Pop Art: Polski rock w światowym wydaniu | 02.04.2023
Warszawska
formacja Riverside zameldowała się z nowym albumem studyjnym, który po zimowym
tournée w Stanach Zjednoczonych od kwietnia będzie promować w Europie. W tym
również w Polsce i Czechach. A więc, jaka jest najnowsza płyta „ID.Entity”?
Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Riverside nagrali kolejną świetną płytę. Fot. mat. prasowe
RECENZJE
RIVERSIDE – ID.Entity
Warszawska grupa Riverside jest idealnym
przykładem na to, że można odnieść sukces międzynarodowy niczym batoniki Prince Polo nawet bez słodkich, chemicznych dodatków w składzie. Wraz
z wiekiem zmieniały się fascynacje muzyczne członków grupy, stopniowo
metal progresywny ustąpił miejsca łagodniejszym muzom, rockowy kaliber jednak
pozostał.
„ID.Entity”, ósma płyta studyjna w karierze
Riverside, ukazała się po dwudziestu latach od debiutu „Out of Myself”. Z
wczesnego okresu pozostało niewiele, ale to chyba dobrze. „ID.Entity” jest dla mnie idealnym
zakończeniem art rockowego tryptyku w twórczości zespołu, zapoczątkowanego albumem
„Love, Fear and the Time Machine” (2015), a kontynuowanego na przedostatnim
wydawnictwie „Wasteland” (2018) nagranym już bez zmarłego gitarzysty Piotra
Grudzińskiego. Luźne porównania z dokonaniami brytyjskiej formacji Porcupine
Tree i jej lidera Stevena Wilsona nasuwają się również po przesłuchaniu
najnowszego albumu, myślę niemniej, że w muzyce Riverside coraz mniej jest
protonów mózgowych Wilsona, a coraz więcej słowiańskiej wyobraźni.
„ID.Entity” można, a nawet trzeba odbierać w
kategoriach płyty koncepcyjnej. Spójna jest nie tylko muzyka, ale też temat
przewodni dotyczący tożsamości w czasach dynamicznie zmieniającej się
rzeczywistości. Zaraz na początek muzycy serwują nam duże zaskoczenie w postaci
pop rockowego utworu „Friend or Foe?” kojarzącego się z dokonaniami… dawnego
Kombi. Dopiero w połowie piosenki zaczyna być odczuwalny typowy dla Riverside
przyspieszony metabolizm, na plac gry wkracza gitara Macieja Mellera, a syntezatory pod
palcami Michała Łapaja stają się bardziej prog rockowe. Maciej Meller, który
sześć lat temu zastąpił w zespole Grudzińskiego, przemycił na album nieco
orientalnego transu, zwłaszcza w solówkach gitarowych („Landmine Blast”). W „Big Tech Brother” na pierwszy ogień wchodzą
instrumenty dęte, co w twórczości Riverside ostatnio miało miejsce czternaście
lat temu na albumie „Anno Domini High Definition”. Gdyby nie mocne gitary i
agresywna linia kreślona przez instrumenty klawiszowe, można by odnieść wrażenie, że
słuchamy amerykańskiej formacji Snarky Puppy grającej jazz fusion. „Big Tech
Brother” jest też, moim zdaniem, najlepiej skonstruowanym utworem na całej płycie. Przez siedem minut łatwo utrzymać koncentrację, wyłapując przy okazji wszystkie
smaczki.
Trochę więcej wysiłku wymaga natomiast wysłuchanie w skupieniu do końca
najbardziej rozbudowanej kompozycji, „The Place Where I Belong”. Rozumiem, że
muzyka art rockowa rządzi się pewnymi regułami, ale nigdy specjalnie nie
przepadałem za przydługimi piosenkami. Ten trzynastominutowy utwór ratuje jednak m.in. świetny
wokal Mariusza Dudy, w którym słychać ogrom pracy, jaką w ostatnich latach
lider Riverside włożył do techniki emisji swojego głosu. Z jednej strony muzyka
trochę się wlecze, z drugiej balladowy temat „The Place Where I Belong” można
potraktować jako medytacyjną odskocznię. Przewodnikiem po wyższych stanach
świadomości niech będzie piękna gitara Mellera kreśląca kojące nuty w drugiej
połowie tego utworu. Ostatnie dwa kawałki, „I’m Done With You” i „Self-Aware”, stanowią już głośniejszą klamrę
za albumem, w który warto się wsłuchać również pod kątem warstwy lirycznej.
„Powiedziałem sobie, że tego nie potrzebuję, przewijania, oglądania, czytania.
Powiedziałem sobie, że tego nie potrzebuję, aby wiedzieć, w jakim świecie
żyjemy. Odciąłem się od całego zepsutego świata, powiedziałem sobie, że tego
nie potrzebuję, że to nie moja sprawa” – śpiewa Duda w zamykającym krążek
„Self-Aware”.
Riverside do 21 marca przebywali na koncertach
w Stanach Zjednoczonych, racząc fanów w mediach społecznościowych regularną
porcją zdjęć i migawek z trasy. Uważam, że rzesze anglojęzycznych fanów za
oceanem najlepiej zweryfikowały kondycję najnowszej płyty. Warszawska grupa w
mocnej zagranicznej konkurencji gatunku rocka progresywnego musi się bowiem
mocno uwijać, ale skądinąd świetnie jej idzie. Na wyprzedanych amerykańskich koncertach oprócz siedmiu utworów zawartych na
„ID.Entity” nie zabrakło również wielu mocnych akcentów z
poprzednich udanych płyt. Od połowy kwietnia Riverside ruszają zaś z rockową
misją po Europie, najbliżej Zaolzia pojawią się w połowie lipca, goszcząc na
festiwalu Summer Fog Festival w Katowicach (15-16 lipca). Warto tam być!