sobota, 10 maja 2025
Imieniny: PL: Antoniny, Izydory, Jana| CZ: Blažena
Glos Live
/
Nahoru

Jak żyją samotni seniorzy | 24.09.2017

Żyjący w pojedynkę seniorzy należą do osób najbardziej zagrożonych samotnością. Muszą radzić sobie z wieloma rzeczami, a tymczasem sił ubywa. Dni spędzane w czterech ścianach, w których nie ma do kogo otworzyć ust, wloką się niemiłosiernie.

Ten tekst przeczytasz za 8 min. 60 s
Eugeniusz Monczka nauczył się obsługi komputera. Fot. DANUTA CHLUP

Na szczęście wielu emerytów tak ułożyło sobie życie, by samotność jak najmniej im doskwierała. Dotarliśmy do trzech osób po osiemdziesiątce, które zgodziły się nam o opowiedzieć o swoim codziennym życiu.

Najważniejsze to nie siedzieć w domu

Miniaturowe mieszkanko w karwińskim bloku, składające się z niedużego pokoju i łazienki, od 14 lat zajmuje Eugeniusz Monczka. Dawniej mieli z żoną trzypokojowe mieszkanie. Po jej śmierci zrezygnował z niego. – Po co by mi teraz było? Wystarczy mi taka kawalerka, więcej mi nie trzeba – przekonuje 87-letni wdowiec. Dodaje, że z takiego rozwiązania płyną korzyści w postaci niskiego czynszu oraz małej powierzchni do sprzątania. Nie musi się także przejmować gotowaniem posiłków, ponieważ opieka społeczna wozi lokatorom obiady ze stołówki.

Pan Eugeniusz traktuje mieszkanie przede wszystkim jako sypialnię, przyznaje, że nie lubi siedzieć w domu. Zdrowie na razie mu dopisuje, prowadzi więc bardzo aktywny tryb życia.

– We wtorki i w soboty chodzę na wycieczki z „Beskidem Śląskim”. Trzy razy w tygodniu mam spotkania w klubach seniora – dwa razy w PZKO w Karwinie-Raju, jedno popołudnie spędzam z dawnymi współpracownikami z Czeskiej Ubezpieczalni – wymienia stałe punkty swojego programu. Dodaje, że jeszcze w zeszłym roku zaliczył wszystkie wycieczki zorganizowane przez „Beskid”. Teraz już z niektórych rezygnuje, ale to raczej wyjątki.

– Należę do tych osób, które chodzą bez względu na pogodę. Bo – jak niektórzy mówią – nie ma złej pogody, są tylko nieprzygotowani turyści – śmieje się energiczny mężczyzna.

Ale to nie koniec jego aktywności. Raz w miesiącu, zawsze w czwartki, wyrusza z grupką kolegów pociągiem na Słowację. Seniorzy skwapliwie korzystają z faktu, że na Słowacji mogą za darmo podróżować koleją. Dzięki temu zwiedzili już najróżniejsze miejsca, do najbardziej przez nich lubianych należą Tatry.

Spotkania z przyjaciółmi z „Beskidu” i klubów seniora dostarczają panu Eugeniuszowi niezbędnych kontaktów z innymi ludźmi. Dzięki nim nie czuje się samotny, choć córki mieszkają daleko i wzajemne odwiedziny są raczej rzadkością. – Z sąsiadami z bloku nie utrzymuję żadnych kontaktów, nie mam tu żadnej zaufanej osoby, do której w razie potrzeby zwróciłbym się o pomoc – przyznaje Monczka.

W domu pan Eugeniusz najchętniej czyta książki. Telewizor stoi w jego pokoju, lecz mężczyzna rzadko go włącza. Za to na stare lata zapoznaje się z obsługą komputera. – Nie zdecydowałbym się na to, gdyby mnie córki nie zmusiły i nie kupiły mi laptopa – śmieje się emeryt. Laptop przydaje się. Korzysta z niego chociażby wtedy, kiedy trzeba zarezerwować darmowe bilety w słowackich pociągach pospiesznych.

Czy zastanawia się nad tym, co zrobi, kiedy sił zacznie mu brakować? – Chyba pójdę gdzieś do domu opieki. Ale nie ma co planować, nie myślę o tym zanadto – przyznaje beztrosko.

Koleżanki pilnują się nawzajem

Pani Marta mieszka na wsi, w dużym, piętrowym domu. Jej jedynym towarzyszem jest mały piesek. – Jest u mnie od siedmiu lat. Dziś już nie wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym go nie miała – mówi 84-letnia kobieta, głaszcząc zwierzątko. – Nieustannie mi towarzyszy, rano budzi mnie, bym go wypuściła do ogrodu, po południu chodzimy na spacery...

Dla pani Marty życie w pojedynkę nie jest niczym nowym, dawno zdążyła się przyzwyczaić do takiego trybu życia. W młodości rozwiodła się, natomiast samotnie mieszka od czasu, kiedy przed ponad dwudziestu laty zmarła jej matka. Już dawno zdążyła się nauczyć wielu prac uchodzących za męskie. Potrafi wymienić żarówkę, naprawić drobne rzeczy w domu, dawniej, kiedy miała więcej sił, przekopywała cały ogródek. – Teraz nie robię już pewnych rzeczy, nie koszę trawnika – zwykle syn przyjeżdża w tym celu. Mam już tylko grządki z kwiatami. Prace domowe tak sobie organizuję, bym każdego dnia zrobiła jakąś część. To już nie te czasy, kiedy w jednym dniu potrafiłam wysprzątać cały dom. Syn załatwił mi pomoc domową, która przychodzi robić duże porządki – opowiada emerytka, która zastrzegła sobie anonimowość. Jako samotnie mieszkająca kobieta boi się o swoje bezpieczeństwo.

Syn proponował pani Marcie, by zamieszkała z nim i jego rodziną. Ale to oznaczałoby dla niej całkowitą zmianę środowiska, syn mieszka bowiem poza naszym regionem. – Starego drzewa nie przesadzisz. Przyzwyczaiłam się do życia tutaj, w rodzinnej wsi. Dawniej myślałam nawet o tym, by sprzedać dom, ale kiedy poważniej zaczęłam się nad tym zastanawiać, zrobiło mi się żal. Budowaliśmy go przecież własnymi rękami, przez trzy lata – to nie było tak, jak teraz, kiedy firmy w pół roku wybudują dom na klucz – zwierza się emerytka.

Z utrzymaniem dużego domu wiążą się niemałe wydatki, ale pani Marta nie narzeka. – Sama się zdecydowałam, że będę tu nadal mieszkała, więc nie mogę się skarżyć – przyznaje szczerze. – Zresztą niewiele mi już potrzeba, nie kupuję wielu rzeczy dla siebie, więc jakoś sobie radzę.

Pani Marta ma obok siebie sąsiadów, których dobrze zna i w razie potrzeby może poprosić ich o pomoc. Ma też kilka dobrych koleżanek – w większości wdów. Panie spotykają się, razem chodzą na spacery, czasem wybiorą się do Cieszyna, gdzie lubią pospacerować po mieście, wstąpić do cukierni. O tym, że samotne starsze panie pamiętają o sobie nawzajem, przekonuję się podczas mojej wizyty u pani Marty. Naszą rozmowę przerywa telefon. Dzwoni jedna z jej przyjaciółek. – Sprawdza, czy żyję – śmieje się gospodyni. – Jak nie dzwoni ona, to ja dzwonię do niej, bo także mieszka sama.

Pani Marta wszędzie ma daleko – i do sklepu, i do lekarza, i do apteki. Ale to też jest sprawa do rozwiązania. Chętnie korzysta z gminnej taksówki dla seniorów, na większe zakupy do miasta zabiera ją koleżanka samochodem.

– Dopóki radzę sobie sama, zostanę we własnym domu. Kiedy nie będzie to już możliwe, będę musiała przenieść się do syna – podsumowuje swoją sytuację.

Nietypowy lokator domu opieki

Stanisław Stenchly w październiku będzie obchodził 84. urodziny. Od trzech lat jest wdowcem, lecz już od piętnastu mieszka w domu opieki społecznej w Czeskim Cieszynie. Choroba żony, która przez lata wymagała opieki, była powodem, dla którego małżonkowie zdecydowali się na przeprowadzkę.

Miejski Dom Opieki Społecznej w Czeskim Cieszynie jest nowoczesną placówką, która stwarza lokatorom bardzo dobre warunki. Pokój pana Stanisława jest przestronny, ładnie umeblowany. Szafki, półki, wiklinowe fotele z okrągłym stolikiem – to własność lokatora. Dzięki nim czuje się tu naprawdę jak w domu. Nie sposób nie zwrócić uwagi na pedantycznie, po wojskowemu usłane łóżko. Emeryt zdradza, że pracował w czeskocieszyńskich koszarach. Z zawodu jest mechanikiem samochodowym. – Auta nadal bardzo mnie interesują – przyznaje emeryt. Na stoliku leży czasopismo motoryzacyjne.

Stenchly nie jest typowym lokatorem domu opieki. Większość przebywających tam osób jest mocno schorowanych, ich świat ogranicza się do czterech ścian. Pan Stanisław jest jeszcze sprawny, często więc „znika” z domu. Ma rower oraz samochód. Garaż służy mu zarazem za warsztat. – Lubię majsterkować – przyznaje. W warsztacie ostrzy m.in. wszystkie noże i nożyczki, które używane są w domu seniora.

Starą poczciwą škodą felicią jeździ do Żukowa, gdzie ma duży ogród wymagający pielęgnacji. To tam spędza sporo czasu od wiosny do jesieni. Ale w piątki stara się być w domu. Wtedy w planie zajęć, które organizowane są dla lokatorów domu opieki, jest gra w rzutki, kręgle lub bingo. W sam raz coś dla aktywnych osób.

– A kiedy umrze ktoś z naszego domu seniora, zabieram chętnych do samochodu i zawożę na pogrzeb. Jestem na naszym piętrze mężem zaufania – dodaje Stenchly.

Placówka, w jakiej przebywa pan Stanisław, pełna jest ludzi. Teoretycznie ma więc z kim pogadać. W praktyce wygląda to inaczej. Wielu lokatorów cierpi na zaburzenia pamięci i inne problemy zdrowotne utrudniające komunikację. – Ale mam tu, na szczęście, dwóch takich kolegów, z którymi wyśmienicie się rozumiemy – cieszy się mój rozmówca. Nie szczędzi pochwał pod adresem personelu, nie może także narzekać na brak odwiedzin. Co tydzień przychodzi syn, czasem przyjeżdżają dalsi krewni, wpadają dawni koledzy z pracy. Stanisław Stenchly jest zadowolony z życia, jakie prowadzi.



Może Cię zainteresować.