środa, 21 maja 2025
Imieniny: PL: Jana, Moniki, Wiktora| CZ: Monika
Glos Live
/
Nahoru

Gdzie człowieka w człowieku nie ma | 04.09.2021

Nie lubię płotów, murów, nawet żywopłoty – jak są za wysokie – mnie rażą. Z drugiej strony rozumiem to, że Polska i Litwa sąsiadują z państwem, którym rządzi dyktator – mówi mieszkająca w Wilnie Ewa Wołkanowska-Kołodziej, wielokrotnie nagradzana dziennikarka i reportażystka. W pisaniu o problemach na granicy polsko-białoruskiej i litewsko-białoruskiej najważniejsze jest spojrzenie na drugiego człowieka. Człowieka, który nie miał tego szczęścia, że urodził się na przykład w Europie.

Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Ewa Wołkanowska-Kołodziej. Fot. Małgorzata Mozyro

Kojarzysz obraz „Ecce homo” namalowany przez Alberta Chmielowskiego, czyli po prostu brata Alberta?

 

– W historii malarstwa powstało wiele obrazów pod hasłem „ecce homo”. Tego autorstwa Chmielowskiego nie znam akurat, ale wszystkie mają wspólny motyw – ubiczowanego Chrystusa.

No właśnie. W tłumaczeniu z łacińskiego „ecce homo” to nic innego, jak „oto człowiek”. Jaki jest człowiek trzeciej dekady XXI wieku, doświadczony przez kolejne lockdowny, codziennie przyswajający katastroficzne wiadomości?

 

– Mam wrażenie, że człowiek jest taki sam, jak 2000 lat temu. Często padają pytania o to, jakie jest współczesne pokolenie, jak należy go odnieść do naszych babć i dziadków. I odpowiedzi chyba zawsze były takie same – starsi mówili i mówią, że dzieci to były kiedyś lepiej wychowane.

I tak samo ludzie zawsze się bali. Kategoria „swój – obcy” zawsze była obecna w życiu człowieka. To, co się dzieje ostatnio na Litwie i w Polsce, wpisuje się w podstawowy strach przed obcym i wyruszeniem w drogę. Dziś wprawdzie możemy podróżować, ale wyprawą nazywamy wyjazd „all inclusive” do Turcji na tydzień lub dwa. Po powrocie mówimy, że poznaliśmy miejscowych. Kogo konkretnie? Na przykład kelnerów w restauracji. I na tym całe poznanie się kończy.

 

Natomiast tylko pojedyncze osoby wychodzą ze swojego komfortu i wyruszają w drogę. Kiedy wracają, częstują opowieściami ze świata tych Innych.

 W twoim przypadku na pewno wyjściem ze strefy komfortu były wizyty w ośrodkach dla uchodźców...

 

–Kiedy po raz pierwszy weszłam za ogrodzenie, doświadczyłam tej obcości, inności. Trzeba być trochę szaleńcem, a reporterzy na pewno się do tej grupy zaliczają, żeby wejść w zupełnie nieznane środowisko. To jest zupełnie inna perspektywa od patrzenia na uchodźców z odległości kilkudziesięciu metrów, zza  ogrodzenia.

Cały wywiad można przeczytać w weekendowym „Głosie”.


 



Może Cię zainteresować.