „Tomku, jaka jest twoja
historia?”. Zawiera się w nim cały sens – to Człowiek jest najważniejszy, a nie
statystyki. Czasem zagubiony i nieukształtowany. Nie wypłynie na szerokie wody,
nie zdobędzie gór, nie poleci w kosmos (panie Sławoszu, przepraszam, że i pana
wmieszałem do tego listu, ale trąbi o panu cały świat), jak na starcie ktoś
wciśnie mu przycisk „stop”.
Brak
promocji do klasy następnej przez lata był moją zmorą. Aż do czasu, kiedy już
będąc dziennikarzem spotkałem na służbowej ścieżce nauczycielkę, która
sprawiła, że musiałem powtarzać pierwszą klasę. Stanąłem przed nią jak wryty i
podziękowałem. Za to, że gdyby nie ona, nigdy nie stałbym się tym, kim się
stałem. Bo tak naprawdę nigdy nie wiemy, co przyniesie jutro…
Pani
dyrektor, może jest jeszcze czas na zmianę tej decyzji!?