sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Powrót w wielkim stylu | 30.06.2019

Lato ruszyło pełną parą. W najnowszym Pop Arcie recenzja długo wyczekiwanego albumu niemieckiej formacji Rammstein.  

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Niemiecka grupa Rammstein. Fot. mat. prasowe

RECENZJA

RAMMSTEIN – Rammstein

Nazwa albumu może być nieco myląca i sugerować, że oto mamy do czynienia z debiutem w karierze zespołu. Kto jednak śledzi rockową ewolucję na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, z niemiecką grupą Rammstein nie tylko się zetknął, ale również zmierzył.

Ten drugi czasownik odnosi się do moralnych dylematów – na ile można delektować się muzyką, w której język Goethego deklamowany jest z siłą pancerfausta. Dla niektórych maniera wokalna Tilla Lindemanna jest nie do zaakceptowania, bo słuchając jego szczekania można odnieść wrażenie, że II wojna światowa nie zakończyła się 8 maja 1945 roku, ale trwa nadal. Wszystkim, którzy borykają się z takim dylematem, zawsze odpowiadam tak samo: odrzućcie uprzedzenia, posłuchajcie tej muzyki na spokojnie. W ostateczności zapytajcie swojego germanisty w szkole, o czym są teksty wyśpiewywane przez Lindemanna. Bo za kurtyną dzieje się wiele ciekawego i na pewno dalekiego od faszystowskich konotacji. Wyczekiwany od dziesięciu lat nowy album Rammstein powala na kolana.

Płyta rozpoczyna się w stylu, do którego Rammstein przyzwyczaili swoich fanów. „Deutschland” brzmi jak żywcem wyjęty z „Herzeleid”, „Sehnsucht”, „Mutter”, „Reise, Reise”, „Rosenrot” i „Liebe ist für alle da”, czyli wyliczonych tu wszystkich poprzednich wydawnictw studyjnych grupy. Już jednak ukryty pod numerem drugim temat „Radio” podsyca naszą ciekawość do granic wytrzymałości. Świetny, przebojowy utwór nadający się idealnie do… ramówki jakiejkolwiek stacji radiowej. Kiedyś z podobnym chwytem zawojowali polskie stacje radiowe muzycy Budki Suflera. „To ja, to dla Ciebie gra Twoje Radio” – Till Lindemann i Romuald Lipko z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie spotkają się na jednej scenie, ale jednak coś ich łączy. Kto by pomyślał…

Album „Rammstein” rozwija się jak dobry film podróżniczy. Do wybranego na singla utworu „Ausländer" nakręcono rewelacyjny teledysk. Polecam go wszystkim miłośnikom Latającego Cyrku Monthy Pytona. Podobne poczucie humoru, a do tego fajny, taneczny rytm z refrenem, który można nucić w nieskończoność. Pierwszym, muzycznym „ośmiotysięcznikiem" na albumie jest szósty w kolejności temat „Puppe” utrzymany w klimatach „Opery za trzy grosze” Bertolda Brechta, tyle że na potrzeby XXI wieku. Lindemann niczym po zastrzyku adrenaliny rozprawił się w tym utworze z demonami prostytucji i kuplerstwa. W warstwie muzycznej to jeden z najlepszych kawałków w karierze zespołu i murowany kandydat do efektownego finału podczas tegorocznej trasy koncertowej.

Rammstein w swojej metamorfozie poszedł – i słusznie – za ciosem, serwując kolejną niespodziankę, balladę „Diamant”. Od teraz można się przytulać swobodnie nie tylko przy muzyce Bryana Adamsa czy Michaela Boltona, terminem „bezpieczna przytulanka” opatrzono też liryczne piosenki niemieckiej legendy industrialnego metalu. „Weit Weg” to z kolei czystej maści hard rock, jak żywcem wyjęty z najlepszych albumów Deep Purple. Piosenkę dopieszczają klimatyczne organy Hammonda oraz znajdujący się w świetnej formie obaj gitarzyści – Paul Landers i Richard Z. Kruspe. I dopiero szybko wyciszona namiastka gitarowej solówki w finale utworu sprowadza nas z obłoków na ziemię. To wciąż Rammstein, a nie Rainbow, Deep Purple czy Whitesnake. Mistrzowie gatunku zwanego industrial metal, który traktowany w ostatnich latach trochę po macoszemu, wciąż ma się świetnie. Tylko tych dziesięć lat czekania trochę się nużyło panowie...

Janusz Bittmar  

Pełna wersja Pop Artu w ostatnim, papierowym wydaniu gazety. 



Może Cię zainteresować.