– Do Szwajcarii mieliśmy wyjechać na dwa lata, a zostaliśmy
prawie jedenaście. Po roku urodziła się tam nasza druga córka, a potem jeszcze syn.
Powrót do Polski nie był łatwy, bo upłynął kawał czasu. Nasza najstarsza córka była
już wtedy na studiach, natomiast młodsze dzieci zaczęły chodzić tam do
przedszkola i do szkoły. Najciężej przeżyła powrót nasza średnia córka,
ponieważ była bardzo zżyta z tym otoczeniem i trudno było się jej przyzwyczaić
do nowego życia w Polsce. Syn nie odczuł tego za bardzo. Wróciliśmy w 2018 roku
i wybudowaliśmy luksusowy hotel w Szczawnicy. Mąż stwierdził, iż skala własnego
businessu i odpowiedzialność za niego każe się na nim skupić. I tak właśnie zrobiliśmy;
całkowite skupienie się na rodzinie i własnym biznesie hotelarski. Hotel
oddaliśmy do użytku w grudniu 2018 roku.
Akurat na rok przed pandemią?
– Pandemia była dla nas bardzo trudnym okresem. Pierwszy rok
hotelu to taki początek, kiedy nie ma się gości, za to są duże koszty. W
momencie, kiedy powinniśmy się byli zacząć rozwijać, przyszła pandemia i
całkowicie nas zamknęli. Do tej pory, niestety, odczuwamy tego skutki. Na
szczęście udało nam się przetrwać z naszymi wszystkimi biznesami i działamy
dalej. Ostatnio otrzymaliśmy zezwolenie na odrestaurowanie zabytkowego budynku,
który ma bardzo ciekawą historię i jest naprawdę przepiękny. Można powiedzieć,
że to taka perła Pienin. Nasz największy hotel ma pięć gwiazdek. Ten nowy
będzie oferować gościom jeszcze nieco wyższy standard.
Na 10. Balu Polskim w Karwinie można
będzie wygrać w loterii dwa dwuosobowe vouchery na dwudniowy pobyt ze
śniadaniem w waszym 5-gwiazdkowym hotelu. Czy długo trzeba było ciebie namawiać,
żebyś objęła patronatem to wydarzenie?
– Kiedy Bogdan Zemene, z którym znamy się jeszcze ze szkoły,
poprosił mnie o to, stwierdziłam, że z przyjemnością to z mężem zrobimy. Nie
chcieliśmy jednak przyjeżdżać z pustymi rękami, stąd te nagrody do loterii. Zawsze
chętnie wracam na Zaolzie, chociaż, nad czym bardzo ubolewam, nie mam za dużo
czasu na to. Mieszkamy w Warszawie, dzieci chodzą tutaj do szkoły i są na tyle
małe, że nie mogą jeszcze zostać w domu same bez opieki. Kiedy mamy wolną chwilę,
jedziemy do Szczawnicy, a to akurat nie jest po drodze do Cieszyna.
Czy w tej sytuacji masz w ogóle okazję,
żeby bywać na zaolziańskich balach?
– Ostatnio nie za bardzo i strasznie tego żałuję. Tradycja
balów na Zaolziu jest naprawdę wspaniała. W Polsce bale są inne. Nie ma tam
takich balów – może z wyjątkiem balów szkolnych w mniejszych miejscowościach –
na których bawią się wszyscy. Na Zaolziu na tej samej imprezie będzie się bawić
dyrektor lub prezes i zwykły robotnik i nikogo nie będzie to dziwić, a osoba z
zewnątrz nie rozpozna, kto jest kim, bo każdy z nich będzie elegancko ubrany. I
to jest właśnie piękne. Wspaniałe jest też to, że ludzie na bale przychodzą
całymi grupami znajomych, żeby spędzić razem czas, potańczyć, porozmawiać i się
świetnie bawić. Myślę, że ostatni raz byłam na takim balu w Stonawie. Od tego
momentu upłynęło już jednak z pewnością więcej niż pięć lat. Chciałabym też
wybrać się na Bal Gorolski w Mostach. Pod tym kątem jakiś czas temu uszyłyśmy
na zamówienie z córką strój cieszyński.
Pamiętasz swój pierwszy bal?
– Na pierwszy bal wybrałam się razem z rodzicami i chyba nawet
babcia była wtedy z nami. To było gdzieś koło Cieszyna – w Ropicy lub w Trzycieżu.
Miałam dwanaście, może trzynaście lat, a ponieważ wyglądałam dosyć dorośle jak
na swój wiek, panowie chętnie prosili mnie do tańca. Niektórzy nie bardzo
umieli tańczyć, inni byli już po „jednym głębszym” i nie byłam z tego
zadowolona. Nie podobało mi się to. Generalnie jednak moje pierwsze bale były
związane z występami z Zespołem Pieśni i Tańca „Olza”. Czasami w piątki i soboty
zaliczało się nawet po dwa, trzy bale w ciągu wieczoru i to było męczące. Na balu,
na którym mieliśmy w tym dniu ostatni występ, zwykle zostawaliśmy do końca.
Czy któryś z tych balów szczególnie
utkwił ci w pamięci?
– W moich czasach „Olza” tańczyła na balach głównie taniec
towarzyski. Piękną choreografię walca wiedeńskiego ułożył Otto Jaworek, ale
tańce latynoamerykańskie chcieliśmy również zatańczyć profesjonalnie. Pamiętam,
że był taki moment, kiedy Wiktor Lenczowski, tancerz grupy tanecznej Jarki
Calabkowej uczył nas podstaw tych tańców. To było fascynujące, że uczyliśmy się
ruchów, których wcześniej nie znaliśmy. Treningi były tak trudne i tak
wymagające, że te kroki i połączenia kroków pamiętam do dziś.
Masz okazję zatańczyć czasami coś
takiego?
– Rzadko, chociaż mój mąż lubi tańczyć i bardzo dobrze to
robi. Taniec towarzyski bardziej oglądam, bo dwójka naszych młodszych dzieci uprawia
tę dyscyplinę. Miałam taki moment, że postanowiłam wrócić do tańca. Wzięłam
nawet kilka lekcji u ich trenera. Niestety, taniec to bardzo wymagające zajęcie
i trzeba mu się poświęcić w stu procentach. Zostałam więc przy tańcu
okazjonalnym właśnie w trakcie różnych balów lub innych imprez.
Zanim karnawał rozkręci się na dobre,
przed nami jeszcze bale sylwestrowe. Czy jako właścicielka hotelów organizujesz
takie wydarzenia?
– Odkąd mamy hotel z dużą salą, organizujemy bale
sylwestrowe. W przyszłym roku kalendarzowym będziemy organizowali ponadto Bal
Hotelarza dla hotelarzy z całej Polski i to będzie duże wydarzenie. Szczerze
mówiąc, organizacja balów sylwestrowych w hotelu resortowym to trudna sprawa,
bo do samego końca nigdy nie wiadomo, ilu gości zdecyduje się przyjść. My
ponosimy ogromne koszty związane z organizacją takiego balu, a potem trwamy w
niepewności.
Nie ma zobowiązującej rezerwacji miejsc?
– Szczawnica jest miejscowością turystyczną, uzdrowiskową, do
której przyjeżdżają ludzie z zewnątrz. Mieszkańcy w tym czasie głównie pracują
w turystyce. To jest więc bal dla turystów. W zeszłym roku do samego końca nie wiedzieliśmy,
ile osób skorzysta z naszej oferty.
Czy są to klasyczne bale z polonezem,
takie, jakie znamy z Zaolzia?
– Staram się te wszystkie dobre rzeczy, które były obecne na
tych wszystkich balach, w których brałam udział, przenieść do hotelu. Staram
się, żeby były eleganckie, zawsze zapraszam dobrą orkiestrę. Na Zaolziu te bale
są bardziej różnorodne – w głównej sali gra żywa muzyka, później są jeszcze
mniejsze sale, gdzie gra jakaś kapela lub DJ. U nas to się nie sprawdziło, pomimo
że mamy duże możliwości lokalowe. Bal odbywa się więc w jednym pomieszczeniu.
Aby nie było momentów ciszy, co zwykle się dzieje, kiedy orkiestra po odegraniu
kilku kawałków robi sobie przerwę, angażuję również DJ-a. Na Zaolziu może nawet
przez pół godziny nie grać muzyka, a ludzie i tak będą się świetnie bawić, bo na
bal przychodzą się spotkać. Na imprezie sylwestrowej, w której biorą udział
pojedyncze pary, które wcześniej się nie znały, o wiele trudniej stworzyć atmosferę
wspólnej zabawy.
Jakie plany wiążesz z nadchodzącym 2024
rokiem?
– Dalej planujemy się rozwijać, tym razem chcemy otworzyć
hotel w Karkonoszach. Serdecznie więc wszystkich zapraszam w te zakątki Polski,
które nie są może aż tak blisko, ale też nie tak daleko, a są piękne. W
nadchodzącym roku życzę wszystkim zdrowia i żebyśmy spełniali swoje marzenia,
bo są tego warte.