Marek Konieczny przez piętnaście dni wędrował na piechotę wzdłuż polskiego Bałtyku. Przemierzył wybrzeże z zachodu na wschód. Po powrocie do Karwiny chętnie dzieli się przeżyciami i emocjami, jakie towarzyszyły mu w drodze.
W mediach społecznościowych napisałeś, że zainspirował cię Radim Kravčík, który w pojedynkę wędrował z Karwiny na piechotę aż do Santiago de Compostela. Ale ty wybrałeś trasę bałtycką…
– Pierwotnie miałem w planie portugalską trasę do Santiago. Ale koronawirus i cała związana z nim sytuacja pokrzyżowały moje plany. Dlatego postanowiłem iść Europejskim Szlakiem Długodystansowym wzdłuż morza. Kiedy już wyruszałem w drogę, dowiedziałem się, że brzegiem Bałtyku także prowadzi Droga św. Jakuba. I wtedy zdecydowałem się, że pójdę tym szlakiem, ale w odwrotnym kierunku, z zachodu na wschód.
Jak wyglądały przygotowania do wyprawy? Bo tu przecież nie chodziło tylko o pieszą wędrówkę, ale cały czas musiałeś nieść swój bagaż.
– Jakoś specjalnie nie przygotowywałem się do drogi. Chodzę w góry, w Tatry, tam też noszę plecak, natomiast kiedy zdecydowałem się na szlak brzegiem morza, nie robiłem jakichś specjalnych dłuższych treningów z bagażem. Po prostu wyruszyłem w drogę, wiedząc, że to będzie duże wyzwanie.
Cały wywiad w najbliższym, piątkowym wydaniu gazety.