Danuta Chlup komentuje: Unijna jajecznica | 30.05.2023
Fundusze europejskie są od
wielu lat są istotnym źródłem finansowania wielu projektów, także w naszym
regionie. Wydawało mi się, że zdążyłam się przyzwyczaić do budzących nieraz zdziwienie
sposobów wykorzystania tych środków i nie będę już pytała: czy Unia naprawdę za
to płaci?
Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Jajecznica cieszy się w okresie Zielonych Świątek ogromnym powodzeniem. Fot. Pixabay
A jednak ponownie postawiłam
sobie to pytanie, kiedy zobaczyłam na portalu jednej z gmin zaproszenie na smażenie
jajecznicy przy muzyce akordeonowej, opatrzone znajomym unijnym logo i
dopiskiem: „Współfinansowane z UE”. Impreza miała się odbyć przy miejscowej
leśniczówce (nie było zatem kosztów związanych z wynajmem drogiego lokalu),
jajka każdy miał przynieść własne, koszty mogły zatem obejmować honorarium akordeonisty
i nieduże wydatki związane z poczęstunkiem. Czy gminę naprawdę nie stać na ich
pokrycie? A jeżeli nie, to czy nie można było zebrać składek od uczestników?
Wiem, wiem… Już słychać głosy
oburzenia, że chodzi przecież o program aktywizacji seniorów, ewentualnie transgraniczną
integrację mieszkańców (być może ktoś z Polski przyjdzie skosztować wyborną
jajecznicę?). Skoro Unia daje, to należy brać! Nie mówiąc już o tym, że gdyby samorząd
gminny nie korzystał z możliwości dofinansowania unijnego, to spotkałby się z bezlitosną
krytyką.
A jednak, mimo wszystko, nie mogę
pozbyć się niepokojącego pytania: czy naprawdę chcemy być aż w takim stopniu
zależni od Unii Europejskiej, aby finansować z jej źródeł takie imprezy, jak obchody
Dnia Matki czy wspomnianą jajecznicę? Żeby było jasne: nie należę do tak zwanych
eurosceptyków, nie jestem zwolennikiem wyjścia ze Wspólnoty, lecz tak przesadna
zależność mnie przeraża.
Prawdziwym problemem są wywołane
przez politykę dotacyjną deformacje rynku budowlanego czy też branży rolniczej.
Dofinansowanie wydarzeń kulturalno-towarzyskich wydaje się być błahostką. Jednak
liczmy się z tym, że w przyszłości będzie się prawdopodobnie nasilała presja,
aby wydarzenia, na które Unia sypnie groszem, promowały tak zwane europejskie
wartości, nie zawsze bliskie naszej lokalnej społeczności. Wtedy każdy organizator
będzie musiał podjąć decyzję, czy się podporządkować, czy sięgnąć do własnej kieszeni.