Sobotni deszcz na Coloursach zweryfikował poziom zaproszonych artystów. Jedni zdali egzamin w strugach wody, inni przegrali. Dziś na całe szczęście nie powinno lać.
Holenderska piosenkarka Caro Emerald pasuje bardziej na parkiet tanecznego klubu, w deszczu lejącym się z ostrawskiego nieba próbowała wprawdzie sprostać wymaganiom słuchaczy, ale niedosyt pozostał. W kolorowych pelerynach jej electro swing brzmiał trochę jak muzyka z galerii handlowej. Dużo lepiej wypadli artyści na chronionej przed deszczem Agrofert Stage. Inteligentny pop rock Artura Rojka rozruszał publiczność w równym stopniu, co techno-ambient zagrany przez młodego niemieckiego kompozytora Jana Blomqvista. Kto wolał pierwszoplanowe gwiazdy, brodził się bagnem pod główną sceną Česká Spořitelna Stage. Oprócz Cary Emerald zaklinali tam deszcz również muzycy irlandzkiego zespołu Kodaline czy legendarni Amerykanie z Thievery Corporation. Amerykański duet grający mieszankę down tempo, acid jazzu i trip hopu dał jeden z najlepszych koncertów w tegorocznych Coloursach. Irlandczycy z Kodaline polegli.
Dziś, w ostatnim dniu festiwalu, czekamy z niecierpliwością przede wszystkim na występ legendy muzyki elektronicznej - brytyjskiej grupy Underworld.