czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Ustroń: »Cieszę się, że moje wyczyny nie poszły na marne«. Jola Byrtus przebiegła Główny Szlak Beskidzki! | 12.09.2023

9 dni, ponad 500 km trasy, 22 tys. metrów przewyższeń i… zbiórka dla Stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś sam”, która w jednym z serwisów finansowania społecznościowego przekroczyła już cel 50 tys. koron. Jolanta Byrtus pokonała Główny Szlak Beskidzki (GSB). Biegła dla „tych, którzy biegać nie mogą”, do mety w Ustroniu dotarła we wtorkowe popołudnie, a sama zbiórka jeszcze trwa.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Misja wykonana! Jola Byrtus na mecie GSB w Ustroniu. Fot. Krzysztof Słowiaczek

Wszystko zaczęło się od Wołosatego w Bieszczadach, tak?
– Tak, pierwszy odcinek GSB rozciąga się od Wołosatego do Cisnej.

A co było wcześniej? Skąd pomysł na takie wyzwanie?
– Od dziecka znam panią Renatę Czader [prezeskę stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś sam” - przyp. red.], która poprosiła mnie w tym roku, bym pojechała z nimi na obóz. Ja jednak w tym czasie byłam już na innym obozie, a później pojechałam do Norwegii, więc nie miałam na to za bardzo czasu. Dlatego też postanowiłam, że pomogę stowarzyszeniu uzbierać pieniądze w taki właśnie sposób.

I założyłaś zbiórkę na czeskim portalu finansowania społecznościowego darujme.cz. Już zdążyła przekroczyć swój cel 50 tys. koron. Sprawdzałaś codziennie stan wpłat?
– Codziennie nie, ale jak zerknęłam na przykład w czwartek u celu kolejnego odcinka GSB, kiedy miałam już dosyć, to sobie sprawdziłam. Chciałam się dowiedzieć, czy może zbiórka jest już choć trochę w połowie. No i była już powyżej tej kwoty, więc byłam bardzo zadowolona, że moje wyczyny nie idą na marne.



Mówimy o Głównym Szlaku Beskidzkim. Ta trasa przyszła ci od razu do głowy czy brałaś pod uwagę też inne, np. gdzieś w Czechach?
– Nie, w ogóle! Bardzo często biegałam, w ramach swoich regularnych treningów, koło Soszowa. Tam jest taka tablica z opisem Głównego Szlaku Beskidzkiego. I jak sobie tak czytałam, to postanowiłam sobie, że chcę go przejść. Ale kolejna myśl była taka: „co dalej”? Przejdę i tyle? Dla mnie to nie będzie żadne wyzwanie. Postanowiłam więc, że go przebiegnę w jak najkrótszym czasie. Jednak i z tego pomysłu w końcu zrezygnowałam, ponieważ byłoby to jedynie zaspokojenie moich pragnień. Miałabym dzięki temu dobre samopoczucie i co z tego? Ostatecznie zatem chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym. Dlatego też zorganizowałam i bieg i zbiórkę.

Taka trasa to oczywiście duże wyzwanie fizyczne i psychiczne. Ty jednak masz dobre przygotowanie, bo od dziecka uprawiasz różne sporty?
– To prawda, dlatego dziękuje za to moim rodzicom. Chyba najwięcej trenowałam biegi narciarskie, byłam nawet w reprezentacji Czech do lat 23. Dwa lata temu zakończyłam tę przygodę. I tak się złożyło, że teraz nie miałam co robić, a kondycję mam ciągle dobrą, więc postanowiłam, że właśnie pobiegnę.





Na co dzień w roku akademickim jednak masz co robić, bo jesteś studentką fizjoterapii?
– Tak. I teraz będę pisała pracę licencjacką na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu.

Ile średnio kilometrów dziennie musiałaś pokonać?
– 60 kilometrów dziennie. Kiedy biegam, to śpiewam piosenki lub liczę. Bardzo lubię liczyć i zawsze powtarzam sobie tabliczkę mnożenia, ale do bardzo wysokich liczb. Gdy trenowałam biegi narciarskie, to nauczyłam się być sama ze sobą, więc nie sprawia mi to jakiegoś większego problemu. Idę tylko przed siebie i patrzę na znaki turystyczne.

Codziennie chyba musiałaś się ścigać z czasem?
– Tak, ruszałam zawsze o świcie ponieważ jest ładna pogoda, a przez południe jest bardzo ciepło. Ja raczej jestem takim skowronkiem. Wstaję zazwyczaj wcześniej, niż wszyscy i ruszam w trasę. Później około południa mam przerwę a potem biegnę i idę... Kiedy miałam pod górkę, to wchodziłam, a z górki zbiegałam. Można powiedzieć, że prawie cały czas – oprócz podejść pod górę – biegłam. 





Czy miałaś czas się z kimś spotkać w trasie? Porozmawiać? Ludzie cię o coś pytali, zaczepiali?
– Tak, zawsze każdy się pozdrawia na trasie, ale okazja do rozmów nadarzała się w miejscach noclegów. Spotkałam na przykład pana, który mnie bardzo zainspirował. Przed dwoma laty miał udar mózgu. Musiał nauczyć się wszystkiego na nowo, jeździć na nartach, prowadzić samochód itd. W tym roku natomiast podjął wyzwanie, że przejdzie Główny Szlak Beskidzki. Zrobiło to na na mnie ogromne wrażenie! Zawsze chętnie porozmawiam z innymi ludźmi, zapytam dokąd idą. Tutaj są naprawdę bardzo mili ludzie.

A jeżeli chodzi o jakiś bagaż, miałaś ze sobą tylko plecak?
– Tylko, a w nim najpotrzebniejsze rzeczy. Z piciem waży około pięciu kilogramów. No może trochę więcej, jeśli zapakuję do niego jakieś jedzenie na kolejny etap.

Po powrocie do domu będzie czas na odpoczynek czy może już masz w planach jakieś kolejne wyzwania?
– Na razie nie mam żadnych planów, ale zobaczymy, ponieważ u mnie to działa bardzo spontanicznie. Kto wie, czy gdzieś jeszcze nie zdążę pojechać przed rozpoczęciem roku akademickiego?

Miałaś w ostatnich dniach jakieś kryzysowe czy trudniejsze sytuacje na szlaku?
– Większego kryzysu nie miałam. Zdarzały się oczywiście bóle nóg itd., ale nic takiego, żebym usiadła i powiedziała, że mam dość, "mamo przyjeżdżaj"! Na ostatnim odcinku najpierw podczas pierwszych kilometrów bolał mnie każdy krok i pytałam sama siebie, kiedy już wreszcie skończę ten bieg, ale na Równicy nie mogłam uwierzyć, że to już koniec.

Skoro zbiórka przekroczyła już 50 tys., to może jeszcze pęknie setka? 
– Zbiórka potrwa jeszcze przez 20 dni, więc kto wie? Każdy może pomóc i dołożyć koronę do tego dzieła, byśmy przekroczyli 100 tys. koron! 







Może Cię zainteresować.