czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Przed nami wciąż sporo pracy | 28.05.2022

Wnioski wypływające z analizy wyników spisu ludności 2021, opracowane przez Centrum Polskie Kongresu Polaków, są tematem naszego wywiadu z prezesem Kongresu Polaków w RC Mariuszem Wałachem i prezes Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego Heleną Legowicz.

Ten tekst przeczytasz za 10 min. 30 s
Mariusz Wałach i Helena Legowicz dyskutują o wynikach spisu ludności. Fot. DANUTA CHLUP

Czeski Urząd Statystyczny już jakiś czas temu opublikował wyniki spisu. Dlaczego dopiero teraz są komentowane przez władze Kongresu i PZKO?

Mariusz Wałach: – Umówiliśmy się, że nie będziemy komentowali ogólnych wyników i robili z nich niezdrowej sensacji wcześniej, nim poznamy szczegółowe dane. Te dotyczące gmin zostały opublikowane pod koniec marca, ale nie były jeszcze kompletne. Dopiero w maju mogliśmy się zabrać za konkretną i rzetelną analizę. Teraz nadszedł czas, aby o spisie merytorycznie podyskutować, do czego osobiście zachęcam również na łamach mediów.

Spadek osób, które zadeklarowały polską narodowość, jest duży czy mały?

M.W.: – Spotkałem się z takim poglądem, że ubytek Polaków jest największy od pierwszej wojny światowej. To nie jest prawdą. Ci, którzy coś takiego twierdzą i publikują takie twierdzenia w mediach na drugim brzegu Olzy, nie zadali sobie trudu, aby sprawdzić, jak wyglądała sytuacja 10, 20, 30 lat temu. Ja to zrobiłem. Ten ubytek jest ciągle mniej więcej taki sam.

Helena Legowicz: – Musimy sobie zdać sprawę, że żyjemy na pograniczu, w państwie, gdzie jesteśmy mniejszością narodową. Asymilacja w takich warunkach jest nieunikniona. Musimy robić wszystko, aby była ona jak najmniejsza, ale jej nie zatrzymamy.

M.W.: – Trzeba sobie także uświadomić, że mamy XXI wiek. Moglibyśmy dyskutować godzinami, co to jest naród i jaka w ogóle jest definicja Polaka? Czy to jest np. góral z Zakopanego, który ma zupełnie inną mentalność od Kaszuba, czy może Ślązak? A może Polak mieszkający w Wilnie lub Chicago? Jak chcemy tych ludzi szufladkować? Musimy nauczyć się żyć w warunkach otwartego świata, kiedy nasi młodzi ludzie nie muszą zostać na stałe na Zaolziu, ale mogą żyć na przykład w Brazylii.

Chyba się zgodzimy, że dobrowolne wpisywanie narodowości prawdopodobnie zadziałało na szkodę mniejszości narodowych? Jednak nie tylko Polacy nie wpisują narodowości, ale także spory odsetek Czechów.

M.W.: – Dobrowolność sprawiła, że 3,3 mln, czyli jedna trzecia obywateli tego państwa czuje się „nikim”, czy też nie uważają narodowości za rzecz ważną. Samych Czechów w państwie czeskim ubyło w tej kadencji 700 tysięcy. Na terenie Zaolzia nie zadeklarowało narodowości ponad 75 tys. osób. Część z nich z pewnością można uważać za Polaków. Czechów w zaolziańskich gminach ubyło 15 473. Polaków też ubyło, ale ten ubytek jest stopniowy, nie ma skoków. Można powiedzieć, że Polacy na Zaolziu są grupą homogeniczną, która się trzyma.

H.L.: – Przez długie lata wpisywanie narodowości było obowiązkowe. Kiedy przestało być, ludzie „poczuli wolność”. Wychodzą z założenia, że jeżeli nie muszą czegoś robić, to tego nie robią.

Wobec tej zmiany trudno chyba porównywać wyniki spisów sprzed wojny, z czasów komuny i współczesne?

M.W.: – Rzeczywistość zmieniła się tak diametralnie, że nie da się tych liczb w prosty sposób porównać. Dodatkowo dochodzi jeszcze kolejna zmiana – możliwość wpisywania podwójnej narodowości. Po raz pierwszy umożliwiono to w 2001 roku.

Biorąc pod uwagę powyższe fakty, uważacie państwo, że wyniki ostatniego spisu są w miarę zadowalające, czy raczej złe? Niektórzy biją na alarm…

M.W.: – Liczyliśmy się z możliwością, że wyniki będą o wiele gorsze. Trzeba podkreślić, że dla nas ważne jest to, aby nie utracić 10 proc. Polaków w poszczególnych gminach, ponieważ od tego progu zależne są prawa mniejszości. Dziesięć lat temu „utraciliśmy” dwie gminy, teraz tylko jedną (Piotrowice) – i to taką, gdzie w poprzednich latach liczbę Polaków zawyżała duża grupa zakwaterowanych tam przejściowo górników z Polski. Chodzi zatem o bardzo specyficzny przypadek.

H.L.: – Z drugiej strony muszę powiedzieć, że w Piotrowicach, w gminie, w której odsetek Polaków spadł poniżej 10 procent, współpraca polskiego środowiska z władzami gminy bardzo dobrze się układa. PZKO jest traktowane na równi z innymi organizacjami non profit. Próg 10 proc. jest bardzo ważny, ponieważ dzięki niemu możemy mieć w gminach komisje ds. mniejszości narodowych, które powinny strzec naszych praw, ale ważniejsze jest to, abyśmy byli w gminach widoczni – nasza szkoła, działalność kół PZKO. Na tym polega zadanie nas, działaczy.

W spisie z 2021 roku po raz pierwszy osoby, które podały podwójną narodowość, polską i czeską lub inną, zostały zaliczone w gminach do polskiej mniejszości. Władze czeskie się na to zgodziły, natomiast znaleźli się tacy, którzy nazwali takie osoby Polakami hybrydowymi.

M.W.: – To właśnie uważam za sukces, że Kongresowi Polaków udało się przekonać Radę Rządu ds. Mniejszości Narodowych oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do zmiany metodyki. Nie możemy odrzucać tych, którzy wpisali podwójną narodowość. Mamy przecież coraz więcej mieszanych małżeństw i dzieci rodzących się z tych związków. Nie zgadzam się z nazywaniem takich osób hybrydowymi.

H.L.: – Ludzie żyjący w małżeństwach mieszanych nie chcą podczas spisu ludności wybierać, czy ich dzieci mają czeską, czy polską narodowość. Poprzez wpisanie podwójnej narodowości pokazują, że żyją w dwóch kulturach. Zresztą nawet my, którzy wpisaliśmy tylko jedną, polską narodowość, także żyjemy w dwóch kulturach, nie odrzucamy przecież kultury państwa, w którym mieszkamy. Błędem jest odtrącanie kogokolwiek, kto chce uczestniczyć w życiu naszej społeczności, w naszej kulturze.

M.W.: – Nadal będziemy apelowali, aby Polacy na Zaolziu wpisywali tylko jedną, polską narodowość, ale absolutnie nie będziemy odcinali się od tych, którzy wpiszą dwie.

Jakie konkretne kroki podejmie Kongres Polaków, aby wyniki przyszłego Spisu Ludności były bardziej pomyślne?

M.W.: – Czeka nas bardzo konkretna praca. Musimy wynegocjować kolejną zmianę metodyki. Obliczanie odsetka Polaków w gminach z ogółu mieszkańców stało się nieaktualne w sytuacji, kiedy jedna trzecia osób nie deklaruje w spisie żadnej narodowości. Odsetek powinien być liczony z ogółu tych, którzy wpisali narodowość. Kongres musi więc ponownie zakasać rękawy i przekonywać odpowiednie instytucje w Pradze, że system jest przestarzały. Czeka nas kolejna batalia i trudne negocjacje. Nie można ignorować trendów. Należy się spodziewać, że za dziesięć lat liczba tych, którzy nie podadzą narodowości, jeszcze wzrośnie.

H.L.: – Jednym z argumentów powinno być to, że jeżeli państwo czeskie realizuje postanowienia Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych, to powinno także to wziąć pod uwagę.

M.W.: – Musimy pracować u podstaw. W Kongresie uważamy, że trzeba pracować intensywnie nad promocją literackiej polszczyzny. Osobiście jestem przekonany, że bez niej nie ma szans przetrwać nawet nasza gwara, co mamy udowodnione. Chciałbym zachęcić wszystkich Zaolziaków i organizacje, aby tworzyły imprezy i działania propagujące język polski, bo przede wszystkim takie inicjatywy są wspierane finansowo przez Fundusz Rozwoju Zaolzia.

Jak oceniacie państwo skuteczność kampanii na rzecz polskości prowadzonej przed Spisem Ludności 2021?

M.W.: – Słyszałem takie głosy, że fundusze z Polski, które zostały nam przyznane na kampanię przed spisem ludności nie przyniosły żadnego efektu i zostały zmarnowane. Z tym również się nie zgadzam! Uważam, że Centrum Polskie Kongresu odwaliło kawał porządnej roboty, chociaż kampanię bardzo utrudnił nam lockdown – wielu rzeczy nie można było zrealizować. Nie mogło być bezpośrednich spotkań, szkoły były zamknięte. Mogliśmy realizować kampanię tylko w mediach drukowanych oraz w Internecie – tam mieliśmy zasięg 300 tys. użytkowników. Za sukces bezpośrednio związany z kampanią uważam również ogromny, bo trzykrotny wzrost polsko-czeskiej narodowości, a te osoby bezpośrednio przekładają się na uzyskanie dobrego wyniku w poszczególnych gminach. Poza tym ta kampania była dużą propagacją naszej mniejszości w społeczeństwie większościowym. Dlatego też niektóre filmiki zrealizowane były po czesku.

H.L.: – A poza tym materiały przygotowane w ramach kampanii nie były przeznaczone do jednorazowego użytku. Można je dalej wykorzystywać. Mogą z nich korzystać szkoły i organizacje do promowania polskości na tym terenie. Taki był plan. Nie można zatem mówić o zmarnowanych funduszach.

W jakim stopniu PZKO może wpłynąć na to, aby ludzie wpisywali polską narodowość?

H.L.: – Jestem przekonana, że osób, które są od lat członkami PZKO, nie trzeba przekonywać do polskiej narodowości. Chodziło nam o to, aby podkreślić, jak ważne jest podanie swojej narodowości w spisie ludności. Nie popełniajmy błędu, który popełniano w latach 70.-80., kiedy każdy, kto ze względów rodzinnych zapisał dziecko do czeskiej szkoły, był odsądzany od czci i wiary. Bądźmy otwarci na wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w polskim życiu kulturalnym i społecznym Zaolzia podkreślając, że nasze korzenie są nierozerwalnie związane z tą ziemią.

M.W.: – Teza, że PZKO jest głównym nosicielem polskości na Zaolziu, jest dla mnie bardzo dyskusyjna. Mówię to z pozycji aktywnego członka zarządu MK PZKO w Bystrzycy. Aktywne jest nie tylko PZKO, ale też inne organizacje. A dla młodych ludzi już sama nazwa Polski Związek Kulturalno-Oświatowy jest siermiężna i lekko trąci myszką. Oni chcą działać i działają w różnych grupach i organizacjach, czy też w ogóle jako niezrzeszeni. Mówię o tym dlatego, że moim zdaniem nie można, jak robią to niektórzy, obciążać PZKO odpowiedzialnością za wyniki spisu ludności.

H.L.: – Ja się z tym zgodzę. To, że jesteśmy widoczni, nie jest tylko zasługą PZKO. Działa prężnie kilkanaście organizacji, całe grono ludzi, którzy chcą coś zrobić dla polskości, dla naszego społeczeństwa, dla pokazania, że mamy ważne miejsce w życiu społecznym naszego regionu.



Może Cię zainteresować.