poniedziałek, 20 stycznia 2025
Imieniny: PL: Fabioli, Miły, Sebastiana| CZ: Ilona
Glos Live
/
Nahoru

Dokopywanie się do jądra polskości. Opowieść o Marku Koniecznym | 14.11.2024

Nie byłoby nas, gdyby nie nasi rodzice, nie byłoby naszych rodziców, gdyby nie ich rodzice. Pokoleniową nić można tkać bez końca. Ktoś powie – to banał. Kiedy mówimy jednak o przywracaniu pamięci o mieście, które już nie istnieje i dokopywaniu się warstwa po warstwie do idée fix nas, Polaków nie tylko w Karwinie, ale na całym Zaolziu, wszystko nabiera innego znaczenia. Mit arkadyjski buduje Marek Konieczny. Choć ma dopiero 25 lat, już zawiesza mosty między przeszłością i teraźniejszością, wyraźnie podkreślając, że Polacy na tym skrawku ziemi są od zawsze.

Ten tekst przeczytasz za 11 min. 60 s
Marek Konieczny z zeszytem, do którego każdy może się wpisać. Fot. Tomasz Wolff

„Mają zmarli w niedzielę ten pośmiertny kłopot, że w obczyźnie cmentarza czują się bezdomni, a lubią noc tę spędzać popod mgłą lub popod, wiecznością, co się w jarach gęstwi nieprzytomnie” – słowa Bolesława Leśmiana z wiersza „W zakątku cmentarza” dźwięczą mi w uszach, kiedy wchodzimy na cmentarz ewangelicki w Karwinie-Meksyku. Moim przewodnikiem jest Marek Konieczny, trzyńczanin z urodzenia, karwiniak z wyboru, ale mówić będziemy nie o mieście zabudowanym blokowiskami, ale Starej Karwinie, na wskroś polskiej, obdarzonej przez los pięknym położeniem, a następnie brutalnie zrównanej z ziemią: dom po domu, cegła po cegle, dachówka po dachówce…

Musi się o tym dowiedzieć więcej osób…
Grunt pod cmentarz ofiarowuje w 1902 roku rolnik Józef Kraina. Wyręcza w ten sposób miasto, które nie pali się do przekazania ziemi pod nekropolię. Resztą zajmuje  się Towarzystwo Cmentarza Ewangelickiego w Karwinie i Solcy. Jako datę otwarcia przyjmuje się 19 lipca 1903 roku. Z tablicy informacyjnej dowiadujemy się, że 20 lat później cmentarz zostaje poszerzony do 6000 metrów kwadratowych. Wielu odwiedzającym pewnie ciarki przejdą po plecach, czytając kolejne zdania: – Po drugiej wojnie światowej, wskutek rabunkowej eksploatacji złóż węgla, całe niemal dwudziestotysięczne miasto, a wraz z nim cmentarz, zaczęło się zapadać. Stopniowo znikały też domy z kolonii Meksyk i Nowy Jork. W połowie lat siedemdziesiątych XX wieku na cmentarzu dokonano ostatnich pochówków, a władzę nad jego terenem zaczęła przejmować przyroda.

Polskie ślady widoczne są tutaj na każdym kroku. Fot. Tomasz Wolff

W sumie na cmentarzu – według luźnych szacunków – jest pochowanych około tysiąca osób.Józef Szymeczek, historyk, wiceprezes Kongresu Polaków w Republice Czeskiej, zwraca uwagę, że Karwina jest bodaj najbardziej brutalnym przykładem odwrócenia proporcji. – W tym liczącym blisko 20 tysięcy mieście 90 procent stanowili Polacy. Dziś w nowej Karwinie jest ich niecałe 10 procent – zwraca uwagę.
Marek Konieczny po raz pierwszy dowiaduje się o starym cmentarzu jako 20-latek. Dziś, choć spędza mnóstwo czasu na podróżach, jeździ praktycznie po całym świecie, czyni to miejsce jednym z najważniejszych „życiowych projektów”.
– Z prasy dowiedziałem się o brygadzie zorganizowanej w tym miejscu. Przyjechałem pierwszy, drugi, trzeci raz i tak mnie wciągnęło, że zostałem – wspomina. – Potem poznałem Staszka Kołka, który zaczął mi opowiadać o tym miejscu i tak sobie pomyślałem, że musi się o tym dowiedzieć więcej osób – dodaje.
Dziś wchodząc na teren cmentarza każdy wie, gdzie się znajduje. Kiedy kilka lat temu czterech zapaleńców z Beerclubu szuka miejsca, kierując się wskazówkami Jarosława jot-Drużyckiego, nagrobki toną w chaszczach, oplecione pajęczynami historii, farba na imionach i nazwiskach pogrzebanych jest mocno wyblakła, a kaplica dopiero zacznie przypominać o swoim istnieniu.

Pełni pozytywnej energii
W grudniu 2021, między innymi z inicjatywy Marka Koniecznego, powstaje Stowarzyszenie „Olza Pro”. Początkowo w nazwie ma się zawierać pierwiastek karwiński, ale ostatecznie założyciele rozszerzają nazwę o Olzę, która „od wieków płynie po dolinie”. Punktem zapalnym, żeby powstało stowarzyszenie, jest wyciągnięcie zawalonej wieży z kaplicy, która stoi obok. – Kaplica sypała się w zastraszającym tempie, pod wpływem śniegu, deszczu. Dosłownie znikała w oczach. Gdyby nie nasza interwencja, wszystko mogłoby dziś wyglądać zupełnie inaczej. Udało nam się uzyskać obietnicę dofinansowania z Konsulatu Generalnego RP w Ostrawie. Warunkiem otrzymania pieniędzy było założenie stowarzyszenia – opowiada mój rozmówca.
Zaczyna się więc żmudne odgruzowywanie nekropolii. Metr po metrze, kolejne chaszcze, samosiejki padają pod ostrzem pił, kiedy oczom wszystkich ukazuje się kaplica, pojawia się nowe paliwo do działania, motywacja do działania.
– Jak często tutaj bywasz? – zagaduję Marka, kiedy zbliżamy się do kaplicy.
– Staram się być jak najczęściej, choć nie zawsze jest to takie proste z uwagi na studia oraz pracę – odpowiada.

W kaplicy albo tym, co po niej pozostało. Fot. Tomasz Wolff

Tak na marginesie to interesujące – student marketingu, prowadzący własną działalność gospodarczą, dokopujący się do samego jądra polskości. W tej jego ogromnej pasji trudno nie dostrzec też budowania mostów między krajem jego zamieszkania i Polską.
– Pokazuję, że tutaj kiedyś była Polska w najpiękniejszej postaci. Niestety na skutek decyzji politycznej oraz wydobycia węgla sytuacja zmieniła się diametralnie. Mamy tutaj bardzo dużo brygad od wiosny do jesieni. Na wiosnę udało mi się być na jednej, jesienią na trzech – wylicza.
Dokładne dane ma w głowie Stanisław Kołek, urodzony w Karwinie, którego ojciec i dziadek żyli w Starej Karwinie, dziś mieszkający w Czeskim Cieszynie-Sibicy.
– Do tej pory odbyły sie 82 brygady, w których uczestniczyło 1100 osób – wymienia. Początkowa inicjatywa kilku osób przywrócenia pamięci o Polakach ze Starej Karwiny, między innymi przez uprządkowanie cmentarza, przeradza sie w projekt o zasięgu międzynarodowym. Jeżeli ktoś myśli, że z łopatą i taczkami biegają „lokalsi”, jest w błędzie. Przyjeżdżają ochotnicy z Brna, ale też Katowic czy Bydgoszczy. Niebagatelną rolę odgrywają nowoczesne środki przekazu. Dzięki kolejnym postom umieszczonym na Facebooku o inicjatywie z Meksyku dowiaduje się coraz więcej osób. W skrzynce przed wejściem do kaplicy znajduje się zeszyt. Każdy może wyrazić zachwyt nad tym miejscem oraz pracą społeczników.
Pani Adela dociera tutaj 24 czerwca na rowerze. Wspomina o trudnym dojeździe, używając słowa „survival”, ale widoki mają rekompensować wszystko. 
– Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem waszej pracy i bardzo pozytywnej energii, jaka otacza wasze działania. Bardzo się cieszymy, że nasz Instytut Polonika, w którym pracujemy, może również przyczynić się do tego wspaniałego działania – to z kolei jeden z najnowszych wpisów, zostawiony przez Anię  i Marka 19 października.

Nie zapomina o tym, co ważne, o swoich korzeniach
– Ten medal ma dwie strony – nie ukrywa Józef Szymeczek.
„Olza Pro” nie jest jedynym stowarzyszeniem, które w orbicie zainteresowań ma Starą Karwinę. W ostatnich latach powstało ich kilka. Ktoś powiedziałby – w różnorodności tkwi siła. Nie do końca jednak, tym bardziej że mamy do czynienia z bardzo delikatną materią.
– To miejsce stało się bardzo popularne, a historia zaczyna być coraz bardziej wypaczana i upraszczana. Dlatego tak ważne jest to, co robi Marek Konieczny, który troszczy się nie tylko o materialne ślady, ale także o wymiar duchowy, mityczny. Walczy o zachowanie ducha tego miasta – dodaje wiceprezes Kongresu Polaków.
Dziś, po kilku latach prac społecznych, Marek Konieczny zna nekropolię w Meksyku niemal jak własną kieszeń. Wędrujemy ścieżką do grobu trzech górników z 15, którzy zginęli w kopalni Gabriela 12 kwietnia 1924 roku. Pomnik Adolfa Badury, Karola Dziadka i Henryka Tyrlika jest mocno zniszczony. Płyta nagrobna jest poszatkowana i ktoś niezorientowany będzie miał problem poskładać litery w jedną całość. Chyba że przeczyta informacje na tablicy. Być może wkrótce się to zmieni, bo „Olza Pro” wspólnie z Kołem Umundurowanych Górników Gabriela walczą o środki na renowację pomnika. Złożony w tym roku projekt do Fundacji Landek przepadł.

Grób górników, którzy zginęli w katastrofie w kopalni Gabriela. Fot. Tomasz Wolff


– Nie poddajemy się jednak i w roku 2025 będziemy ponownie starać się o fundusze – podkreśla Marek Konieczny. Bo ile drobne prace można wykonać pro bono publico, na większe potrzeba zastrzyków z zewnątrz. Takich pozytywnych światełek jest coraz więcej. Od kilku lat nekropolia znajduje się w orbicie zainteresowań Instytutu Polonika. Działania wspiera także Śląski Kościół Ewangelicki Augsburskiego Wyzania na czele z pastorem Emilem Macurą, właściciel tego miejsca. Widząc zapał Marka, w przyszłość nie można spoglądać inaczej, niż z optymizmem.
– Dlaczego Marek jest wyjątkowy? – pytam Stanisława Kołka.
– Jest w ciągłym ruchu, nie potrafi usiedzieć na miejscu. Jeździ po całym świecie, a jednocześnie nie zapomina o tym, co ważne, o swoich korzeniach. Twardy Polak – komplementuje.
Grobów do odnowienia jest coraz więcej, a w końcu trzeba będzie podjąć decyzję, co zrobić z kaplicą. Według ostrożnych szacunków, odbudowa obiektu wraz z wieżą może pochłonąć nawet cztery miliony złotych. Pojawiają się coraz to nowe pomysły. Jednym z nich jest zdobywający popularność szklany dach. Czas pokaże, co będzie dalej.

Piękno dawnej Karwiny
W 2017 roku Jarosław jot-Drużycki na portalu Salon24 stawia pytanie, które wydaje się retoryczne? Po co Bracia Kuflowi zabierają się za – mogłoby się wydawać – Syzyfową pracę? I odpowiada tak: „By żaden potomek »kuferkorzy« i »rukzakowców« nie gadał im bezmyślnie: »Wracajcie do tej swojej Polski!«. I by z kolei jakiś ich rodak z Rzeczypospolitej nie opowiadał głupot, że »na Zaolziu zawsze byli Czesi, a tylko w 1938 roku pojawili się tu Polacy«, którzy szli »ręka w rękę z Hitlerem«. Bo oni, zaolziańscy Polacy – a lepiej byłoby powiedzieć Polacy z podzielonego w 1920 roku granicznym kordonem Śląska Cieszyńskiego – zawsze tu byli u siebie. Przynajmniej od tysiąclecia”.
Siedem lat później, w jednej z cmentarnych alejek, ponawiam to zasadnicze pytanie. Marek odpowiada tak, jakby z góry wiedział, że pojawi się taka kwestia, choć wcale tego nie ustaliliśmy.
– W nowej Karwinie, położonej kilka kilometrów od tego cmentarza nie ma śladów polskich. Chcę pokazać fakty, ludzie myślą, że Karwina to tylko to współczesne brzydkie miasto. Dawniej ona była piękna, tylko została zburzona, a ludzie wysiedleni – odpowiada.
Józef Szymeczek: – On odgrzebuje historię nieistniejącego miasta. Troszczy się o jeden z ostatnich polskich śladów, które po nim zostały.
Marek Konieczny bardzo lubi ten moment, kiedy z 0kien samolotu albo zza szyb samochodu może spoglądać na Polskę, swoją Ojczyznę. Puls przyspiesza docierając do Starej Karwiny.

Stara Karwina 1690
– Coś pozostało jeszcze po Starej Karwinie, oprócz tego cmentarza? – pytam na koniec.
Jeden dom. Leży jakieś dwieście metrów stąd.
– Idziemy? – pyta, co ma dla mnie wymiar retoryczny.

Koniec świata Starej Karwiny, dom nr 1690. Fot. Tomasz Wolff


W smartfonie wyszukujemy maleńki kwadracik. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Dom wydaje się być niezamieszkały. Pod adresem Stara Karwina 1690 nikt nie mieszka, choć podobno w przyczepie campingowej w ogrodzie pojawia się lokator.
– Przyznam się, że jestem tutaj pierwszy raz w życiu – mówi Marek Konieczny.
To odkrywanie wydaje się nie mieć końca. Arkadia jest coraz bliżej.







Może Cię zainteresować.