czwartek, 27 listopada 2025
Imieniny: PL: Franciszka, Kseni, Maksymiliana| CZ: Xenie
Glos Live
/
Nahoru

Dorota Rasińska-Samoćko: w górach jesteśmy gośćmi | 27.11.2025

Dorota Rasińska-Samoćko ma na swoim koncie Koronę Himalajów i Karakorum oraz Koronę Ziemi. W pierwszym przypadku chodzi o czternaście ośmiotysięczników, która zdobyła jako pierwsza i jedyna dotąd Polka. W drugim o dziewięć najwyższych szczytów poszczególnych kontynentów, co daje jej pierwszeństwo wśród kobiet świata.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 60 s
Dorota Rasińska-Samoćko opowiadała o swojej pasji z pasją. Fot. Beata Schönwald

– Góry to dla mnie przestrzeń, gdzie można przekraczać określone granice. One zawsze były dla mnie uosobieniem wielkiej wolności i dążenia do tego, by dotknąć czegoś niedotykalnego – mówiła bohaterka gródeckiego „Fest Outdooru”. Wspinanie się na ośmiotysięczniki wymarzyła sobie jako 10-11-letnia dziewczynka, gdy wyszła z rodzicami na Giewont. – To było dla mnie wtedy wręcz namacalne, że ja będę tą jedyną Polką, która wejdzie na te wszystkie ośmiotysięczniki. To pokazuje, że jeśli jesteśmy bardzo konsekwentni, jeśli jesteśmy jednocześnie romantykami i pragmatykami, to nasze marzenia możemy spełnić. Myślę, że gdybym nie była Polką i nie uosabiała tych cech polskości – z jednej strony romantyzmu, a z drugiej strony wielkiego pragmatyzmu, to bym trudniej albo w ogóle nie zrealizowała tego marzenia – przekonywała.

Szpilki wymieniła za raki

Jej zdaniem, najtrudniejszy jest pierwszy krok. Kiedy, stając przed wyborem, trzeba ostatecznie podjąć decyzję i wyjść ze swojej strefy komfortu. – Kilkanaście lat pracowałam jako dyplomata. Jednak przyszedł taki czas, że zostawiłam swoje szpilki i garsonkę, założyłam raki i wzięłam do ręki czekan – opowiadała. Od razu zaznaczyła jednak, że to nie działo się ot, tak, że od razu wylądowała na lotnisku w Katamandu u stóp Himalajów. Najpierw były długie lata przygotowań.

Pierwsze kursy skałkowe i taternickie robiła, mają 18-19 lat. – Później całe życie przygotowywałam się w górach wysokich. Trekkingi, wspinaczki na wszystkich kontynentach i też ta Korona Ziemi były po to, żeby przejść trudy aklimatyzacji i poznać, jak organizm reaguje na 7, 8 tysiącach wysokości. Przeskok pomiędzy 6 a 8 tys. jest bowiem ogromny. Ośmiotysięcznik wymaga wielokrotnie postawienia kroku do tyłu, który ostatecznie jest krokiem do przodu. Tam nie możemy się spieszyć, musimy wczuć się w swój organizm, powiedzieć sobie „odpocznij dwa lub trzy dni”, by mieć energię na atak szczytowy – przekonywała wspinaczka. A ten czasami może trwać nawet 22 godziny. Tak było, gdy wychodziła na Gasherbrum.

Ona zrobiła to w trzy lata

Dorota Rasińska-Samoćko nie lubi określenia „zdobywczyni” gór. Uważa bowiem, że my, ludzie, jesteśmy na szczytach tylko gośćmi i mamy duże szczęście, kiedy góra pozwoli nam wejść i bezpiecznie powrócić. Jednak opisując to, czego dokonała w tak krótkim czasie, trudno jest wystrzec się takich określeń, jak zdobywanie, pokonywanie czy sforsowanie. W latach 2017-2025 zaliczała stopniowo szczyty Korony Ziemi, zaczynając od Góry Kościuszki w Australii, a 18 sierpnia br. kończąc na Elbrusie w Rosji. Koronę Himalajów i Karakorum zdobyła w trzy lata, spędzając w tym czasie 630 dni w górach na wyprawie bądź na treningu.

Najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów. Fot. ARC

– Klasyczna aklimatyzacja przy wchodzeniu na Mont Everest trwa ok. 5-6 tygodni. Wspinając się w 2022 roku w ciągu 3 miesięcy na 7 ośmiotysięczników – było nawet tak, że jednego dnia wchodziłam na Broad Peak, a kolejnego na K2 – to była już tylko kwestia regeneracji, bo aklimatyzację miałam za sobą – wspominała.

Jej pierwszym ośmiotysięcznikiem był Dach Świata. Tam, stąpając po lodowcu przekonała się, że rzeczywistość przerosła jej marzenie. – Lodowiec to jest wszystko – muzyka ciszy, muzyka płynącej wody. Kiedy idziemy, czujemy, jak pęka, trzeszczy i przez cały czas się rusza. Wtedy stajemy się częścią natury, choć wielokrotnie nie jest łatwo, kiedy kubek gorącej wody trzeba gotować przez półtorej godziny – zauważyła.

Liczy się powrót

Wysokie góry nauczyły ją, że trzeba być świetnie zorganizowanym i przygotowanym na wszystko, na każdy możliwy scenariusz, nawet ten najgorszy. – Góry nie mają litości dla nieprzygotowanych. Tam wszystko może się zdarzyć. Dlatego w górach uważam, co jem, co robię, jak szybko idę, myślę o każdym kroku i faktycznie nigdy mnie nie spotkały żadne wypadki. Nie miałam żadnego odmrożenia, ani złamania. Częściej zdarzy się coś na parkingu, gdy człowiek nie uważa – stwierdziła himalaistka.

Wchodząc na szczyt, zawsze zostawia sobie 30-40 proc. sił na powrót. Dotarcie do celu to bowiem tylko część sukcesu i to nawet wtedy, kiedy marzenia dodają nam skrzydeł. – Kiedy masz cel, wydaje ci się, że plecak nic nie waży, nawet nie odczuwasz głodu. Wchodząc na szczyt, jesteśmy przekonani, że osiągnęliśmy wiele. Jednak endorfiny i satysfakcja powodują, że nasza psychika trochę się osłabia. Wtedy tym bardziej należy się skupić na bezpiecznym zejściu – dodała polska rekordzistka.



Może Cię zainteresować.