sobota, 26 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Marii, Marzeny, Ryszarda| CZ: Oto
Glos Live
/
Nahoru

Mniej strachu, a więcej solidarności | 25.12.2022

Nie ma lęku, tak naprawdę od początku wojny to dla mnie obce uczucie. Bardziej jest niepewność własnych sił, czy na przykład będę w stanie wszystkim pomóc. Dziś już widzę, że nie jest to możliwe – mówi w rozmowie z „Głosem” pochodzący z Podhala, a pełniący posługę duszpasterską w Sanktuarium Matki Boskiej Szkaplerznej w Berdyczowie na Ukrainie ojciec Paweł Ferko, karmelita bosy. Dosłownie na kilkadziesiąt godzin wpadł do Jaworza, skąd wrócił do domu z kolejnym już w tym roku transportem darów.

Ten tekst przeczytasz za 3 min.

Od końca lutego trwa wojna na Ukrainie. Czy to są dobre warunki do tego, żeby narodził się Jezus?

– Na pewno nie, choć przecież w Betlejem też nie było łatwo.

To prawda, ale przynajmniej nad głową rodzącej Maryi nie latały pociski …

 

– Jezus przychodził na świat w różnych warunkach i okolicznościach, że przypomnę na przykład stan wojenny w Polsce. W wielu miejscach na świecie w Boże Narodzenie nie było pokoju. Na pewno nie jest to najlepszy czas dla Ukraińców, ale myślę, że jednocześnie Boże Narodzenie niesie dla nich nadzieję na zakończenie wojny i pokój. Może akurat cud Bożego Narodzenia przejawi się w taki sposób, że to wszystko się zakończy. Daj Boże, żeby tak było.

Trzeba tutaj podkreślić, że nie będą to pierwsze święta w stanie wojny na Ukrainie. Mamy przecież już za sobą Wielkanoc, która przypadła na początek wojny, kiedy to można się było spodziewać tak naprawdę wszystkiego. Atak następował z różnych strony, a ostatnio ostrzały koncentrują się na infrastrukturze energetycznej. Po kilku miesiącach wojny ludzie już wiedzą, jak się bronić i zabezpieczyć przed kolejnymi atakami. Próbujemy tak organizować życie parafialne w Berdyczowie, żeby wierni jak najmniej cierpieli. A oni sami są bardzo zmotywowani do modlitwy, jedności. Obserwujemy coraz więcej nawróceń. Jedni wracają na łono Kościoła ze strachu, inni, bo stracił kogoś bliskiego, jeszcze inni szukają pocieszenia. Na katechezę dla dorosłych raz w tygodniu przychodzi średnio 40 osób.

A ile było wcześniej, przed wybuchem wojny?

– Na pewno mniej.

A jak sytuacja wygląda w samym Berdyczowie w obwodzie żytomierskim, położonym 200 kilometrów na zachód od Kijowa i 400 kilometrów na wschód od Lwowa?

– W porównaniu z miastami, które zostały ostrzelane i zniszczone, jesteśmy w komfortowej sytuacji. Od początku konfliktu tak naprawdę raz nastąpiło uderzenie na Berdyczów, kiedy rakiety spadły na część wojskową. Z tego, co nam powiedziano w wojskowym sztabie kryzysowym, dwie rakiety leciały kiedyś na miasto, ale zostały w porę zestrzelone przez obronę przeciwlotniczą. Od pewnego momentu doświadczamy natomiast tego, z czym zmaga się cały kraj, a więc braku prądu. No i oczywiście cały czas są alarmy bombowe, kiedy trzeba wyjść ze sklepu, biura, szkoły i zejść do schronu. Przy naszym klasztorze są dwa schrony, w których zbierają się także uczniowie i nauczyciele ze szkół muzycznej i plastycznej oraz jednego przedszkola. Raz alarm trwa godzinę, innym razem trzy razy dłużej. Nie ma reguły. Na początku był chaos, a ostatnio już nawet w czasie alarmu są organizowane zajęcia dla najmłodszych i młodzieży, żeby nie było tylko bezczynnego siedzenia i oczekiwania. Słowem, ciągle się uczymy tej nowej dla nas rzeczywistości.

Cały wywiad można znaleźć w świątecznym „Głosie”.



Może Cię zainteresować.