Piotr Roszak ma niecodzienne zainteresowania. Był zawodnikiem i trenerem szermierki, założył klub modelarstwa rakietowego, hodował węże. Całe życie, choć z przerwą, zajmuje się kaktusami. O tych egzotycznych roślinach mógłby opowiadać godzinami.
– Dlaczego właśnie kaktusy? – zastanawia się nad pytaniem, które mu stawiam na początku naszej rozmowy. – Zawsze lubiłem egzotykę, interesowała mnie przyroda i geografia. W gimnazjum miałem profesora biologii, którego bardzo lubiłem. Na parapecie w szkole stał kaktus, taki zwykły, najbardziej powszechny, który można było zawsze zobaczyć w wielu domach. I właściwie od tego się zaczęło.
Kiedy pan Piotr rozpoczął studia pedagogiczne, poznał – dzięki pani Krystynie, swojej przyszłej żonie – chłopaka z Ligoty Alodialnej, posiadacza sporej kolekcji kaktusów. Wiele się od niego nauczył, kupował od niego rośliny. Dzięki przychylności znajomych z Ligoty mógł założyć na ich działce swój pierwszy inspekt, na kilkadziesiąt roślin.
Po ślubie i przeprowadzce z kamienicy do domu jednorodzinnego z werandą mógł założył małą szklarnię. Wkrótce jednak został powołany do wojska. Podczas służby wojskowej w Hodoninie na południu Moraw był po raz pierwszy na wystawie kaktusów i poznał specjalistę z Brna, który miał tam prelekcję. To sprawiło, że pan Piotr „zakochał się” w miniaturowych kaktusach.
– Zawsze podobało mi się to, co jest małe – uśmiecha się kolekcjoner. I ma na myśli nie tylko kaktusy, ale też żonę, która jest drobną, szczupłą kobietą.
Cały tekst ukaże się w piątkowym, weekendowym „Głosie”. Już dziś zachęcamy do jego lektury.