Puszczanie muzyki brzmi jak dobra zabawa, w sam raz dla nastolatków. Praca dobrego DJ-a wymaga jednak czegoś więcej, niż wybieranie jednej piosenki za drugą. To często ciężka harówa, zwłaszcza gdy chodzi o DJ-a weselnego, takiego jak mój rozmówca, Roman Kriš.
– Moi starsi bracia zawsze kupowali dużo płyt i słuchali dobrej muzyki. Od przedszkola słuchałem więc ABBY, Marka Knopflera czy Erica Claptona. Później, kiedy zacząłem chodzić do „Suszan” i Klubu Młodych na Poddaszu w MK PZKO w Suchej Górnej, pod nadzorem Marka Kożusznika próbowałem bawić się w DJ-a. W trak zwanym międzyczasie dość przypadkowo trafiłem na ludzi z branży oświetleniowej, którzy wprowadzili mnie w świat koncertów i dyskotek. To dzięki nim poznałem znanych ostrawskich DJ-ów, którzy pozwolili mi grać na wielkich dyskotekach dla tysiąca osób. Miałem wtedy zaledwie 16 lat i świat otwierał się przede mną – wspomina pan Roman.
O tym, że otwierał się coraz bardziej, świadczy chociażby to, że w wieku 20 lat wszedł w skład elitarnej 10-osobowej grupy Helax DJ’s, która prezentowała radio Helax w największych klubach w Czechach i za granicą. Ta współpraca trwała kilka lat, a jej zwieńczeniem było zaproszenie do legendarnego praskiego klubu undergroundowego „Roxy”. – Zagranie w tym klubem jest szczytem marzeń każdego DJ-a. Mnie się ono spełniło. W ciągu trzech lat otrzymałem cztery zaproszenia na główny sobotni wieczór „Climax”. Muszę przyznać, że kiedy po raz pierwszy w wieku 23 lat stanąłem przed 800-osobowym tłumem klubowiczów, trzęsły mi się kolana. Czułem ogromną odpowiedzialność wobec tych ludzi. Wiedziałem, że nie mogę ich zawieść – przekonuje, dodając, że DJ, który twierdzi, że nie odczuwa przed imprezą tremy lub dreszczyku emocji, kłamie. Na to, aby nie dać się zjeść nerwom, ma jednak receptę – jak najlepiej się przygotować.
Kolejny, już 57. odcinek „Polskiego biznesu” ukaże się już we wtorkowym drukowanym „Głosie”.