Czy da
się żyć obok wojny? Takie określenie często pojawia się w opisie życiowej
sytuacji, w jakiej się znaleźli bohaterowie pańskiej książki.
– Żyć da się
wszędzie, można przyzwyczaić się do wszystkiego. Człowiek jest istotą zdolną
jakoś radzić sobie wszędzie, gdzie są warunki pozwalające mu przetrwać. Gdy
dziś oglądamy filmy o II wojnie światowej, gdy czytamy o niej książki, widzimy,
że ludzie starali się wieść życie nawet w obozach koncentracyjnych. Wydaje się
po prostu nie do wyobrażenia, że można żyć w taki sposób, w takim miejscu. A
jednak. Dziś nasi obywatele, którzy byli jeńcami więzionymi w rosyjskich
obozach, wracają i opowiadają o okropnych warunkach, w jakich przyszło im żyć.
Taka jest nasza dzisiejsza rzeczywistość.
Znam jedną
dziewczynę, Walerię Subotinę. Jest wojskową, była w Mariupolu, była w
Azowstalu. Została wzięta do niewoli, a kiedy wróciła, napisała książkę.
Opisała swoje przeżycia. Kiedy wypadały komuś urodziny – pisała – wszyscy jeńcy
oddawali część swojego przydziału żywności, żeby solenizant miał jej nieco
więcej. Człowiek nawet w piekle może zachować się jak człowiek. Życie w
warunkach wojny jest szczególnie trudne ponieważ człowiek w każdej chwili
stanowi cel, jego życie jest nieustannie zagrożone. Stara się jednak nie żyć
strachem, skupiać siły na wierze w to, że uda się przetrwać.
Nigdy nie traktowałem wojny jako materiału
literackiego, uważam, że to nieetyczne. Uważam też jednak, że powinno się o
wojnie pisać po to, byśmy nie zapomnieli, co się stało.
Niektóre
z pańskich opowiadań mogłyby się dziać choćby w czasie II wojny światowej,
sprawiają wrażenie „wyjętych” z określonego czasu i miejsca.
– Zgadzam
się. Gdy dziś czytamy na nowo klasyczne dzieła literatury, które opisują
pierwszą czy drugą wojnę światową i porównamy to ze współczesnością, tym, co
dzieje się w Ukrainie, człowiek łapie się ze zdziwienia za głowę, jak bardzo to
podobne do siebie opowieści. Literatura wielu rzeczy, wielu zdarzeń nie jest w
stanie wytłumaczyć, pozostają dla nas niezrozumiałe. Inne jednak rozumiemy w
lot. Pamiętam taką sytuację: wiosną 2022 r., w okolicach Charkowa stało
rosyjskie wojsko, miasto było niemal opustoszałe, ale otwarta była jedna czy
dwie kawiarnie. Żołnierze wpadali do miasta, wpadali do tych kawiarni, pili
kawę, nie odkładając broni. I od razu ruszali z powrotem na swoje pozycje.
Scena jak z powieści Hemingwaya, który pisał o żołnierzach w Madrycie i
Barcelonie, w czasie wojny domowej w Hiszpanii, jak jadą przez miasto
tramwajami.
Czy to,
że potrafimy się do wszystkiego przyzwyczaić, to nasza siła czy słabość?
– Myślę, że
to z jednej strony oznaka siły, z drugiej – traumy. Świadczy to o sile, gdy
ludzie decydują się nie uciekać, zostać w swoich miastach i domach, chcą
pracować, jakoś wzmacniać obronę, być pożyteczni. Nieustanne przebywanie w
strefie działań wojennych, gdzie człowiek wciąż jest zagrożony, przytępia
odruchy, instynkt samozachowawczy. Przestaje się dbać o własne bezpieczeństwo.
Rosjanie zabijają bardzo wielu cywili, szczególnie tych, którzy po prostu
chodzą ulicami. To, co się dzieje jest potworne – szczególnie w obwodzie
donieckim, gdzie Rosjanie obserwują ulice i ostrzeliwują ludzi z dronów. Ludzie
przestają zwracać uwagę na zagrożenie, popadają w obojętność, inercję.
Wspomnienie wojny będzie się odzywało przez całe lata.
Pracuję na stanowisku odpowiedzialnym za
komunikację, prowadzę spotkania z wojskowymi, każdego dnia wsiadam do
samochodu, jadę do siedziby głównej i organizuję.
Czy z
biegiem czasu i kolejnymi książkami zmienił się pański sposób pisania o wojnie? Wydaje się bardziej oszczędny, choć nie surowy.
–
Oczywiście, język się zmienił. Są bowiem wydarzenia, które wydają się po prostu
niedorzeczne, nie dające się zwyczajnie wytłumaczyć. Pewne słowa, określony
rodzaj języka przestały przystawać. Rzeczywistość stała się prostsza i język
też się uprościł. Nie znaczy to, że stał się bardziej prymitywny, ale bardziej
przejrzysty. Tam, gdzie kiedyś potrzebowaliśmy dziesięciu słów, dziś wystarczą
trzy.Nigdy nie
traktowałem wojny jako materiału literackiego, uważam, że to nieetyczne. Uważam
też jednak, że powinno się o wojnie pisać po to, byśmy nie zapomnieli, co się
stało. To ważne świadectwo także teraz, można to uznać za część polityki,
specyficzną dyplomację, bo opowiadamy o wojnie i w ten sposób usiłujemy się
obronić. Nie da się jednak ukryć, że te postacie, obrazy, fabuły... Nie dałoby
się tego po prostu wymyślić. Mścisław Czernow, zdobywca Oscara za film
dokumentalny „20 dni w Mariupolu”, odbierając nagrodę, powiedział, że wolałby
jej nie otrzymać, bo to film, który świadczy o rzeczach okropnych. Ten film
jednak powstać musiał, by być świadectwem. Lepiej by było, jakby tej literatury
też nie było. Ale te rzeczy się dzieją naprawdę i trzeba je rejestrować, zapisywać.
W jakich
okolicznościach powstawały „Arabeski”?
– Napisałem
książkę jeszcze zanim zaciągnąłem się do wojska i bardzo chciałem zdążyć ją
skończyć przed mobilizacją. Te historie miały miejsce w 2022 i 2023 roku.
Większości z nich sam byłem świadkiem albo usłyszałem je od znajomych, w
większości naprawdę się wydarzyły. Tytuł oznacza ornament, ozdobne obramowanie.
„Arabeski” to także tytuł bardzo ważnej w historii ukraińskiej literatury
książki, napisanej ponad sto lat temu przez Mykołę Chwylowego. Był ważną
postacią ukraińskiej kultury początku XX wieku, pisał ją po przeżyciu swoich
wojen – pierwszej wojny światowej i wojnie ukraińsko-rosyjskiej 1920 r. Ważne
dla mnie było, by nakreślić paralele między tymi książkami i pokazać, jak
rymują się historycznie. Moje „Arabeski” to pewnego rodzaju parafraza.
Jak
wygląda pańska codzienność w Charkowie?
– Pracuję na
stanowisku odpowiedzialnym za komunikację, prowadzę spotkania z wojskowymi,
każdego dnia wsiadam do samochodu, jadę do siedziby głównej i organizuję.
Czasem przygotowujemy też koncerty, występujemy dla żołnierzy. Pracujemy także
z dziećmi naszych towarzyszy z brygady, organizujemy dla nich obozy letnie,
zajmujemy się weteranami, prowadzimy akcje pomocowe i edukacyjne. To także
część moich obowiązków. Wymyśliłem też stację radiową Chartia, którą
stworzyliśmy w naszej brygadzie. To pierwsze radio wojskowe.
Z jednej
strony wojna obnaża słabość sztuki, która pozostaje wobec niej bezradna. Z
drugiej, czy przypadkiem jednak nie podkreśla tego, jak jest istotna? Mówił pan
o konieczności dawania świadectwa, konieczności pamięci.
– Chciałbym
mówić w ogóle o wadze kultury. Niektórym wydaje się, że kultura to jest to samo,
co rozrywka. Ja jednak obserwuję ludzi, którzy przychodzą na wydarzenia
kulturalne i dla nich jest to przestrzeń, która nadaje życiu wartości. Może to
nawet dziwne, że nastąpił taki wybuch kultury i aktywności kulturalnej, ludzie
chcą chodzić do kina, na wystawy, spektakle teatralne, festiwale literackie i
koncerty. Potrzebują tego. Przed pełnoskalową wojną tak nie było.