Do Bazyliki Narodzenia trzeba wejść przez drzwi pokory. Są tak niskie, że dorosły człowiek musi się mocno schylić. Zamurowano pierwotne wejście, żeby uniknąć ataków rycerzy, którzy konno wjeżdżali do środka. Betlejem oddzielone jest murem i żeby wyjechać z tego miasta do Jerozolimy leżącej w odległości kilku kilometrów, musieliśmy przekraczać granicę. Kontrolowali nas uzbrojeni od stóp do głów żołnierze. To tu urodził się Chrystus, a na Polu Pasterzy Aniołowie zwiastowali zdumionym ludziom pokój.
Niektórzy mówią, że jest życie przed Jerozolimą i po Jerozolimie (a mówiąc: Jerozolima, mają na myśli Ziemię Świętą). Mają sporo racji. Wyjazd do Ziemi Świętej staje się cezurą, sporo w życiu zmienia i inaczej widzi się to, co było w naszej wyobraźni utrwalone przez lata. Boże Narodzenie – śnieg i Matka, która „rąbek z głowy zdjęła”, żeby owinąć zziębnięte Dziecko – to wytwór naszej wyobraźni, która umiejscowiła tamto zdarzenie w naszym klimacie i w naszej rzeczywistości.
Nie da się ukryć, że pobytowi na ziemi, gdzie to wszystko się dokonało, towarzyszy niepokój, czasem strach. Nie jest to ziemia spokojna. Trzeba się było przyzwyczaić do uzbrojonych żołnierzy i wnikliwych kontroli.
Do Betlejem jechałam z Galilei i miałam za sobą widok jeziora, po którym chodził Chrystus, na brzegach którego nauczał, gdzie powołał apostołów. Przed sobą zaś Betlejem i hotel prowadzony przez mnicha, którego jeszcze spotkam wśród tych, którzy pilnują wejścia do betlejemskiej groty. Niewiele zobaczyłam w dniu przyjazdu, ale za to usłyszałam częsty i głośny śpiew muezina, wzmacniany przez głośniki, zawodzący, z nagła urywany jakby w pół słowa, by znowu za chwilę powrócić. Przez okno hotelu widziałam wyniosłą wieżę minaretu. Wczesnym rankiem obudził mnie znowu śpiew muezina i zobaczyłam piękny wschód słońca nad Betlejem. Widok z balkonu w żadnym wypadku nie odpowiadał moim wyobrażeniom o mieście, w którym narodził się Chrystus. Zobaczyłam wzgórza, na nich jasne osiedla, domy o płaskich dachach, gdzieniegdzie zielone kępy drzew i dominujący jasny kolor: różne odcienie beżu, brązu i biel.
Grota Narodzenia. Też wyobrażenia nie odpowiadają rzeczywistości. Surowe, wysokie mury, dziesiątki różnych lamp zwisających z sufitu, smukłe świece dające duszny, słodkawy zapach, ikony, srebro i złoto, ale głównie srebro i kontrast między surowymi murami i wielością dziwnie przypadkowych ozdób. Bazyliką opiekują się mnisi greccy i ormiańscy. Franciszkanie mają tu niewielką Kaplicę Żłóbka. Zaczynam schodzić wyślizganymi i niewygodnymi, półkolistymi schodami w stronę miejsca, gdzie według tradycji, narodził się Chrystus. Robi się coraz tłoczniej, coraz duszniej. I wreszcie widzę czternastoramienną gwiazdę na popękanej posadzce. Każdy podchodzi, całuje to miejsce. Mnich, który stoi nieopodal, nie pozwala dłużej się zatrzymać. Znowu zwisające nisko lampy, sporo kolorowych orientalnych tkanin. Można jeszcze chwilę uklęknąć w okolicy, gdzie stał żłóbek. Trzeba wychodzić, następni czekają. Tylko tyle, czy aż tyle?
Betlejem – miasto. Hałaśliwe targowisko, kobiety ubrane od stóp do głów, (jak wytrzymują w tym upale?), niektóre niosą na głowach kosze, handlarze głośno chwalący swój towar, na stoiskach owoce granatu, jabłka, banany, pomarańcze, mięso „dojrzewające” w upale, ozdobione pęczkami czegoś zielonego, chyba pietruszki, orientalne ubrania, naczynia, fajki wodne, które tu pali się w restauracjach i na ulicach. Nad tym wszystkim różnojęzyczny gwar i znowu tłok, więc trzeba uważać, żeby się nie zgubić.
Byłam, widziałam, doświadczyłam i przeżyłam – a jednak moja wyobraźnia wciąż z Bożym Narodzeniem uparcie wiąże zaśnieżony krajobraz. Zofia Kossak pisała: „Na czym polega czar śniegu? Że cichy Następnie, że biały. Cisza jest zawsze dostojna, jak hałas zawsze pospolity. Pośród wrzawy trudno myśleć, w ciszy człowiek jest przymuszony do zadumy i skupienia. Zgiełk rozdrabnia – cisza wyogromnia. Wielkie rzeczy, by się narodzić, potrzebują ciszy”.
Właśnie – więc cichnę już w tym momencie, kiedy czekamy na Narodzenie. I tylko na koniec dopowiem: nasze życiowe pustki niech zapełni obecność Słowa, niepokoje niech rozbroi cisza betlejemskiej nocy. A w ciszy szum anielskich skrzydeł zwiastuje wyśpiewaną przez niebieskie chóry - nie mącącą ciszy, ale z niej wypływającą pochwałę Tego, który jest, był i będzie. Spokojnych i szczęśliwych świąt!
Joanna Jurgała-Jureczka