sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Zdaniem Janusza Bittmara: Pan Samochodzik i wakacje | 15.08.2021

„Skręć w lewo, skręć w prawo. Zawróć. Następnie miejsce docelowe będzie po twojej prawej stronie”. I faktycznie. Jest.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Fot. Norbert Dąbkowski

Nawigacja samochodowa, a w zasadzie przeróżne – bardziej lub mniej wyrafinowane – aplikacje w smartfonach stały się nieodłączną częścią naszego podróżniczego życia. Od czasu do czasu taki program potrafi wprawdzie spłatać też figla, pilotując szofera i jego samochód w zbiornik z wodą (z prawdziwego zdarzenia), ale generalnie plusy znacznie przewyższają minusy. Zwłaszcza wtedy, kiedy odkrywamy nowe, nieprzebadane dotąd odcinki, a nie chcemy polegać wyłącznie na drogowskazach, które znacznie bardziej absorbują naszą uwagę, niż głos „Pana Samochodzika”, bo tak nazywam swojego wiernego asystenta.

To małżeństwo z rozsądku działa jednak tylko za kierownicą. Na pieszych wędrówkach przestawiam się na stary, „przedkomórkowy” świat oznakowany analogowo – za pomocą prostych, ale genialnych znaków turystycznych umieszczonych na pniach drzew. Republika Czeska i Polska pod względem szczegółowego oznakowania swoich tras turystycznych należą do najlepszych na świecie. Jeszcze nigdy się nie zawiodłem i podejrzewam, że Wy również. Zwłaszcza w naszych górach ten system z powodzeniem działa od prawie dwustu lat, a członkowie organizacji turystycznych na bieżąco naprawiają zniszczone fragmenty ku ogólnemu zadowoleniu zarówno mieszkańców lasów, jak też turystów. Doświadczony góral z Podhala zresztą sam Wam potwierdzi, że spotkanie z niedźwiedziem na oficjalnym szlaku graniczy z cudem, ale jeśli zagalopujemy się poza wyznaczone odcinki, to już niekoniecznie. Sam sprawdziłem to na własnej skórze, tyle że nie w Tatrach i nie z misiem, a w Wierchach Hostyńskich z… rysiem. Do dziś opowiadając tamtą historię znajomym czuję się niczym Jack London.

Typowo wakacyjny temat w tej rubryce chciałbym zakończyć propozycją dla wszystkich, którzy po górach wędrują z dziećmi. Spędzając w lipcu urlop z żoną i dziećmi w Jesionikach obawiałem się tylko jednego: nieustannych pytań na szlaku: „Kiedy już tam będziemy”. Problem udało się rozwiązać zaraz na pierwszej poważniejszej wycieczce – wspinaczce z Jesionika na Złoty Chlum. Za pierwszym zakrętem w lesie ogłosiłem, że zwycięzcą na mecie na szczycie zostanie ten, kto po drodze wyłapie i policzy najwięcej niebiesko-białych znaków na drzewach prowadzących do celu. Pytanie „kiedy?” zastąpiło „ile?”. Zdradzę, że nie wygrałem tych zawodów.   



Może Cię zainteresować.