„Otóż z ramienia PCK udałem się kiedyś do sławnego pisarza,
żeby odebrać aforyzm, który miał dla naszej instytucji napisać” – wspominał
Stefan Wiechecki „Wiech”. „Po chwili na wewnętrznych schodach prowadzących do
gabinetu z pięterka ukazał się laureat Nobla. Wyglądał jak na portrecie, z tą
różnicą, że ręką trzymał się za twarz. Nie zdążyłem się odezwać, kiedy Reymont
powiedział po prostu: Wie pan, tak mnie cholera, zęby bolą, że nie byłem w
stanie nic dla was napisać. Może jutro. Bardzo serdecznie przepraszam. Wtedy
się przekonałem, że wielkość chodzi często w parze z prostotą i skromnością” –
zapisał w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Piąte przez dziesiąte”. Nomen
omen! – pomieszał bowiem fakty: Reymont otrzymał Nobla w 1924 r. podczas gdy
Wiechecki referentem prasowym Polskiego Czerwonego Krzyża przestał być już rok
wcześniej.
Poeta Artur Oppman „Or-Ot” opowiadał o fantastycznym darze
pamięci wzrokowej jaką posiadał Reymont: „Przechodziłem kiedyś z Reymontem
przez ulicę Królewską w Warszawie, koło placu Saskiego. Naraz Reymont odzywa
się do mnie: zamknij na chwilę oczy i powiedz mi, co na placu widziałeś przed
chwilą. Poddałem się temu egzaminowi, ponieważ jednak niewiele miałem do
zeznania i czułej się tym niejako zakłopotany, więc postanowiłem szukać odwetu.
Zatrzymałem Reymonta umyślnie na miejscu przez kilka minut, wciągnąłem do w
temat żywszej jakiejś rozmowy po czym naraz rzuciłem mu: No, a teraz ty zamknij
oczy i powiedz, coś na placu widziała przed chwilą. Przywarł powieki, odwrócił
się tyłem do placu i zaczął: Od strony ulicy Wierzbowej wjeżdżały przed
chwilą dwie dorożki, jedna, z siwym koniem, skręciła w ulicę Czystą; druga
dwukonka, z gniadym i kasztanem, jedzie ku Mazowieckiej; w pierwszej siedzi
jakaś starsza dama, w dwukonce dwaj oficerowie, ten po lewej stronie, huzar,
pałasz trzyma na założonych noga na nodze kolanach, drugi, zdaje się,
sztabowiec, sądząc po lampasie na czapie; na środku placu grupa trzech
jegomościów żywo rozmawia, najstarszy z nich z siwą bródką…”.
Teoretyk i historyk literatury prof. Henryk Markiewicz
ocenił, że życiorys Reymonta jest trudny do ustalenia w wielu szczegółach
zarówno ze względu na braki w dokumentacji, jak i fakt, że sam pisarz
„zabarwiał swobodnie fikcją swe ustne i publikowane relacje autobiograficzne”.
Władysław Reymont, właściwie Stanisław Władysław Rejment,
urodził się 7 maja 1867 r. we wsi Kobiele Wielkie koło Radomska. Miał kilkoro
rodzeństwa. Ojciec – Józef – był organistą i sekretarzem miejscowej kancelarii
parafialnej, matka – Antonina z Kupczyńskich – siostrzenicą księdza kanonika
Kupczyńskiego, tamtejszego proboszcza. W 1868 r. rodzina przeniosła się do Tuszyna pod Łodzią. W
szkole elementarnej przyszły autor „Chłopów” uczył się źle. Zamartwiający się o
jego przyszłość rodzice postanowili zrezygnować z wyższych ambicji i zapewnić
mu znajomość jakiegoś fachu. Wysłali go więc latem 1880 r. do Warszawy do
najstarszej siostry Katarzyny, której mąż – Konstanty Jakimowicz – był
właścicielem zakładu krawieckiego. „W rodzinie zamężnej siostry jej młodszy
brat spędził cztery lata. W ciągu tygodnia wraz z innymi czeladnikami i
adeptami na czeladników uczył się fachu krawieckiego, a w niedzielę uczęszczał
do Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej, jedynej, z której wyniósł
świadectwo ukończenia (8 XII 1883 r.)” - podał Kazimierz Wyka w książce
„Reymont, czyli ucieczka do życia”.
Autor „Ziemi Obiecanej” w 1884 r. zdobył stopień czeladnika,
ale w krawieckim fachu nie zrobił kariery. „Miał zadane: samodzielnie skroić i
uszyć ubranie frakowe. Egzamin zdał. Gdym koło roku 1930 odwiedzał
osiemdziesięcioletniego już bez mała p. Konstantego Jakimowicza i zapytałem go,
jak ów frak był uszyty, sędziwy eks-szef Reymonta uśmiechnął się pod wąsem i
odpowiedział: Jak na literata, to robota krawiecka była dobra” – napisał Adam
Grzymała-Siedlecki w książce „Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim”.
Reymont pracował również w handlu, kilkakrotnie próbował kontynuować naukę.
Pobyt w Warszawie obudził w nim zamiłowanie zarówno do
literatury, jak i do teatru. Nie zadowalała go jednak rola widza – w wieku 18
lat przystał do wędrownej trupy aktorskiej, z którą występował do roku 1887 pod
pseudonimem Urbański. Niestety, jako bardzo mierny aktor, grywał tylko epizodyczne
rólki, co nie mogło zaspokoić jego ambicji. Sytuację Reymonta, jako wędrownego
aktora opisał Wojciech Żukrowski: „Ileż on zażył biedy, jakże mu było przez
lata całe piekielnie ciężko. (…) Bezwstydnie żebrze zamężną siostrę o całe
portki na tyłek, o niewystrzępioną koszulinę.(…) Z wędrowną trupą aktorską
włóczył się po miasteczkach, ale i aktorem był miernym, a że się nie
rozłajdaczył, nie zapił na śmierć, to cud istny. Inni sobie w łeb palili”.
Autor „Komediantki” teatr i życie aktorskie traktował jako
formę ucieczki od surowej i nędznej rzeczywistości: „Lubię teatr, lubię ten
gwar publiczności, ten szelest afiszów, suwanie krzeseł, to ciepło
zakulisowe(…) ten rodzaj udręczenia, jakie sprawia trema (…) Człowiek zapomina
na kilka godzin o całym życiu, nędzy, upokorzeń i szaroty - i płynie, wchłania
w siebie inną atmosferę, zdaje się być innym, choć to tylko nerwy dostają
karmę” – napisał Reymont w swoim dzienniku z 1892 roku.
W 1888 r., dzięki staraniom ojca, dostał posadę robotnika na
Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Znudzony jednak monotonią nowego życia, po raz
drugi próbował szczęścia na scenie, co skończyło się nowym rozczarowaniem. Ok. 1890 r. ktoś ze znajomych odkrył w „starszym robotniku
kolejowym” zdolności medialne. Panowała wtedy moda na spirytyzm i pewien adept
„wiedzy tajemnej”, niejaki Puszow, skłonił Reymonta, aby powędrował z nim w
świat jako medium, produkujące się na seansach dla amatorów „zaświatowych”
wrażeń. Niestety i tu na Reymonta czekało rozczarowanie, młody kolejarz nie
wykazał bowiem „wybitnych uzdolnień medialnych”.
Niedoszłe medium wróciło do pracy na kolei. „Osadzają go na
dystansie kolejowym Rogów-Płyćwia. Obowiązkiem jego podstawowym jest mieć
pieczę nad torem na odcinku między wsią Krosnową a wsią Lipcami (obecnie Lipce
Reymontowskie - PAP), baczne śledzenie, czy szyny znajdują się w stanie
»bezwzględnej wymagalności«, czy nie należy już wymienić któregoś z podkładów,
czy nie formuje się jakieś nadwątlenie w nasypie itd. – i w razie czegoś
natychmiastowy meldunek swojemu szefowi dróżnikowi, ewentualnie własnoręczna
naprawa, jeśli uszkodzenie nieznaczne” – napisał Grzymała-Siedlecki. Kiedy
pewnego dnia pociąg przejechał człowieka, Reymont napisał raport służbowy.
Naczelnik odesłał go z adnotacją: „Zwracam nowelkę, proszę o ścisły raport o
wypadku”.
W tym okresie powstało pierwsze, oznaczone datą 16 lutego
1891 r., opowiadanie Reymonta „Pracy!”. W 1893 r. debiutant ruszył do Warszawy.
Ukazały się kolejne jego utwory – „Wigilia Bożego Narodzenia” w krakowskiej
„Myśli”, „Suka” w „Prawdzie”, „Śmierć” w „Głosie”. Kłopoty finansowe młodego
literata nie skończyły się jednak. „Bieda, bieda, bieda. No, jeśli się komuś
zdaje, że to tak łatwo zdobyć sobie miejsce w prasie… ten nie ma pojęcia o
niczym” – wspominał pisarz.
Reymont zamieszkał we „wspólnym pokoju”, wraz z jakimiś
rzemieślnikami, przy ul. Świętojańskiej. „Warunki mieszkaniowe były tak trudne,
że korzystał ze światła i ciszy w katedrze Świętego Jana, spędzając w niej
długie godziny na pisaniu” – podał Józef Rurawski w książce „Władysław
Reymont”. Żył w skrajnej biedzie. Z powodu nędznego ubrania został kiedyś
wyproszony z kawiarni. Innym znów razem woźna jednej z warszawskich redakcji
nie chciała go zostawić samego w przedpokoju, obawiając się o bezpieczeństwo
umieszczonych tam na wieszakach palt redaktorów.
Nawet książkowy debiut „Pielgrzymka do Jasnej Góry” (1895)
nie przyniósł poprawy sytuacji finansowej pisarza. Po niej powstały
„Komediantka” (1896), „Fermenty” (1897). W tych latach Reymont zaczyna pisać
„Ziemię obiecaną”. Już drukowana w odcinkach zwróciła uwagę zarówno kół
literackich, jak i… carskiej policji. Wydanie książkowe ukazało się z licznymi
skreśleniami cenzury, a autor wyjechał dla bezpieczeństwa za granicę.
Raz jeszcze kolej odegrała doniosłą rolę w życiu Reymonta.
13 lipca 1900 r., w towarzystwie znanego redaktora warszawskiego Jana
Gadomskiego oraz jego siostry, wyjechał z Warszawy w kierunku Łodzi. Pod
Włochami nastąpiło zderzenie pociągów. „Była to jedna z najgłośniejszych
katastrof tamtych lat. W wypadku zginęło kilkanaście osób, w tym siostra Jana
Gadomskiego. Reymont był ciężko kontuzjowany i przeżył szok. Początkowo trzymał
się dzielnie. Pomagał wynosić rannych i poszkodowanych. Dopiero po upływie mniej
więcej godziny zasłabł gwałtownie. W szpitalu na Pradze okazało się, że ma
kilka złamanych żeber i potłuczone nogi. Najbardziej jednak ucierpiał system
nerwowy” – napisał Rurawski.
Autor „Chłopów” wytoczył proces dyrekcji kolei, który wygrał
otrzymując odszkodowanie w wysokości 38,5 tys. rubli - uzyskał wreszcie
finansową niezależność. Dla porównania: dworek w Oblęgorku kupiono dla Henryka
Sienkiewicza 18 lipca 1900 r. za 51 tys. 249 rubli i 59 kopiejek. W 1902 r., po udzieleniu przez papieża Leona XIII dyspensy i
unieważnieniu małżeństwa wybranki Reymonta – Aureli z Szacsznajdrów
Szabłowskiej, para wzięła ślub. Następnie Reymont ruszył w świat, zwiedził
Europę Zachodnią (m.in.: Berlin, Brukselę, Paryż, Londyn). Jednocześnie podjął
pracę nad „Chłopami”, która zajmowała mu dużo czasu. Pierwsza część powstała w
roku 1902, ostatnia – „Lato” – w 1909 roku.
Jak pisze Grzymała-Siedlecki: „Nie znało się bardziej
towarzyskiego odeń człowieka. Gościnność jego przechodziła w legendę. Słynęły
jego obiadki i kolacyjki, na których pani Reymontowa dawała dowody talentu
kulinarnego, równego uzdolnieniom pisarskim jej męża. Żył nieustanną potrzebą
obcowania z ludźmi. Jeśli tylko nie był zajęty pisaniem lub gdy tylko skończył
dzienne swoje pensum, któremu poświęcał czas od wczesnych godzin rannych do
trzynastej, najwyżej czternastej – natychmiast wypływał na świat, czy to na
umówione już z kimś spotkanie, czy do kawiarni, gdzie niechybnie złowi miłe
towarzystwo”. Coraz bardziej pogarszało się zdrowie pisarza, który w 1920
r. kupił mająteczek Kołaczkowo w pobliżu Wrześni (obecnie muzeum
Reymontowskie), gdzie osiadł na stałe, rzadko zaglądając do Warszawy.
13 listopada 1924 r. Reymont otrzymał literacką Nagrodę
Nobla, do której, prócz niego, kandydowali Tomasz Mann, Maksym Gorki, Sigrid
Undset i Stefan Żeromski. Z uwagi na stan zdrowia nie mógł odebrać nagrody
osobiście. „Jakże chory jestem, bez sił, cóż mi po sławie i pieniądzach. Los
zadrwił sobie ze mnie” – napisał miesiąc później do wybitnego popularyzatora
literatury polskiej Francka Louisa Schoella, autora francuskiego przekładu
„Chłopów”. W styczniu 1925 r. został odznaczony wielką wstęgę Orderu Polonia
Restituta.
15 sierpnia 1925 r. Wincenty Witos zorganizował w
Wierzchowicach uroczystość będącą wyrazem hołdu polskiej wsi dla jej
największego epika. Było to ostatnie wystąpienie publiczne pisarza. Władysław
Stanisław Reymont zmarł 5 grudnia 1925 r. w Warszawie w wieku 57 lat –
uroczysty pogrzeb odbył się 9 grudnia z udziałem prezydenta Stanisława
Wojciechowskiego, rządu i korpusu dyplomatycznego. Pochowany został na
cmentarzu Powązkowskim, zapoczątkowując Aleję Zasłużonych. Urna z sercem
pisarza zamurowana została w filarze kościoła Św. Krzyża w Warszawie.