Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie – chciałbym w to wierzyć, tak jak w piosence grupy Tilt, ale sytuacja z ostatnich dni skłania raczej do pesymistycznych refleksji.
Nagonka, jaka rozpętała się na pierwszoligowy klub MFK Karwina po informacji, że kilku (na chwilę obecną czterech) piłkarzy złapało koronawirusa, w konsekwencji czego cały zespół trafił do kwarantanny, będzie raczej trudna do zatrzymania. Miłośnicy teorii spiskowych zorientowali się w całej sprawie od razu: karwińscy piłkarze sami przytaszczyli wirusa do swojej szatni, żeby zaoszczędzić sobie nerwówki w walce o uratowanie skóry...
Wy, którzy pierwsi rzucacie kamieniem, czy wam nie wstyd?
Czy ktoś przy zdrowych zmysłach chciałby celowo zarazić profesjonalnych piłkarzy koronawirusem? Albo może zawodnicy Juraja Jarábka sami skontaktowali się z chorymi górnikami, a następnie zamknęli się z nimi na dwie godziny w saunie? Wiadomo też, że koronawirusa nie wprowadził na piłkarskie salony nad Olzą trener kondycyjny młodzieżówki, jak niefortunnie sugerował Petr Mašlej, asystent trenera MFK Karwina. Mašlej snuł takie przypuszczenia na gorąco, rozmawiając z dziennikarzem Czeskiego Radia. Czasami mniej (słów) znaczy więcej, tym bardziej, kiedy chodzi o relacje z dziennikarzami, o czym wiem z własnego doświadczenia.
W trudnych dla karwińskiego klubu czasach apeluję o zdrowy rozsądek. Zdrowia, tego na chwilę obecną potrzeba zakażonym koronawirusem karwińskim piłkarzom. Najbliższe dni pokażą zaś, czy w ogóle będzie szansa na dokończenie rozgrywek w pierwotnej formule. Moim zdaniem dogrywanie sezonu za wszelką cenę, narażając zdrowie piłkarzy, mija się z celem. Niestety, jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze.