piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Marii, Marzeny, Ryszarda| CZ: Oto
Glos Live
/
Nahoru

Łęcki: Dzik(i) faszyzm | 03.02.2019

Przeczytałem ostatnio na Facebooku wpis pewnego profesora filozofii – zabijanie dzików »czysty faszyzm«. Gdy idzie o etykietki tak silnie stygmatyzujące, jak faszyzm, faszysta, faszystowski, to warto sięgnąć nie tylko do słowników. 

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 45 s
Fot. pixabay.com
 
 
Warto także zajrzeć do szkiców George’a Orwella, szerszej publiczności znanego przede wszystkim z powieści „Rok 1984”. Otóż chyba rzeczywiście tylko ktoś tak bardzo jak Orwell przenikliwy, mógł jeszcze w czasie trwania II wojny światowej, napisać: „Wszystko co można w tej chwili uczynić, to używać słowa >>faszyzm<< nieco bardziej oględnie, nie zaś – jak się to zwykle praktykuje – degradować go do rangi wyzwiska”. Po wojnie w obozie postępu społecznego, któremu wtedy tak dzielnie przewodził sam, jak go nazywano, Chorąży Pokoju, Chorąży Wolności Narodów, czyli Józef Wissarionowicz Stalin, faszystą nazywano niemal każdego, kto nie był komunistą; a już zwolennicy wolnego rynku byli wtedy faszystami z definicji. Jak bardzo określenie faszystowski stawało się później naznaczającym negatywnie kolokwializmem, niech świadczy zapis z głośnej swego czasu powieści Malcolma Bradbury’ego „Homo historicus”. Czas akcji to końcówka lat sześćdziesiątych. A w powieści dzieci państwa profesorostwa Kirków wrzeszczą – Precz z kukurydzianym faszyzmem. A wrzeszczą tak zawsze, kiedy tylko nie chce im się jeść płatków kukurydzianych. Sam profesor Kirk właśnie okrzykiem „to faszyzm!” zamykał zwycięsko każdą akademicką dyskusję. Nic dziwnego, że pociechy Kirków szybko się nauczyły od taty tego prostego chwytu. Było warto. Zawsze skutkował. Postęp profesor Kirk wprowadzał oczywiście nie tylko w domu. Oto skarży się jeden ze studentów Kirka „(…) na swoich zajęciach prowadzi pan agitacje polityczną, zaprasza pan radykalnych studentów na przyjęcia (…) wciąga w swoje akcje, demonstracje, a potem stawia im dobre stopnie. A jak ktoś nie chce się w to bawić, jak ja, na przykład, daje im pan złe oceny. Mam tu w teczce wszystkie swoje prace. I wszystko, co pan profesor na nich powypisywał: tzn. czysty faszyzm, reakcyjna bzdura”.
 
Ktoś powie – „Homo historicus” to tylko powieść. Dobra, ale „Rok 1984” Orwella też jest wreszcie tylko powieścią. Już w latach 70. ubiegłego wieku „faszyzm” zaczął funkcjonować głównie jako wyrazisty, jednoznacznie postponujący epitet. Leszek Kołakowski podsumował ówczesną modę na używanie słowa „faszysta” w taki sposób: „Słowo faszysta to ktoś, z kim się nie zgadzam, lecz nie jestem w stanie z nim polemizować na skutek mojej ignorancji” (Leszek Kołakowski, Moje słuszne poglądy na wszystko, Znak Kraków 1999, s. 402). I nieco dalej oddaje atmosferę panującą na Zachodzie w tamtych czasach („Faszystą na mocy definicji jest każdy, komu zdarzyło się być uwięzionym w kraju komunistycznym. W roku 1968 uciekinierzy z Czechosłowacji witani byli w Niemczech przez bardzo postępowych i absolutnie rewolucyjnych goszystów transparentami z napisem »faszyzm nie przejdzie«” (tamże, s. 403).

Roger Scruton to jeden z najpoważniejszych filozofów współczesnych. Przypomnę jedną z jego życiowych przygód. Daje do myślenia. Także dzisiaj, także w Polsce. To wspomnienie z początków XXI wieku. Otóż w dniu, w którym na Uniwersytecie w Glasgow przyznawano doktorat honoris causa Robertowi Mugabe, gościnny wykład profesora Rogera Scrutona poddano półoficjalnemu bojkotowi. A teraz krótkie wyjaśnienie. Mugabe, późniejszy premier i prezydent Zimbabwe, zaczynał karierę polityczną na początku lat 60. w marksistowskiej Narodowej Partii Demokratycznej. Kiedy po burzliwej karierze polityka rewolucjonisty wreszcie dorwał się do władzy absolutnej, zradykalizował swoją politykę, siłą odbierając białym farmerom ziemię i dając popieracie dawnym towarzyszom rewolucyjnym broni, urządzających okupacje gospodarstw białych. Skutek – poważny gospodarczy kryzys i wzrost napięć społecznych. Zaciekle, daleko poza granicami prawa zwalczał Mugabe opozycję (łamanie praw człowieka, areszty i tortury opozycyjnych posłów i adwokatów, areszty dziennikarzy, brak wolności słowa). Dostrzegło to i potępiło wiele rządów i organizacji międzynarodowych. Kiedy w pierwszej turze wyborów w marcu 2008 wygrał kandydat opozycji Morgan Tsvangirai, to przed drugą turą zamordowano około 90 opozycyjnych działaczy, w wyniku czego kontrkandydat Mugabe wycofał się z kandydowania. I Mugabe wygrał otrzymując ponad 85 proc. głosów. Liczenie głosów po pierwszej turze wyborów zajęło cztery miesiące, po drugiej 48 godzin. Wybory z 2008 roku opozycja nazwała „farsą”, a wspólnota międzynarodowa uznała je za nielegalne. 30 czerwca 2008 Mugabe został po raz szósty zaprzysiężony na stanowisku prezydenta. Wcześniejsze wybory z roku 2002, w których też wygrał, a jakże, Mugabe, uważa się powszechnie za sfałszowane. Tak, tak to ten sam Robert Mugabe prezydent Zimbabwe, doktor honoris causa Uniwersytetu w Glasgow. Kiedy przyznawano mu ten zaszczytny tytuł, wykład Scrutona został objęty półoficjalnym bojkotem w ramach „zamykania drzwi przed faszyzmem”. 

Całkiem niedawno przeczytałem książkę o życiu kulturalnym w okupowanym Paryżu – oto jeden z guru lewicy XX wieku, filozof Jean Paul Sartre, całkiem znośnie funkcjonował pod hitlerowską okupacją; może nie ma się co dziwić – nie zauważył niemieckiego faszyzmu nawet w połowie lat 30. w Niemczech. Sartre zaczął walczyć z faszyzmem w drugiej połowie lat 40. Za faszystę uważał generała Charlesa de Gaulle’a. 

Pozostaje pytanie: czy odpowiedzialne myślenie ma przyszłość? Czy naprawdę wystarczą do bólu przewidywalne slogany i frazesy? I jeszcze uwaga dla tych, którym (prawie) wszystko kojarzy się z (prawie) wszystkim – z początkiem lutego rozpoczyna się chiński rok dzika... 


Może Cię zainteresować.