Cieszyńskie rody: Czadzidłowie | 01.07.2023
To ważny ród w dziejach Ligotki Kameralnej. „Tym, który sprowadził
osadników i stał się ich pierwszym wójtem, był prawdopodobnie Czadzidło” –
pisał historyk Franciszek Popiołek.
Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Metryka ślubu Adama Czadzidły i Weroniki Guckiej (Gutskiej). Para pobrała się w 1753 roku. Źródło: Biblioteka i Archiwum im. B.R. Tschammera w Cieszynie.
Wspomniany badacz przyjmował,
że Ligotka Kameralna powstała w XVI wieku, obecnie znamy już pierwszą wzmiankę
o tej miejscowości z 1455 roku. Czy tak daleko może sięgać historia rodu
Czadzidłów? Trudno powiedzieć bez dokładniejszych badań. Niezależnie od ich
wyników, jest to familia mieszkająca od stuleci na Śląsku Cieszyńskim. Czadzidłowie i brat młynarza ze ŚmiłowicW 1616 roku w księdze
gruntowej Ligotki Kameralnej zapisano, że Jan Czadzidło odkupił grunt od
swojego ojca. Spłacał go do 1627 roku, zmarł prawdopodobnie w 1628 roku, bo już
30 stycznia 1629 roku gospodarstwo od „syrot nebostika Jana Czadidla” kupił
Adam, brat młynarza ze Śmiłowic. Adam, jak wynika z dalszych zapisów w księdze
gruntowej, ożenił się z wdową po Janie Czadzidle.Z nazwiskiem Adama jest
pewien problem. Pochodził z rodu młynarzy ze Śmiłowic, którzy używali
określenia Młynarz w charakterze nazwiska. Kiedy mieszkał w Śmiłowicach, nazwisko
świetnie go identyfikowało, ale w Ligotce Kameralnej już nie bardzo – tym
bardziej że grunt Czadzidłów był gruntem wójtowskim (z jego posiadaniem była
związana funkcja wójta dziedzicznego). Z tego powodu Adam występuje w źródłach rozmaicie
– w księdze gruntowej w 1645 roku jako „Adam Mlynarz ze Smylowicz”, chociaż nie
był ani młynarzem, ani nie mieszkał w Śmiłowicach. W urbarzu (spisie
powinności) z 1647 roku został zapisany jako „Adam Czadydlo od młynka”, w
księdze gruntowej w 1652 roku jako „Adam Mlynarz Fogt Elhotsky”, a w 1680 roku
– po prostu jako Adam Czadzidło.
Przykład ten z jednej strony
ilustruje zmienność nazwisk chłopskich w XVII wieku, z drugiej strony uczy, że
w przypadku starych ksiąg gruntowych nie warto poprzestawać na przejrzeniu
indeksów. Na ich kartach można bowiem odnaleźć niejednego przodka lub krewnego,
tyle że ukrytego pod innym nazwiskiem.
Cały tekst ukaże się we
wtorkowym drukowanym „Głosie”.