piątek, 25 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

Bogumin: Wzruszające odwiedziny wnuka Jana Nowaczyka, ofiary Polenlagru nr 32  | 26.10.2023

Do miejscowego koła PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu przyjechał Krzysztof Nowaczyk, wnuk Jana Nowaczyka, który zginął w obozie pracy „Polenlager nr 32” w Boguminie i został pochowany na cmentarzu w Boguminie-Skrzeczoniu. – To było niezwykle wzruszające spotkanie i pełne historycznej symboliki – przyznaje Czesław Gałuszka, prezes skrzeczońskiego koła.  

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Krzysztof Nowaczyk (z prawej) w towarzystwie Czesława Gałuszki zwiedził Izbę Tradycji w MK PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu. Fot. Facebook.com/pzkoskrzeczon
Krzysztof Nowaczyk pochodzi z miejscowości Mościszki w Wielkopolsce. Jeszcze przed pandemią, w maju 2019 roku, z artykułu w „Zwrocie” dowiedział się o Izbie Tradycji, jaka znajduje się w MK PZKO w Boguminie Skrzeczoniu, a później o pomniku i liście 104 Polaków, ofiar „Polenlagru nr 32” w Nowym Boguminie, niemieckiego obozu pracy przymusowej w latach 1942-1945, w którym – jak wynika z aktu zgonu – zginął jego dziadek. Już wtedy Krzysztof Nowaczyk zapowiadał przyjazd do Bogumina. Na przeszkodzie stanęła jednak pandemia.

Ostatecznie na Zaolzie dotarł w minioną niedzielę 22 października. Do siedziby MK PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu przyjechał wraz synem i wnukiem. – Przywiózł nam spisany życiorys swojego dziadka, kopię aktu jego zgonu, a także zdjęcie rodziny Jana Nowaczyka – mówi Czesław Gałuszka, prezes MK PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu.  


Krzysztof Nowaczyk opierając się na wspomnieniach swojego ojca opowiadał działaczom MK PZKO, jak jego dziadek został z Gniezna wywieziony na tzw. roboty, a w rzeczywistości do obozu pracy i jak rodzina dostała zawiadomienie o jego śmierci.

– I kazano im przyjechać na pogrzeb! Więc mój ojciec z matką i z rodzeństwem pojechali z Gniezna do Bogumina, żeby pochować dziadka. Mój ojciec nie miał wtedy jeszcze 16 lat i to go uratowało. Kiedy tam pojechał, od razu zapytali go o wiek, bo chcieli go zostawić w tym obozie. Na szczęście prawo niemieckie, jeśli chodzi o pracowników, przewidywało, że trzeba mieć skończone 16 lat. Dlatego nie zostawili go tam. I mógł wrócić do domu – mówił Jan Nowaczyk. – Ojciec opowiadał, że była trumna, której nie pozwolono otworzyć. W tej trumnie miał być mój dziadek pochowany – dodał.  Wraz przedstawicielami MK PZKO Krzysztof Nowaczyk odwiedził cmentarz, gdzie znajduje się pomnik poświęcony ofiarom „Polenlagru nr 32”, a także miejsce, gdzie kiedyś znajdowała się cegielnia, w której zginął jego dziadek.  


– To spotkanie było niezwykle wzruszające i pełne historycznej symboliki, gdyż przypomniało nam o losach wielu Polaków, którzy znaleźli się w trudnych warunkach podczas II wojny światowej – przyznaje Czesław Gałuszka. – Zbieramy wszelkie informacje dotyczące osób zaginionych w Polenlagrze i śladów po nich. Trudno je znaleźć. Teraz się udało dzięki temu, że pan Nowaczyk skontaktował się z nami po tym, jak natrafił na informacje w mediach – przyznaje. Dlatego ma nadzieję, że dzięki informacjom w mediach uda się dotrzeć do osób, których przodkowie zginęli w „Polenlagrze nr 32” w Boguminie.

Jan Nowaczyk urodził się 16 kwietnia 1904 roku w miejscowości Chwałkówko w powiecie gnieźnieńskim. Do początku 1940 roku pracował jako robotnik, trudnił się też drobnym handlem, co naraziło go na represje ze strony niemieckich okupantów, którzy zabraniali Polakom handlu jakimikolwiek tłuszczami – w tym tłuszczami roślinnymi wyciskanymi na przykład z nasion maku, Inu, gorczycy, konopi, a nawet z nasion dębu, buka i derenia.

Na początku 1940 roku niemieccy żandarmi zatrzymali go, gdy wracał do domu rowerem z wyprawy handlowej i znaleźli przy nim makuchy, które były odpadem z nasion przy produkcji oleju roślinnego, a z których w czasach wojennego głodu wyciskano domowymi sposobami resztki tłuszczu roślinnego.  


Jan Nowaczyk został oskarżony przed niemieckim sądem w Gnieźnie o handel tłuszczem roślinnym i skazany na dziewięć miesięcy więzienia. Karę odbył w gnieźnieńskim więzieniu, a po zwolnieniu z więzienia został skierowany do pracy w niemieckiej firmie budowlanej Schneider w Gnieźnie, skąd wkrótce – wiosną 1941 roku został wywieziony do obozu pracy w Boguminie „Polenlager nr 32”, gdzie zmarł po ponad trzech latach. Z aktu zgonu wynika, że było to 9 czerwca 1944 roku o godz. 11.45 w kopalni gliny położonej Zabłociu, dzielnicy Bogumina. 

– Mimo precyzji niemieckiego aktu zgonu, zapomniano podać, w jaki sposób doszło do śmierci Jana Nowaczyka, kto go zabił, lub kto dopuścił do jego śmierci. Nikt nie okazał rodzinie ciała. Nikt też za tą śmierć nie poniósł konsekwencji – pisze w życiorysie dziadka jego wnuk Krzysztof Nowaczyk.
 
GALERIE Nowaczyk w Boguminie-Skrzeczoń
 



Może Cię zainteresować.