EROS RAMAZZOTTI – Perfetto
Dawno temu, dla współczesnej młodej generacji w czasach prehistorycznych, Eros Ramazzotti zawojował znany festiwal w San Remo. Zdobył wtedy również serca nie tylko włoskich kobiet spragnionych bohatera, który za mikrofonem, z gitarą w ręku potrafiłby wyśpiewać im piękną przyszłość odzianą w jasnoniebieskie Levisy. To było w 1984 roku i aż trudno uwierzyć, że 31 lat później z płytą „Perfetto” znów z powodzeniem czaruje. Płyta została nagrana w trzech miastach – w Rzymie, Mediolanie i Los Angeles. Wierzcie mi, nie ma na świecie piękniejszych miejsc do napisania piosenek o miłości. Albumu „Perfetto” słucha się z najwyższą przyjemnością. Nie ma tu ściemy, tworzenia wirtualnej rzeczywistości. Dojrzały facet wali prosto z mostu – podobasz mi się, a więc pozwól, że zaśpiewam ci do rosołu. Ramazzotti od zawsze grał z głośników w pizzeriach i najnowsza płyta pewnie tego trendu nie zmieni. To jednak najlepsza włoska muzyka, na jaką można się natknąć w przerwie pomiędzy rissoto, a pizzą neapolitano. „Perfetto” od początku do końca brzmi perfekcyjnie. Plejada cenionych muzyków sesyjnych wyczarowała na tym albumie idealne brzmienie „dorosłego pop rocka”. Eros też utrzymuje się w nienagannej kondycji wokalnej, a więc wszystkie czynniki współgrają niczym scenariusz „Pytania na śniadanie”. Gdyby wymienić tylko jedną piosenkę, która pozostaje w głowie na bardzo długo i nawet zimny prysznic nie pozbawi jej uroku, wybrałbym zamykający cały krążek prześliczny temat „Tra Vent´anni”. To 3 minuty i 39 sekund Erosa z najwyższej półki muzycznego Olimpu. Michał Wiśniewski może dalej gryźć paznokcie z zazdrości.
Cały Pop Art w ostatnim, sobotnim papierowym wydaniu "Głosu Ludu".