niedziela, 5 maja 2024
Imieniny: PL: Irydy, Tamary, Waldemara| CZ: Klaudie
Glos Live
/
Nahoru

Zdaniem Danuty Chlup: Slow travel, czyli podróżowanie bez pośpiechu | 22.02.2022

Wpadł mi do ręki stary, zeszłoroczny numer magazynu „Cieszyńskie na obcasach”. Artykuł, który mnie zainteresował, nie stracił jednak na aktualności. Jego tematem było slow travel, czyli podróżowanie bez pośpiechu. 

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Fot. Norbert Dąbkowski
 
Zaznaczam, że bynajmniej nie chodzi o podróże sprowadzające się do wylegiwania się na plaży, ewentualnie spędzania całych dni przy hotelowym barze. A zatem – w czym rzecz?
 
Autorka artykułu Małgorzata Zielina tłumaczy, że podróż bez pośpiechu ma być alternatywą do wycieczek polegających na szybkim zaliczaniu jak największej liczby zabytków i atrakcji w możliwie największej liczbie miejsc. Jej „inność” polega na tam, że staramy się lepiej poznać odwiedzane miejsca – również za cenę tego, że nie zobaczymy wszystkiego, co – według folderów turystycznych – obowiązkowo trzeba zobaczyć.  
 
„Slow travel to podróże kameralne i bezpieczne, w których nie tylko chodzi o samo zwiedzanie, lecz także o poznanie lokalnych kulinariów, ludzi. Czasem to wręcz spacer niedaleko Twojego miejsca zamieszkania” – pisała Zielina. 
 
Myślę, że coś w tym jest. Sama się przekonałam, chociażby w przypadku Krakowa czy Pragi, w których to miastach byłam wielokrotnie, że im lepiej je człowiek poznaje, tym więcej dostrzega rzeczy, które warto jeszcze zobaczyć. Przekonałam się o tym w Pisie, do której turyści zwykle wpadają tylko po to, aby zobaczyć krzywą wieżę, a tymczasem całe miasto ma swój niepowtarzalny klimat i warte jest nieśpiesznego poznawania. Kiedyś byłam w roli tłumaczki z czeską wycieczką w Polsce.
 
W jednym dniu Kraków, Wieliczka i Oświęcim. Podobnych wycieczek jest cała masa. Ile można zobaczyć z Krakowa, kiedy ma się na jego zwiedzenie 2-3 godziny? Zresztą nawet mniejsze miasta ukrywają w sobie bogactwo, które warto powoli odkryć. 
 
I tu jesteśmy u mojego osobistego „slow travel” – poznawania różnych miejscowości przez inny pryzmat niż masowego turysty. Moja najnowsza powieść, którą właśnie skończyłam pisać, wymagała odwiedzenia różnych miejsc w Polsce, także mniejszych miast. Spotykania się z ludźmi i z historią – ale nie pod kątem tego, z którego wieku pochodzi ratusz i najstarszy w mieście kościół, ale pod kątem losów ludzi, składu narodowościowego, religijnego oraz zmian, jakie niosły z sobą wichry historii.
 
Zawitałam m.in. do Krotoszyna i Koła w Wielkopolsce. Przyznaję, że bardzo mi się spodobało takie poznawanie miejsc, które nie figurują na liście TOP destynacji turystycznych i ich spokojnego, indywidualnego penetrowania. 




Może Cię zainteresować.