Kiedy jakiś czas temu pisząc o wypadku 75-letniego mężczyzny, nazwałam go staruszkiem, pewien niespełna 80-latek zwrócił mi uwagę, że użyłam niestosownego określenia. Jego zdaniem, mianem staruszka określa się osoby dużo starsze.
Przyznam się, że nie zaskoczyła mnie ta reakcja, bo sama, zanim popełniłam ową „niestosowność”, zastanawiałam się przez chwilę, czy napisać „staruszek” albo nie napisać. W końcu jednak, posiłkując się Słownikiem Języka Polskiego, stwierdziłam, że mogę użyć tego sformułowania, ponieważ według definicji staruszek to „stary mężczyzna, starzec”.
A zatem w czym tkwi problem? Ano w tym, że w dzisiejszych czasach nie ma mody na ludzi starych. Są ludzie młodzi, czasem średniacy, a potem najwyżej seniorzy. W powszechnym przekonaniu słowo stary, nie wspominając o staruszku i starcu, funkcjonuje niemal jako obraza. Nie rozumiem dlaczego, skoro młody i stary są określeniami dla upływu czasu, a nie dla stanu umysłu, ducha i ciała. Sama zresztą potrafię z mety wymienić tuzin wysportowanych, błyskotliwych, rzutkich i pełnych energii „starców” i tyle samo zaradnych, atrakcyjnych i elokwentnych (przepraszam najmocniej wszystkie damy w leciech za to wyrażenie) „staruszek”.
Być może rzeczywiście wyszły już z użycia takie słowa, jak stary i staruszek, a pytanie o wiek (z wyjątkiem sytuacji, kiedy wyższy wiek oznacza wyższą zniżkę na cokolwiek) jest nietaktem świadczącym o braku wychowania. A szkoda, bo człowiek stary to przecież człowiek z doświadczeniem i przeżyciami, który doczekał się błogosławionych lat i który – jako osoba, która zdążyła już czegoś w życiu dokonać – zasługuje na poważanie i szacunek.