Egzamin z miłości | 09.04.2023
W tym
roku mija 55. rocznica śmierci Zofii Kossak. Zmarła 9 kwietnia 1968 roku w
szpitalu w Bielsku-Białej, pochowana została w Wielki Czwartek w Górkach
Wielkich. 23 marca TVP Historia wyemitowała film Adama Kraśnickiego: „Mulier
fortis. Kobieta mężna”. Zofia jest mi bardzo bliska, jej biografią zajmuję się
od połowy lat dziewięćdziesiątych; nowy film – także. Towarzyszyłam bowiem
ekipie na Śląsku Cieszyńskim, Lubelszczyźnie i w Kornwalii, opowiadałam w nim o
pisarce i byłam konsultantką. Zajrzyjmy więc za kulisy tego przedsięwzięcia.
Na planie filmowym w Kornwalii. Autorka tekstu siedzi z prawej.
– Musisz być głową, a nie paziem – mówiła
Zofia do syna, Witolda, który miał się ożenić. Synową pokochała od razu za to,
że go kocha. Uważała, że panna młoda powinna wystąpić w białej sukni, choć ona
sama ślub brała w granatowym kostiumie. Uważała też, że to matka powinna córkę
szykować do ślubu. – Byłabym jak lwica, gdyby świekra Anny (córki
Zofii) chciała mi to odebrać – mówiła.
Czy była
szczęśliwa w małżeństwie? Takie pytanie słyszę często i odpowiadam najczęściej nie
to, co pytający chce usłyszeć. Bo chce usłyszeć, że Zofia Kossak, jako pisarka
chrześcijańska, idealnie i modelowo prowadziła życie rodzinne. Tymczasem oba
małżeństwa Zofii Kossak były trudne. Było i szczęście, ale także dramat, było
również ogromne poświęcenie, ponieważ drugi mąż, major Zygmunt Szatkowski, całą
wojnę spędził w obozie w Murnau i wyszedł stamtąd w złym stanie psychicznym.
Zofia, choć cudem wojnę przeżyła i, jako autorka bestsellerów, miała realną
szansę na literackiego Nobla, zaszyła się z nim na farmie w Kornwalii (bo
lekarz zalecił pracę fizyczną) i prawie dziesięć lat pracowała, często ponad
siły. Na pisanie zostawało niewiele czasu.
***
Reżyser
„Mulier fortis” chciał zrobić przede wszystkim film o miłości. O kobiecie
silnej, ale też i „serdecznej”. Celowo nie opowiadam szczegółowo czytelnikom
„Głosu” biografii Zofii Kossak, bo mam nadzieję, że zechcą obejrzeć film (jest
dostępny na VOD), rzucę tylko kilka haseł – autorka bestsellerów, w czasie II wojny
światowej działała w konspiracji i ratowała Żydów (założyła słynną „Żegotę”),
po wojnie spędziła dwanaście lat na niechcianej emigracji w Anglii, wróciła w
1957 roku, zamieszkała tam, gdzie w okresie dwudziestolecia, w Górkach
Wielkich. Tym razem jednak nie w dworze szlacheckim (został zrujnowany), ale w
domku ogrodnika, służącego kiedyś w majątku Kossaków.
***
Do Kornwalii
pojechaliśmy z ekipą filmową latem ubiegłego roku. Przypadek sprawił, że sceny
na Trossell kręcone były dokładnie w dniu urodzin Zofii Kossak, 10 sierpnia.
Ogromny upał i zmęczenie towarzyszyło nam w tych dniach, ale także i
wzruszenie, bo byliśmy w miejscu, gdzie spędzała ważny czas oddalenia od
świata. Właściciel farmy nie wiedział, że przyjadą panowie ze sprzętem i będą
chcieli zakłócić jego farmerskie bytowanie. Byliśmy więc niespokojni, czy i jak
nas przyjmie. Wcześniej pojechaliśmy do Launceston, najbliższego miasteczka i
znaleźliśmy niewielki kościół katolicki, w którym bywała. Teoretycznie powinien
być o tej porze zamknięty, ale mieliśmy szczęście – akurat odnawiano w nim
witraż. Weszliśmy do środka, przyszedł zaciekawiony proboszcz, który nie miał
pojęcia, że jedna z parafianek była wybitną pisarką. Przyjął nas serdecznie.
Czy takie szczęście będziemy mieć także na Trossell? Pojechaliśmy
wąskimi dróżkami ograniczonymi wysokimi żywopłotami, na których mijanie się
dwóch samochodów było nie lada wyczynem.
***
Wreszcie dotarliśmy
na miejsce. Przed nami wyrósł wysoki dom z charakterystycznymi kominami. Byłam
już tu kiedyś i zostałam sympatycznie przyjęta przez gospodarza, który
powiedział mi, że wie o pisarce, że mogę chodzić gdzie mi się podoba, fotografować
wszystko, ale on musi jechać w pole. I pojechał… Jak będzie
tym razem, skoro przyjechałam już nie sama, ale jestem w towarzystwie
filmowców, kamer i kabli? Kierownik
produkcji i reżyser wyjaśnili w czym rzecz. Nieco zdziwiony kiwnął głową. Można
wejść. I wcale nie pojechał w pole, jak wówczas. Wręcz przeciwnie. I on, i
rodzina wchodzili w kadr. Reżyser
zdecydował, że o Zofii będę mówić przed domem i na pastwisku. Sądziliśmy, że
jest puste. Byki i krowy poszły w inne miejsce, ja stanęłam na kamieniu i,
oparta o płot, odpowiadałam na pytania reżysera. Nie wiedzieliśmy o tym, że
zwierzęta gromadnie wrócą w to miejsce, ale na szczęście, w porę zdążyliśmy się
wycofać. Czemu wspominam
te epizody? Bo one też są ważne. Widziałam pracę filmowców i w niej
uczestniczyłam. Wiem zatem, ile wysiłku oraz pracy, ile radości i zmęczenia,
ile przypadkowych i zaplanowanych zdarzeń składa się na to, żeby powstała
opowieść prawdziwa. Bo prawdy szukał reżyser i dlatego nawet kot, pajęczyna,
nie mówiąc już o mewach, oceanie i latarni morskiej, są prawdziwe – sfilmowane
w Kornwalii.
***
W Kornwalii
mogłam nareszcie ujawnić rzeczy, o których wiedziałam od dawna. Córka Zofii
Kossak powiedziała mi prawdę o miłości jej matki. Obiecałam, że będę mówić o
tym ogólnikowo, teraz jednak, odkąd zostały udostępnione listy Zofii Kossak do
rodziny, wszyscy, którzy je przeczytają, przekonają się, kim naprawdę była
Zofia. Bo dokonania z czasów okupacyjnych, heroiczne i piękne, a do tego
bestsellerowe powieści zostają uzupełnione o jej zdany egzamin z miłości.
Choroba męża była na pewno dużo poważniejsza, niż można byłoby sądzić na
podstawie oficjalnych wypowiedzi, zdjęć przedstawiających sielankowy obraz małżeńskiego
życia, I nie tylko niechęć do skłóconej emigracji spowodowała oddalenie od
świata i przekreślenie szans na Nobla, na ekranizację jej powieści przez
Hollywood, na świetną karierę literacką. Po wszystkim napisze: – Wegetowanie na
farmie z groszową troską – egzystencja a’la Piast i Rzepicha – życie w
zawieszeniu, jak Twardowski na księżycu… Wiedziałam,
ile bólu i rezygnacji za takim zdaniem się kryło.– Miałam
gotowy projekt „Mojżesza”. Nic z tego. Mogę spokojnie przerywać buraki...I jeśli, jak
chce Zofia Kossak, życie jest czasem próby i egzaminu – jestem pewna, że Zofia
z prób wyszła zwycięsko, a egzaminy zdała.
Joanna
Jurgała-Jureczka