Miałam przyjemność spotkać się z aktorem młodego pokolenia, Maciejem Cymorkiem. Rozmawialiśmy m.in o pracy na planie filmu „Dywizjon 303” i postaci Františka Jozefa, w którą wcielił się w filmie. Premiera obrazu w 2018 roku.
Długo zastanawiałam się od czego zacząć naszą rozmowę. Może zaczniemy po prostu od… początku. Pamięta pan swoje pierwsze poważne spotkanie z aktorstwem? Kiedy to było?
– Jako trzynastolatek zagrałem w spektaklu „Historia żółtej ciżemki” w reżyserii Karola Suszki. Grałem też wtedy w innych spektaklach, m.in bajkach, ale to właśnie wymieniony tytuł był początkiem mojej kariery aktorskiej.
Czy tak, jak dla wielu aktorów, również dla pana teatr jest miejscem szczególnym?
- Żeby zachować dystans pomiędzy swoim życiem prywatnym, a zawodowym, trzeba te sprawy rozgraniczać, chociaż różnie mi to wychodzi. W teatrze spędzam wiele czasu, dlatego siłą rzeczy jest dla mnie miejscem szczególnym i ważnym.
Uważa pan, że rola teatralna wymaga większego skupienia i pracy, niż rola przed kamerą telewizyjną?
- Mam wrażenie, że te role różnią się sposobem przygotowania. W teatrze jest okres prób, kiedy cały zespół pracuję nad tym, co zostanie później przedstawione widzom. Podczas kręcenia filmu wszyscy zazwyczaj spotykają się dopiero na planie. W przypadku filmu liczy się indywidualne przygotowanie. Owszem, są też czasami próby, ale nie są tak intensywne, jak w teatrze.
Która z ról zagranych w teatrze była dla pana szczególna i dlaczego?
- To trudne pytanie, ponieważ nie mam aż takiego doświadczenia w rolach teatralnych. W chwili obecnej w Warszawie gram w spektaklu „Triatlon”. To jednoaktówka. Rzecz dzieje się w garderobie. Sztuka jest pojedynkiem starszego z młodszym aktorem. Na scenie towarzyszy mi Janusz Nowicki. Reżyserem spektaklu jest Igor Gorzkowski. To mój pierwszy spektakl w Warszawie po ukończeniu szkoły. Dlatego ma dla mnie szczególne znaczenie.
Wróćmy na moment do pana roli Miłosza w serialu telewizyjnym „Na dobre i na złe”. Mimo, że pojawił się pan tylko w odcinkach 623-625, pana bohater miał duży wpływ na losy głównych postaci. Co było dla pana najtrudniejsze w tej roli?
- Było to zabawne doświadczenie. Rola nastolatka z problemami. Objawy buntu młodzieńczego można pokazywać na różne sposoby.
Postać Miłosza można definiować w dwojaki sposób. Można stwierdzić, że był to czarny charakter, ale również jego zachowanie można usprawiedliwiać przez pryzmat problemów zdrowotnych. Jak na to nie patrzeć, w bilansie końcowym i tak wychodzi, że to postać z rysą. Czy kreowanie takich właśnie bohaterów jest dla pana dużym wyzwaniem aktorskim?
- Aktorzy mają różne predyspozycje fizyczne, dzięki którym obsadzani są w takich, a nie innych rolach. Tak się składa, że mnie trafiają się często role tajemnicze, dziwne, wręcz problematyczne. Nie wiem, czy takie granie jest trudne.
Od jednego z moich rozmówców usłyszałam nie tak dawno, że zło jest atrakcyjne dla sztuki. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem?
- Zdecydowanie tak, ale mam też okazję do kreowania postaci pozytywnych, więc cieszę się, że mogę doświadczać jednego i drugiego. Nie muszę brnąć w jedna stronę. Jest równowaga.
Czy jest pan zdania, że częścią wiarygodnego wcielenia się w postać jest jej zrozumienie i zaakceptowanie?
- Mam wrażenie, że zawsze jest to kompromis pomiędzy mną, a rolą, którą mam do zagrania. Zrozumienie postaci jest istotne.
Nie brakuje panu czasem grania w tzw. „repertuarze lekkim”? Nie marzy pan o zagraniu w komedii?
- Nie wiem, czy sprawdziłbym się w tym gatunku. Wydaje mi się, że mam poczucie humoru, ale może trochę specyficzne. W typowo komediowym repertuarze nie miałem jeszcze okazji spróbować swoich sił, ale mam nadzieję, że przyjdzie taki czas.
Dla wielu aktorów marzeniem jest zagranie w filmie obrazującym wydarzenia historyczne. Pan miał okazję w takim filmie zagrać. Mowa oczywiście o „Dywizjonie 303”. Kiedy premiera?
Nie znam na ten moment daty premiery.
W filmie wciela się pan w rolę Josefa Františka, czeskiego i polskiego lotnika wojskowego, asa myśliwskiego lotnictwa z okresu II wojny światowej. Czy w ramach przygotowania do roli zgłębiał pan jego losy?
- Tak. Szukałem informacji na jego temat z wielu źródeł. Chciałem znaleźć coś, co będzie miało znaczny wpływ na to, jak będę zachowywał się na planie. Josef František był postacią bardzo tajemniczą, o czym świadczy już jego data urodzenia. W kilku źródłach pojawiają się mocno zróżnicowane informacje na ten temat. Nawet okoliczności jego śmierci są owiane tajemnicą. Wyzwaniem było dla mnie, by pokazać go w niejednoznaczny sposób. Można powiedzieć, że był samotnym wilkiem.
Co było dla pana w tej roli najważniejsze?
- Było to duże wyzwanie i odpowiedzialność. Kreowanie postaci rzeczywistej jest czymś szczególnym. Wydaje mi się nawet, że mamy wspólne cechy. Cieszę się, że mogłem tego doświadczyć.
Mógłby opowiedzieć pan coś o kulisach „Dywizjonu”. Jak pracowało się panu w towarzystwie takich aktorów jak Maciej Zakościelny, Krzysztof Kwiatkowski czy Jan Wieczorkowski? Zdarza się, że dostaje pan wskazówki zawodowe od „kolegów po fachu”?
- Nie wtrącałem się im do tego, co robią (śmiech). Każdy zajmował się sobą. Staraliśmy się przygotowywać indywidualnie, by wszystko zrobić jak najlepiej.
Rozmawiała: Mariola Morcinkowa
Maciej Cymorek
Absolwent Polskiego Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie ukończył studia w Akademii Teatralnej w Warszawie (2017). Pierwsze teatralne kroki stawiał w Teatrze Cieszyńskim w Czeskim Cieszynie. Czeska filmografia obejmuje obrazy „Láska je láska” (2012) i „Colette” (2013), w Polsce pojawił się na początek w serialach „Na dobre i na złe”, „M jak Miłość”, „Na wspólnej”, a także w jednym z odcinków serialu kryminalno-obyczajowego „Ojciec Mateusz”. W 2018 roku do kin trafi film „Dywizjon 303”, w którym Cymorek wcielił się w postać lotnika Františka Jozefa.