czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Bal z królową piękności | 02.01.2024

Pochodząca z Czeskiego Cieszyna Miss Czechosłowacji 1990 Renata Gorecka objęła patronat nad 10. Balem Polskim w Karwinie, który odbędzie się 19 stycznia. Na progu sezonu karnawałowego rozmawiamy o odmiennej w Polsce i na Zaolziu tradycji balowej, o miłości do tańca oraz marzeniach, które mogą się spełnić.

Ten tekst przeczytasz za 11 min.
Renata Gorecka życzy wszystkim udanej sylwestrowej zabawy. Fot. ARC

Po roku „królowania” i zbierania doświadczeń w modelingu najpiękniejsza mieszkanka ówczesnej Czechosłowacji wyjechała na studia do Polski. Tam się spotkałyśmy. Co działo się później z Renatą Gorecką?

– Ponieważ nie chciałam kontynuować kariery modelki, a moje ambicje były zupełnie inne, rozpoczęłam studia w Polsce. Na Akademii Ekonomicznej w Krakowie skończyłam handel zagraniczny, stosunki międzynarodowe. Najpierw pracowałam w prywatnej firmie, potem urodziła się moja pierwsza córka. Moim marzeniem była praca w ambasadzie. To mi się udało i zostałam attaché kulturalnym, radcą Ambasady Czeskiej w Warszawie, dyrektorem Centrum Czeskiego. To była praca związana z kulturą, do której zawsze miałam blisko, łączenie Polski z Czechami i Czech z Polską. Pierwszy kontrakt podpisałam na cztery lata, a potem przedłużono mi go o kolejne dwa. Kiedy w 2008 roku mój mąż otrzymał ofertę pracy w Szwajcarii, musiałam podjąć decyzję – albo wyjechać razem z nim za granicę, albo kontynuować karierę dyplomatyczną. Mój kontrakt się kończył, więc stwierdziłam, że pewnie mi już go nie przedłużą i wybrałam Szwajcarię. Po tygodniu, kiedy wszystko już było przesądzone, dostałam propozycję przedłużenia kontraktu o kolejne dwa lata. Śmieję się do dzisiaj, że byłam chyba jedyną osobą, która oddała paszport dyplomatyczny.


Zachowałaś się jak idealna żona i wybrałaś karierę męża?
– Wiedziałam, że związki na odległość są z góry skazane na niepowodzenie. Zrezygnowałam z własnej kariery i chociaż w Szwajcarii nie pracowałam, nie siedziałam też bezczynnie. Będąc jeszcze w Polsce, zainwestowaliśmy z mężem pieniądze w mały hotelik w Szczawnicy. To było takie moje drugie marzenie. Pamiętam, że w jednym z wywiadów, których udzielałam jako Miss Czechosłowacji, powiedziałam, że chciałabym mieć swój hotel. Mam tę rozmowę, a w niej zaznaczoną tę, dziś już historyczną, wypowiedź. To był 2002 rok i wtedy nasi znajomi kupowali działki na Mazurach, domek nad morzem, a my stwierdziliśmy, że będziemy mieli swój „domek” w górach, tyle że trochę większy, z obsługą, żeby można było zaprosić przyjaciół, porozmawiać i nie siedzieć tylko z rękami w garach. Z pomocą teścia-architekta wyremontowaliśmy stary budynek i stworzyliśmy w nim 3-gwiazdkowy hotel. Ponieważ oboje byliśmy wtedy zajęci, zatrudniliśmy pracowników i hotel powolutku się rozwijał. Patrząc na to z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że kiedy, będąc w Szwajcarii, zajmowałam się hotelem przez telefon, byłam prekursorką znanej nam z czasów pandemii pracy zdalnej. Ustalałam wszystko z naszą menedżerką na odległość. Dzięki temu nasz hotelarski biznes rozwinął się na tyle, że wyremontowaliśmy kolejny stary dom i przerobiliśmy na mniejsze ekonomiczne apartamenty, a potem kupiliśmy działkę pod budowę większego hotelu.

Renata Gorecka z rodziną. Fot. ARC


Kiedy wróciliście do Polski?

– Do Szwajcarii mieliśmy wyjechać na dwa lata, a zostaliśmy prawie jedenaście. Po roku urodziła się tam nasza druga córka, a potem jeszcze syn. Powrót do Polski nie był łatwy, bo upłynął kawał czasu. Nasza najstarsza córka była już wtedy na studiach, natomiast młodsze dzieci zaczęły chodzić tam do przedszkola i do szkoły. Najciężej przeżyła powrót nasza średnia córka, ponieważ była bardzo zżyta z tym otoczeniem i trudno było się jej przyzwyczaić do nowego życia w Polsce. Syn nie odczuł tego za bardzo. Wróciliśmy w 2018 roku i wybudowaliśmy luksusowy hotel w Szczawnicy. Mąż stwierdził, iż skala własnego businessu i odpowiedzialność za niego każe się na nim skupić. I tak właśnie zrobiliśmy; całkowite skupienie się na rodzinie i własnym biznesie hotelarski. Hotel oddaliśmy do użytku w grudniu 2018 roku.

Akurat na rok przed pandemią?
– Pandemia była dla nas bardzo trudnym okresem. Pierwszy rok hotelu to taki początek, kiedy nie ma się gości, za to są duże koszty. W momencie, kiedy powinniśmy się byli zacząć rozwijać, przyszła pandemia i całkowicie nas zamknęli. Do tej pory, niestety, odczuwamy tego skutki. Na szczęście udało nam się przetrwać z naszymi wszystkimi biznesami i działamy dalej. Ostatnio otrzymaliśmy zezwolenie na odrestaurowanie zabytkowego budynku, który ma bardzo ciekawą historię i jest naprawdę przepiękny. Można powiedzieć, że to taka perła Pienin. Nasz największy hotel ma pięć gwiazdek. Ten nowy będzie oferować gościom jeszcze nieco wyższy standard.

Na 10. Balu Polskim w Karwinie można będzie wygrać w loterii dwa dwuosobowe vouchery na dwudniowy pobyt ze śniadaniem w waszym 5-gwiazdkowym hotelu. Czy długo trzeba było ciebie namawiać, żebyś objęła patronatem to wydarzenie?
– Kiedy Bogdan Zemene, z którym znamy się jeszcze ze szkoły, poprosił mnie o to, stwierdziłam, że z przyjemnością to z mężem zrobimy. Nie chcieliśmy jednak przyjeżdżać z pustymi rękami, stąd te nagrody do loterii. Zawsze chętnie wracam na Zaolzie, chociaż, nad czym bardzo ubolewam, nie mam za dużo czasu na to. Mieszkamy w Warszawie, dzieci chodzą tutaj do szkoły i są na tyle małe, że nie mogą jeszcze zostać w domu same bez opieki. Kiedy mamy wolną chwilę, jedziemy do Szczawnicy, a to akurat nie jest po drodze do Cieszyna.

Czy w tej sytuacji masz w ogóle okazję, żeby bywać na zaolziańskich balach?
– Ostatnio nie za bardzo i strasznie tego żałuję. Tradycja balów na Zaolziu jest naprawdę wspaniała. W Polsce bale są inne. Nie ma tam takich balów – może z wyjątkiem balów szkolnych w mniejszych miejscowościach – na których bawią się wszyscy. Na Zaolziu na tej samej imprezie będzie się bawić dyrektor lub prezes i zwykły robotnik i nikogo nie będzie to dziwić, a osoba z zewnątrz nie rozpozna, kto jest kim, bo każdy z nich będzie elegancko ubrany. I to jest właśnie piękne. Wspaniałe jest też to, że ludzie na bale przychodzą całymi grupami znajomych, żeby spędzić razem czas, potańczyć, porozmawiać i się świetnie bawić. Myślę, że ostatni raz byłam na takim balu w Stonawie. Od tego momentu upłynęło już jednak z pewnością więcej niż pięć lat. Chciałabym też wybrać się na Bal Gorolski w Mostach. Pod tym kątem jakiś czas temu uszyłyśmy na zamówienie z córką strój cieszyński.

Pamiętasz swój pierwszy bal?
– Na pierwszy bal wybrałam się razem z rodzicami i chyba nawet babcia była wtedy z nami. To było gdzieś koło Cieszyna – w Ropicy lub w Trzycieżu. Miałam dwanaście, może trzynaście lat, a ponieważ wyglądałam dosyć dorośle jak na swój wiek, panowie chętnie prosili mnie do tańca. Niektórzy nie bardzo umieli tańczyć, inni byli już po „jednym głębszym” i nie byłam z tego zadowolona. Nie podobało mi się to. Generalnie jednak moje pierwsze bale były związane z występami z Zespołem Pieśni i Tańca „Olza”. Czasami w piątki i soboty zaliczało się nawet po dwa, trzy bale w ciągu wieczoru i to było męczące. Na balu, na którym mieliśmy w tym dniu ostatni występ, zwykle zostawaliśmy do końca.

Czy któryś z tych balów szczególnie utkwił ci w pamięci?
– W moich czasach „Olza” tańczyła na balach głównie taniec towarzyski. Piękną choreografię walca wiedeńskiego ułożył Otto Jaworek, ale tańce latynoamerykańskie chcieliśmy również zatańczyć profesjonalnie. Pamiętam, że był taki moment, kiedy Wiktor Lenczowski, tancerz grupy tanecznej Jarki Calabkowej uczył nas podstaw tych tańców. To było fascynujące, że uczyliśmy się ruchów, których wcześniej nie znaliśmy. Treningi były tak trudne i tak wymagające, że te kroki i połączenia kroków pamiętam do dziś.

Masz okazję zatańczyć czasami coś takiego?
– Rzadko, chociaż mój mąż lubi tańczyć i bardzo dobrze to robi. Taniec towarzyski bardziej oglądam, bo dwójka naszych młodszych dzieci uprawia tę dyscyplinę. Miałam taki moment, że postanowiłam wrócić do tańca. Wzięłam nawet kilka lekcji u ich trenera. Niestety, taniec to bardzo wymagające zajęcie i trzeba mu się poświęcić w stu procentach. Zostałam więc przy tańcu okazjonalnym właśnie w trakcie różnych balów lub innych imprez.

Zanim karnawał rozkręci się na dobre, przed nami jeszcze bale sylwestrowe. Czy jako właścicielka hotelów organizujesz takie wydarzenia?

– Odkąd mamy hotel z dużą salą, organizujemy bale sylwestrowe. W przyszłym roku kalendarzowym będziemy organizowali ponadto Bal Hotelarza dla hotelarzy z całej Polski i to będzie duże wydarzenie. Szczerze mówiąc, organizacja balów sylwestrowych w hotelu resortowym to trudna sprawa, bo do samego końca nigdy nie wiadomo, ilu gości zdecyduje się przyjść. My ponosimy ogromne koszty związane z organizacją takiego balu, a potem trwamy w niepewności.

Nie ma zobowiązującej rezerwacji miejsc?
– Szczawnica jest miejscowością turystyczną, uzdrowiskową, do której przyjeżdżają ludzie z zewnątrz. Mieszkańcy w tym czasie głównie pracują w turystyce. To jest więc bal dla turystów. W zeszłym roku do samego końca nie wiedzieliśmy, ile osób skorzysta z naszej oferty.

Czy są to klasyczne bale z polonezem, takie, jakie znamy z Zaolzia?
– Staram się te wszystkie dobre rzeczy, które były obecne na tych wszystkich balach, w których brałam udział, przenieść do hotelu. Staram się, żeby były eleganckie, zawsze zapraszam dobrą orkiestrę. Na Zaolziu te bale są bardziej różnorodne – w głównej sali gra żywa muzyka, później są jeszcze mniejsze sale, gdzie gra jakaś kapela lub DJ. U nas to się nie sprawdziło, pomimo że mamy duże możliwości lokalowe. Bal odbywa się więc w jednym pomieszczeniu. Aby nie było momentów ciszy, co zwykle się dzieje, kiedy orkiestra po odegraniu kilku kawałków robi sobie przerwę, angażuję również DJ-a. Na Zaolziu może nawet przez pół godziny nie grać muzyka, a ludzie i tak będą się świetnie bawić, bo na bal przychodzą się spotkać. Na imprezie sylwestrowej, w której biorą udział pojedyncze pary, które wcześniej się nie znały, o wiele trudniej stworzyć atmosferę wspólnej zabawy.

Jakie plany wiążesz z nadchodzącym 2024 rokiem?

– Dalej planujemy się rozwijać, tym razem chcemy otworzyć hotel w Karkonoszach. Serdecznie więc wszystkich zapraszam w te zakątki Polski, które nie są może aż tak blisko, ale też nie tak daleko, a są piękne. W nadchodzącym roku życzę wszystkim zdrowia i żebyśmy spełniali swoje marzenia, bo są tego warte.









Może Cię zainteresować.