W sobotę mieszkańcy Koszarzysk oraz turyści mogli zobaczyć niepokojące kłęby dymu unoszące się nad ziemistym kopcem. Do złudzenia przypominało to wybuch obudzonego wulkanu, ale na szczęście w sporym pomniejszeniu.
Od 2009 roku Spółka Koliba wraz z Ogniskiem Górali Śląskich przy wsparciu Gminy Koszarzyska pali tzw. mielerz. Jest to stos drzewa przykryty gliną, ziemią lub darnią, w którym z kontrolowanym dostępem powietrza drewno się spala, by w efekcie wytworzyć węgiel drzewny. Zachodzi to w procesie suchej destylacji.
– We współpracy z Góralami Śląskimi i Václawem Michaličką, etnografem z Muzeum Novojičínska, próbujemy zachować te stare metody wytwarzania węgla drzewnego – mówi Josef Straka, prezes Koliby. – Moją specjalizacją i pasją są rękodzieło i wyroby rzemieślnicze, napisałem kilka publikacji na ten temat – opowiada o sobie Michalička.
Jak podkreśla etnograf, Koszarzyska to jedyne miejsce w województwie morawsko-śląskim, gdzie wypala się mielerz. Nie jest to taka prosta sprawa, gdyż trzeba ów stos pilnować przez tydzień. Nie wolno dopuścić do zbytniego rozpalenia ognia, należy go kontrolować, skraplać wodą, regulować dostęp powietrza, ubijać kopułę, by poprzez kompresję doszło do wzrostu temperatury i wytworzenia się węgla. – W tym naszym mielerzu temperatura wyniesie prawdopodobnie ok 800-900 stopni Celsjusza – dodaje Jan Kożdoń mieszkający w Koszarzyskach.
W sobotę mieszkańcy Koszarzysk, lub raczej przejeżdżający przezeń, mogli zobaczyć niepokojące kłęby dymu unoszące się nad ziemistym kopcem. Do złudzenia przypominało do wybuch obudzonego wulkanu, ale na szczęście w sporym pomniejszeniu.
Każdego roku od 2009 Spółka Koliba wraz z Ogniskiem Górali Śląskich przy poparciu Gminy Koszarzyska pali tzw. mielerza. Jest to stos drzewa przykryty gliną, ziemią lub darnią, w którym z kontrolowanym dostępem powietrza drewno się spala, by w efekcie wytworzyć węgiel drzewny. Zachodzi to w procesie suchej destylacji.
– We współpracy z Góralami Śląskimi i Václawem Michaličką, etnografem z Muzeum Novojičínska, próbujemy zachować te stare metody wytwarzania węgla drzewnego – o utrzymywaniu miejscowej kultury i folkloru mówi nam Josef Straka, prezes Koliby. – Moją specjalizacją i pasją jest rękodzieło i wyroby rzemieślnicze, napisałem kilka publikacji na ten temat – opowiada o sobie Michalička.
Jak podaje etnograf, Koszarzyska to jedyne miejsce w województwie Morawskośląskim, gdzie pali się mielerza. Nie jest to taka prosta sprawa, gdyż trzeba ów stos pilnować przez tydzień. Nie wolno dopuścić do zbytniego rozpalenia ognia, należy go kontrolować, skraplać wodą, regulować dostęp powietrza, ubijać kopułę, by poprzez kompresję doszło do wzrostu temperatury i wytworzenia się węgla. – W tym naszym mielerzu temperatura wyniesie prawdopodobnie jakieś 800 – 900 stopni Celsjusza – dodaje Jan Kożdoń mieszkający w Koszarzyskach.
Według Michalička w historii były przypadki, gdy pilnujący ognia w mielerzu wpadł do środka. W takim przypadku nie ma szans na przeżycie. – Ludzie mieszkający w górach, Wołosi pasący barany, często nie mieli wyboru i takim sposobem zarabiali na życie – opowiada Karol Kurzysz o historii związanej z paleniem mielerza na terenie Beskidów. Po II wojnie światowej ta metoda praktycznie zanikła aż do czasu, gdy tę tradycję odświeżono właśnie w Koszarzyskach. – Było to pewnego razu po mieszaniu owiec, przy gospodzie U Mielerza, gdy wspólnie z Václawem wpadliśmy na myśl, że ciekawie by było zorganizować palenie mielerza... U Mielerza – z uśmiechem komentuje Krista Straka, żona Josefa.
Zapraszamy do obejrzenia fotoreportażu z tego wydarzenia TUTAJ.