Cyfry, które rzuca Witold Pasek, mówią wszystko na temat aktualnej sytuacji przemysłu zapałczanego nie tylko w Czechowicach-Dziedzicach, nie tylko w Polsce, nie tylko w Europie, ale nawet na całym świecie. Przyczyny zapaści w branży są trzy. Te główne. – Mniej ludzi pali, a jeżeli już to robi, to najczęściej odpala papierosa od zapalniczki, poza tym postęp, czyli pojawienie się zapalarek elektrycznych w kuchenkach gazowych oraz coraz bardziej popularne płyty indukcyjne – wyjaśnia rzecznik czechowickiego producenta zapałek. Aż trudno uwierzyć, że firma działa od 1919 roku i jest to ostatni zakład przemysłowy produkujący zapałki w Polsce.
Przed 1989 roku było zgoła inaczej. Po wojnie zakłady produkujące zapałki na skalę przemysłową weszły w skład Zjednoczenia Przemysłu Płyt, Sklejek i Zapałek. Oprócz Czechowic-Dziedzic, miały siedzibę w Bystrzycy Kłodzkiej na Dolnym Śląsku, w Częstochowie, Gdańsku i Sianowie (obecne województwo zachodniopomorskie). Wszystkie o przedwojennych tradycjach. Dyktowały warunki, a wszystko – jak w czasach komuny – było sterowanie ręcznie. „Góra” narzucała na przykład wzory opakowań, często z państwowotwórczym przesłaniem. Etykiety zachęcały na przykład do zaszczepienia się na gruźlicę czy prośbę o bezpieczne zachowanie się w zakładach pracy, żeby unikać wypadków. Od lat zakłady z wielkiej piątki zaczęły upadać, ostatni w Bystrzycy Kłodzkiej w 2013 roku, dając drugi oddech Czechowicom-Dziedzicom. Skoro stał się monopolistą, udawało mu się utrzymać na powierzchni. Tlen jednak szybko zaczął się kończyć i w 2021 roku w Polsce zamknie się przemysłowa produkcja zapałek. Fakty są bowiem nieubłagane. – W 2013 roku sprzedaliśmy zapałek za 33 miliony złotych, a przed rokiem za 20 milionów, co oznacza spadek w ciągu siedmiu lat o jedną trzecią – wyjaśnia Witold Pasek.
Poza Polską sytuacja też nie jest różowa. Przed rokiem upadł największy zakład na Białorusi, Pinskdrev, założony jeszcze w 1880 roku przez Polaków. Dziś praktycznie zostały w Europie dwa zakłady produkujące na skalę przemysłową zapałki – większy na Węgrzech i mniejszy w Szwecji.
Ten w Czechowicach byłby w stanie wyprodukować w skali roku... 650 milionów pudełek. Produkuje jednak kilka milionów. Bo statystyczny Polak „konsumuje” rocznie... 28 zapałek.
Właściciel zakładu w Czechowicach-Dziedzicach nie chciał zamykać zakładu z dnia na dzień, dlatego proces ten rozłożył w czasie. Ostatnia nad Wisłą zapałkownia zostanie zlikwidowana, ale nie na skutek bankructwa. – W praktyce oznacza to, że każdy dostanie to, co mu się należy. Spłacamy wszelkie wierzytelności w bankach, podpisaliśmy umowę ze związkami zawodowymi, w której określiliśmy, na jakich warunkach odejdą stąd ludzie – wyjaśnia Witold Pasek.
Więcej o zakładzie produkcji zapałek w Czechowicach-Dziedzicach piszemy w świątecznym wydaniu naszej gazety z 22 grudnia 2020.