Dzieci od trzech tygodni nie chodzą do szkoły, a od dwóch praktycznie nie mogą wychodzić z domu. O tym, co w czasach koronawirusa dziecko traci, a co zyskuje, rozmawiamy z psycholog oraz matką dwóch dzieci, Natalią Szwarc.
Dziesięć miesięcy wakacji i dwa miesiące nauki, to marzenie wielu uczniów. Teraz jakby zaczęło się spełniać. To dobrze czy źle?
– Na początku dzieci rzeczywiście przyjęły wiadomość o zamknięciu szkół jako zapowiedź nieplanowanych wakacji. Rozpoczęło się od wielkiego „wow” i fascynacji tym, że będzie dużo wolnego. W miarę upływu czasu ta radość zaczyna słabnąć i powoli ewoluuje. Podobnie zresztą jak u ludzi dorosłych emocje związane z koronawirusem się zmieniają i przybierają czasem nawet przeciwstawne postaci. Również dzieci muszą na swój sposób sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Zrozumieć, że to nie są wakacje, ale nowy, inny niż dotąd tryb życia, który wymaga pewnej samodzielności i odpowiedzialność. Poza tym trudno też mówić o jakichkolwiek wakacjach, kiedy widzimy, z jakim zaangażowaniem i determinacją szkoły podeszły do tego problemu. Bardzo mi się podoba, że nauczyciele chcą mieć kontakt z uczniami i starają się wykorzystywać wszystkie wynalazki techniki, by nie tylko przekazać im materiał do przerobienia, ale także z nimi porozmawiać.
Cały wywiad ukaże się we wtorkowym drukowany „Głosie”.